,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiele łagodniejszym tonem. - Nie, lepiej nie. Jakoś dam sobie radę. Właściwie to jestem przyzwyczajona do samotności. Tylko że dzisiaj, no wiesz, miałam nadzieję... Maddie nie wierzyła własnym oczom. Dylan podniósł się i szybkim krokiem przemierzył pokój. Potem objął ją i mocno przytulił. Z cichym westchnieniem ulgi złożyła mu głowę na ramieniu. - Przepraszam cię, kochanie. To ja zachowałem się jak egoista. Myślałem tylko o sobie. - Objął ją jeszcze mocniej i uspokajającym gestem pogłaskał po plecach. Kochany Dylan! Teraz on ją pocieszał. Był znowu silnym, opiekuńczym, władczym mężczyzną. - Chodz, wróć! - Doprowadził Maddie z powrotem do kanapy, posadził, a następnie przyniósł jej filiżankę z kawą. - Proszę, napij się. - Wrócił do biurka i sobie też nalał kawy. - Widziałaś, ilu ludzi przyszło na przyjęcie? - odezwał się po chwili. - Byłem zdumiony. Sądziłem, że prawie nikt się nie zjawi. Widać nie wszyscy uważają mnie za mordercę. - Nikt tak nie uważa - zapewniła go. Trochę minęła się z prawdą, lecz zrobiła to w dobrym celu, żeby poprawić Dylanowi samopoczucie. Siedzieli potem długo, pili kawę i rozmawiali, pilnując się jednak, tak on jak i ona, żeby rozmowa nie zeszła na zbyt osobiste tory, a przede wszystkim nie dotknęła przeżyć Dylana. Nim nadeszła północ, zasnęli Anula & pona ous l a d an sc oboje ze zmęczenia, na siedząco, na kanapie. Była druga, kiedy Maddie ocknęła się i stwierdziła, że pół leży, pół siedzi, przytulona do Dylana, z głową wspartą na jego ramieniu. Wstała i przeciągnęła się. Dylan poruszył się przez sen i osunął na kanapę. Maddie podniosła jego zwisające na podłogę nogi, ułożyła je kanapie, a kiedy zdejmowała mu buty, wymamrotał jakieś niezrozumiałe słowa. Na koniec okryła go leżącym na oparciu kanapy miękkim, puszystym afganem. - Jestem ci wdzięczna za to, że mnie potrzebujesz - wyszeptała, pochylając się, by pocałować go leciutko w policzek. - I za to, że nie przejrzałeś mego małego podstępu. Ciepła sierpniowa noc dobiegała kresu, kiedy zostawiwszy Dylana pogrążonego w głębokim śnie, wsiadła w samochód i pojechała do domu. ROZDZIAA DZIEWITY Zebrała leżące na stole w jej domowym gabinecie papiery do teczki. Do dorocznego pikniku z okazji Zwięta Pracy zostały już tylko dwa tygodnie. Przygotowania były w pełnym toku. Na szczęście Alice okazała się prawdziwym skarbem. Posiadanie sprawnej i samodzielnej asystentki było dla Maddie szczególnie cenne w obecnej chwili, kiedy poza pracą w klubie wiele czasu poświęcała Dylanowi, odbywając z nim częste wypady w poszukiwaniu informacji mogących doprowadzić do ujęcia zabójcy jego ojca. Jednakże dotąd niewiele zdołali się dowiedzieć. Hart dotrzymał słowa i regularnie informował Dylana i Maddie o przebiegu śledztwa, które niestety też nie posuwało się naprzód. Dylana ogarniała narastająca Anula & pona ous l a d an sc frustracja, która jednak nie zmniejszała jego determinacji. Mimo ostrzeżeń Harta był zdecydowany prowadzić dalej własne dochodzenie. Maddie zeszła na dół i postawiwszy teczkę na krześle przy wyjściu z mieszkania, ruszyła w kierunku kuchni, skąd rozchodził się miły aromat świeżo upieczonych bułeczek z cynamonem. Otworzyła drzwi kuchni w momencie, gdy Thelma wysypywała wyjęte przed chwilą z pieca bułki na talerz. - Dzień dobry - rzekła, wciągając nosem smakowity zapach i siadając przy stole. - Z jakiej okazji postanowiłaś mnie uraczyć na śniadanie świeżymi bułeczkami z cynamonem? Odstawiwszy opróżnioną blachę do pieczenia do zlewu, Thelma sięgnęła po dzbanek z kawą, po czym postawiła przed Maddie kubek z parującym płynem. - Mówisz tak, jakbym nigdy nie piekła na śniadanie bułek. - Bo tak jest - odrzekła Maddie bez ogródek. - I bardzo dobrze. Sama cię prosiłam, żebyś mi zbytnio nie dogadzała. Twoje przysmaki są bardzo kuszące, ale niestety lubią się odkładać w niewłaściwych miejscach. - Maddie poklepała się po biodrach. - I bez tego mam wystarczająco zaokrąglone kształty. - Hm - mruknęła Thelma, mierząc swą chlebodawczynię [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|