, 040. Woods Sherryl Burzliwe Ĺźycie Patsy Gresham 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pomyślę - przyrzekła, sadzając sobie pluszowego psa na kolanach. - Tymczasem wystarczy Chester.
- Chester?
- Tak. - Wzruszyła ramionami. - Nie mam pojęcia, skąd się to imię wzięło.
Justin wstał i skierował się do wyjścia. Przystanął na chwilę w progu.
- Cieszę się, że podoba ci się niespodzianka.
- Ogromnie!  zapewniła z emfazą. To najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostała.
Na kilka dni przed ślubem Sharon Lynn cały kram z prowadzeniem baru spadł na barki Patsy. Przyjęła
tę odpowiedzialność ze szczerą wdzięcznością. Zajęcia pochłonęły ją bowiem całkowicie, dzięki
czemu nie miała głowy, by bez końca roztrząsać swoją sytuację i zastanawiać się, jak długo jeszcze
uda jej się zwodzić Justina, nim odkryje prawdę.
- Na pewno sobie poradzisz, jeśli zostawię cię dziś samą? - dopytywała się Sharon Lynn.
- Na pewno - przekonywała Patsy po raz nie wiadomo który.
- Pamiętasz, jakie jajka jada pani Jenkins?
- Lekko ścięte - wyrecytowała Patsy niczym pilna uczennica lekcję wykutą na blachę.
- ATate woli...
- Ciemne pieczywo niż jasne.
108
- A Doc Dolan?
- Lubi sałatkę jajeczną z majonezem na lunch, a do tego odrobinę ziemniaczanej zapiekanki.
Sharon Lynn przytaknęła z aprobatą.
- Znakomicie. - Ruszyła ku wyjściu, po czym się odwróciła. - Wrócę z Dallas dopiero koło siódmej.
Mam przymiarkę sukni ślubnej, spotkanie z bukieciarzem i pózny lunch z druhnami, koleżankami z
liceum.
- Nie martw się, pozamykam, a utarg zaniosę do banku - zapewniła Patsy. - Pokazałaś mi przecież co i
jak.
- Wiem. Głupio mi, że zwalam ci to wszystko na głowę.
- Niczego na mnie nie zwalasz. Uprzedziłaś, przyjmując mnie do pracy, że wychodzisz za mąż i w tym
tygodniu będzie więcej roboty. Niczym się nie przejmuj i leć już, musisz zdążyć do krawcowej.
- Tyle razy szykowaliśmy się z Kyle'em, żeby stanąć przed ołtarzem, że całą tę procedurę opanowałam
na pięć z plusem.
- Tym razem wszystko się uda. Do ślubu został niecały tydzień i wszystko idzie jak po maśle.
- Mam nadzieję.
Patsy przyjrzała się uważnie przyjaciółce.
- Sharon Lynn, czy jest coś, co cię martwi?
- Właściwie to nie. To po prostu nerwy. Za każdym razem, gdy zbliżała się wyznaczona data naszego
ślubu, w ostatniej chwili następował kryzys i wszystko brało w łeb. Obawiam się, że prześladuje nas
pech.
- Nie wierzę w takie rzeczy. Idz już, zanim wujek Jordan dostanie szału. To z nim lecisz, tak?
- Tak. Masz rację. On stale się spieszy. Zadzwonię do
109
ciebie pózniej, żeby dowiedzieć się, czy wszystko w porządku.
- Jeśli zadzwonisz, poczuję się urażona.
Na ustach Sharon Lynn pojawił się szeroki uśmiech.
- Dobrze, już dobrze. - Uściskała Patsy serdecznie. -Dzięki. Jesteś nieoceniona.
- Ty też. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Sharon Lynn posłała jej przeciągłe spojrzenie, ale powstrzymała się od jakichkolwiek komentarzy.
- Dzięki raz jeszcze. - Pomachała z uśmiechem na pożegnanie.
- Zmykaj już.
- Tylko sprawdzę...
- Sharon Lynn!
- Dobrze, dobrze, już mnie nie ma. W drzwiach wpadła na Justina.
- No prószę, ty jeszcze tutaj? Tata dzwonił do mnie przed chwilą z lotniska okropnie zdenerwowany.
Miałaś być tam pół godziny temu. Ma umówione spotkanie w interesach i spózni się, jeżeli
natychmiast się nie zjawisz.
- Dlaczego nie zadzwonił do mnie?
- Twój telefon jest głuchy.
- O Boże... - jęknęła Sharon Lynn i pobladła. Rzuciła się na zaplecze.
