,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przykład pertraktacje z Rose. Ta kobieta wyglądała na przekupną... A może lepiej było nie zawracać sobie głowy amerykańską rodziną Alice i od razu załatwić wszystko oficjalną drogą, wykorzystując kanały dyplomatyczne? Wtedy nie musiałby okłamywać tej ślicznej, szlachetnej, Bogu ducha winnej Suzanne. Do diabła, miał tego już dość, był wykończony, chyba niewiele mniej niż Suzanne, która po wejściu do apartamentu oświadczyła kategorycznym tonem: - Jest jeszcze wcześnie, ale jestem ledwo żywa i idę do łóżka. Do łóżka. Stephen natychmiast wpadł w lekki popłoch. A właściwie z jakiego powodu? Pójdzie z nią do łóżka, trochę się 71 RS postara i dziewczyna gotowa będzie z własnej woli jechać za nim na koniec świata! I przynajmniej ten problem będzie miał z głowy. Czy można jednak być aż do tego stopnia cynicznym? Owszem, tym bardziej, że to nie cynizm, a desperacja spowodowana wyższą koniecznością. Suzanne powoli szła do sypialni, zatrzymując się co chwilę, aby podziwiać kolejny fragment przepięknego dywanu. Może była to celowa prowokacja? Mówiła, że jest wykończona, lecz wyglądała o wiele lepiej niż podczas burzliwej wymiany zdań z matką. Wszystko, co powinien zrobić, to podejść i wziąć ją w ramiona. Tak, właśnie to powinien zrobić. Teraz, natychmiast. Suzanne westchnęła cichutko, kiedy jej policzek nagłe przylgnął do szerokiej, męskiej piersi. Włosy Suzanne łaskotały Stephena w brodę, więc przygładził te niesforne kosmyki, przede wszystkim po to, aby ukryć, że wcale nie czuje się tak swobodnie, jak próbował udawać. Nie przewidywał takich komplikacji, kiedy wsiadał do samolotu na małym lotniska Bersau w Aragovii. Na pożegnanie zapewniał swoich doradców, że zrobi wszystko, ale małżeństwo ze względów politycznych raczej nie wchodzi w grę. A tu proszę, nie tylko zawarł ślub dla dobra ojczyzny, ale w dodatku jego małżonka przyprawiała go o zawrót głowy. Nie wiedział, w którym dokładnie momencie podjął decyzję. Po prostu nagle zaczął iść w kierunku Suzanne. Już był przy niej i tulił ją do siebie, a ona przylgnęła do niego tak ufnie, jakby był ostatnią deską ratunku, jej nadzieją i opoką. 72 RS - Suzanne - szepnął. - Nie pozwól, żebym zaczął: się zastanawiać. - Nie pozwolę. Wzięła go mocno za rękę i przeprowadziła przez wielkie, białe drzwi ze złoconą klamką. Potem pocałowała, słodko, ale zarazem bardzo zmysłowo. Ten pocałunek był długi, żarliwy, stanowił zaproszenie do śmielszych pieszczot. Czy do takich, jakich jeszcze nigdy nie zaznała? Przypomniał sobie, co opowiadała o tych chłopcach. Z każdym spotykała się tylko raz... A przecież była śliczną, namiętną dziewczyną. - Poczekaj, Suzanne - szepnął, delikatnie odsuwając ją od siebie. - Ja... ja myślałam - zaczęła niepewnym, drżącym głosem, patrząc na niego jak zraniona sarna. A więc już sprawił jej ból. I co ma jej teraz powiedzieć? %7łe pragnie jej jak wariat, ale właśnie przechodzi kryzys, bo ruszyło go sumienie? %7łe nie zamierza do jej smutnych doświadczeń dokładać kolejnego niemiłego przeżycia? %7łe nie chce, aby rządziła nimi wyłącznie namiętność? Uległość, którą przed chwilą zobaczył w jej pociemniałych oczach, chwyciła go za serce. Nie chciał, by Suzanne była uległa. Nie, Suzanne. Zanim dasz mi swoje ciało, muszę zdobyć twoje serce. Nagle poczuł, że zalewa go fala nienawiści. Do siebie samego, do swego kraju, tej całej zakichanej racji stanu. Zatęsknił za czasami, gdy podzielał poglądy Jodie i jej ojca, a historia jego rodziny obchodziła go tyle, co zeszłoroczny śnieg. Wtedy wszystko było takie proste... 73 RS - Stephen? - To nie twoja wina, Suzanne. Ja... ja kiedyś ci to wytłumaczę. - Wiem, że nie moja, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Prawdopodobnie twoja. Naprawdę nie możesz mi tego wytłumaczyć? - Nie, jeszcze nie czas. Zabrzmiało to idiotycznie. Tłumaczył się jak wiktoriańska panna młoda, przerażona nocą poślubną. Ale Suzanne wcale nie wybuchła śmiechem, tylko nagle skuliła ramiona, zaczerwieniła się, jak podczas potyczek z matką. - Może ja niepotrzebnie tak cię pocałowałam? -spytała niepewnym głosem. - Może uważasz, że Amerykanki za bardzo... - Wiedzą, czego chcą? Nie. To jest w porządku. Trochę tylko za bardzo lubią wszystko analizować. A przecież czasami można wyjaśnić coś pózniej albo wcale, prawda? Czuł się wręcz przytłoczony winą. Znów musiał zbyć ją ogólnikami. Ogólnikami? Po prostu bezczelnie kłamał w żywe oczy. - W porządku, Stephen, dobranoc. - Dobranoc. Zabrzmiało to obrzydliwie sucho. Koniecznie musi coś jeszcze powiedzieć, coś, co będzie miłe i bezpieczne. - Jutro idziemy po zakupy, prawda? Zrobimy sprawunki dla Alice. Dobrze, że wspomniał Alice. Suzanne natychmiast się rozpogodziła, w jej oczach zapaliły się wesołe iskierki. - Oczywiście, że idziemy! Bo mój drogi, rozsądne i uwielbiające wszystko analizować Amerykanki lubią szaleć po sklepach! 74 RS ROZDZIAA SZSTY - Lubię obserwować kobietę, która jest w swoim żywiole - żartował Stephen po kilkugodzinnej wędrówce od stoiska do stoiska. - Faktycznie, teraz już wiem, jakie jest prawdziwe hobby Amerykanek! Policzki Suzanne Brown pokryły się lekkim rumieńcem. Pewnie, że uwielbiała robić zakupy, a teraz w dodatku kupowali rzeczy dla [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|