Patsy i Justin wymienili zdumione spojrzenia i ruszyli za nią. Sharon Lynn odkładała słuchawkę na
widełki.
- Odłożyłam słuchawkę, rozmawiając ż mamą, odeszłam na chwilę sprawdzić listę weselnych
zakupów i zapomniałam o słuchawce - tłumaczyła się speszona. - Zdaje się, że kompletnie straciłam
głowę.
110
- Co wyjaśnia, dlaczego miałem też telefon od mamy - powiedział Justin z życzliwym rozbawieniem.
- Może odwiozę cię na lotnisko, skoro zamiast głowy masz sito.
Sharon Lynn podziękowała mu wdzięcznym spojrzeniem.
- Mógłbyś? - odetchnęła z ulgą. - Jesteś cudowny. Justin mrugnął porozumiewawczo do Patsy.
- Słyszałaś? Zapamiętaj to sobie.
- Wcale nie muszę, sama to wiem.
Justin stanął jak wryty, oszołomiony tym nieoczekiwanym wyznaniem. Zawahał się, jakby chęiał coś
dodać, ale Sharon Lynn chwyciła go za rękaw i pociągnęła do wyjścia.
- Niebawem tu wrócę! - krzyknął Justin od progu. - Pogadamy o tym.
Patsy pomyślała, że Justin przywiązuje zbyt wielką wagę do błahej, żartobliwej uwagi. Mogła
przewidzieć, że takie będą skutki nadmiernej szczerości. Dlaczego w porę nie ugryzła się w język?
Nic się nie stało, pocieszała samą siebie. Na jego rozmyślną prowokację odpowiedziała dowcipnym
żarcikiem, bez jakichkolwiek podtekstów, nie wykraczając poza przyjęte ramy niewinnego flirtu. Nie
przyszło jej do głowy, że Justin doszuka się w jej zachowaniu kokieterii i zachęty. Nie zamierzała
rozpalać w jego oczach tego dziwnego ognika, nie chciała zniweczyć z trudem zdobytego dystansu.
Justin przypisał jej słowom zbyt wiele treści.
Fakt pozostaje faktem, że Justin za jakiś czas wróci do baru i zażąda wyjaśnień. Patsy musi wymyślić
jeszcze jedno kłamstwo, by powstrzymać jego zapędy, choć najbardziej na święcie pragnęła, by
porwał ją w ramiona i nigdy już z nich nie wypuszczał.
111
Czy dlatego kusiła los? Czego tak naprawdę chciała? %7łeby to on przejął pałeczkę? Czy umyślnie go
sprowokowała, żeby uwolnić się od odpowiedzialności? Czy stała się kobietą zepsutą i przewrotną?
Skołowany mózg Patsy wciąż zmagał się z tym dylematem, odrzucając wszelkie odpowiedzi, jakie się
nasuwały, kiedy do baru wkroczył nieznajomy mężczyzna o siwych włosach i zuchwałym uśmiechu
Adamsów. Starszy pan usadowił się za barem, przyglądając się Patsy z nie ukrywanym upodobaniem.
- W czym mogę pomóc? - spytała, walcząc ze sobą, by nie oblać się rumieńcem pod jego świdrującym
wzrokiem.
- To zależy. Czy Patsy Gresham? Skinęła głową przytakująco.
- Jestem Harlan Adams. Ponieważ nikt nie zadał sobie trudu, żeby przywiezć cię na ranczo,
zdecydowałem, że sam się przedstawię. Jestem dziadkiem Justina.
- Bardzo mi miło.
Senior rodu Adamsów nie spuszczał z Patsy przenikliwych oczu.
- To ty jesteś kobietą, która zapędziła tego chłopca w kozi róg. - Szeroki uśmiech rozciągnął mu usta.
- Moje gratulacje!
Patsy zabrakło tchu.
- Nie wiem, co pan słyszał, ale myli się pan. Przyjaznimy się z Justinem. To zwykła znajomość, proszę
mi wierzyć.
- Nazywaj to, jak chcesz. Ważne, że wniosłaś radość w jego życie.
Patsy poczuła się oszołomiona.
- Wniosłam w jego życie jedynie zamieszanie i masę kłopotów - sprostowała.
112
Dziadek Harlan zachichotał.
- Jeszcze lepiej. Chciałbym, żebyś jutro wieczorem przyjechała do Wbite Pines na obiad. Wez ze sobą
synka. Na ranczo stale się kręcą moi wnukowie. Jeden więcej szkrab nie sprawi różnicy. Jutro zbierze
się tam cała rodzina.
- W takim razie moja obecność... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl