, 164. Pamela Toth Teraz i na zawsze 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale irytował mnie sposób, w jaki wsłuchiwałaś się w każde
jego słowo. Możesz to uznać za przejaw męskiego ego, ale
w głębi duszy chciałem, żeby ten olśniewający uśmiech był
przeznaczony dla mnie.
Liz nie wiedziała, co odpowiedzieć ani gdzie podziać
wzrok. Nie była pewna, czy żołądek podszedł jej do gar-
dła z powodu nagłego obniżenia lotu, czy z innego powodu.
Chciała zapewnić Mitcha, że nie ma powodów do zazdrości,
zwłaszcza o kogoś takiego jak Harlan, ale przecież Mitch
nie jest jej narzeczonym. Może tylko zażartował.
Mitch uniósł bezradnie ręce.
- Widzę, że moje wielkie wyznanie tylko utrudniło spra-
wę, więc może będzie lepiej, jeśli oboje zapomnimy o tym,
co powiedziałem, zgoda? Jasno dałaś do zrozumienia, że
poważnie traktujesz obowiązki zawodowe w Cates Inter-
national i wiążesz z moją firmą swoją przyszłość. Mam do
ciebie zaufanie i wierzę, że będziesz doskonałym nabyt-
kiem dla przedsiębiorstwa. Poza tym daję ci słowo, że już
nigdy nie będziesz musiała się martwić z powodu moich
przesadnych reakcji.
- Ja... - zawahała się Liz. - W porządku - dodała, sta-
rając się nadać głosowi jak najbardziej beztroskie brzmie-
nie, choć była bardziej speszona niż kiedykolwiek przedtem.
Nie potrafiła rozszyfrować szefa. Czego naprawdę może
chcieć Mitchell Cates?
S
R
- Brawo, Hawks! - zawołał Marshall, podnosząc się z ka-
napy przed telewizorem w domu rodziców. - Cholernie do-
bry strzał!
Drużyna z Seattle wreszcie zdołała wbić decydującego
gola przeciwnikom, którzy dotychczas byli niekwestiono-
wanymi liderami.
- Słownictwo! - napomniała go matka, która krzątała się
w kuchni przylegającej do pokoju.
Mitch i Marshall wymienili porozumiewające spojrzenia
i się uśmiechnęli.
- Mógłbyś zabrać stąd tę belferkę - zażartował ściszonym
głosem Mitch.
- Słyszałam! - zawołała matka, a zawtórował jej chichot
Mii.
Pomagała przyszłej teściowej przy pracach kuchennych.
- Wasza matka ma słuch jak nietoperz - włączył się ojciec.
Zagłębił się w skórzanym fotelu, który dostał na Gwiazd-
kę od Mitcha. W jednej ręce trzymał butelkę z piwem, dru-
gą co chwila sięgał do miski z krakersami.
- To też słyszałam! - Rozległ się ponownie głos z kuchni,
przebijając się ponad dzwięk telewizora plazmowego, który
podarował rodzicom Marshall.
Nie każdej niedzieli spotykali się w rodzinnym gronie,
ale Mitch bardzo lubił takie dni, zwłaszcza gdy przyjeżdżali
z college'u jego dwaj młodsi bracia blizniacy.
Dziś ich nie było, ale i tak cieszył się miłą atmosferą ro-
dzinnego domu. Matka wspaniale gotowała, a ojciec znacz-
nie złagodniał, od kiedy  chłopcy Cates" dorośli i co jakiś
czas sprawiali mu drobne przyjemności.
S
R
Kiedy mecz się skończył, Marshall wstał i się przeciągnął.
- Zorientuję się, czy Mia nie chciałaby zaczerpnąć trochę
świeżego powietrza - powiedział.
Obojętny ton i niewinny wyraz twarzy nie zwiodły
Mitcha, ale powstrzymał się przed drwinami ze starszego
brata, który był znany z zapalczywości.
- Masz ochotę na jeszcze jedno piwo? - zwrócił się do ojca.
Ten podniósł opróżnioną do połowy butelkę.
- Nie, dzięki, to mi wystarczy - odparł.
Mitch nie był amatorem piwa, poza tym po kolacji jechał
samochodem do domu, więc też poprzestał na jednym.
- Jak tam praca? - zagadnął ojca, jednym okiem zerkając
na ekran, gdzie właśnie przeprowadzano po meczu wywia-
dy z zawodnikami.
Frank Cates był przedsiębiorcą budowlanym i czterej je-
go synowie niejeden weekend i niejedne wakacje spędzili
na różnych placach budów.
- Jeśli uda nam się wylać fundamenty, zanim grunt się
wyziębi, to będę najszczęśliwszym człowiekiem pod słoń-
cem - odparł Frank.
To dopiero będzie wydarzenie, pomyślał Mitch, obser-
wując ojca, ostrożnie odstawiającego butelkę na podkładkę.
Dla ojca z całą pewnością szklanka była zawsze w połowie
pusta. Chyba urodził się pesymistą.
- Marshall wspominał, że myśli o tym, by założyć spółkę
z drugim lekarzem. Ma tyle pracy w ośrodku, że sam nie
daje rady - powiedział ojciec.
- Jest dobrym lekarzem, ludzie go lubią - stwierdził
Mitch.
S
R
Zamilkli na chwilę. W telewizji właśnie reklamowano
mrożoną pizzę.
- A co tam słychać w twojej firmie? - zainteresował się
Frank.
- Wszystko w porządku - odparł zdawkowo Mitch, nie
zamierzając rozwodzić się na ten temat.
Zawsze był zdania, że jego praca zawodowa nawet w nie-
wielkiej części nie jest tak interesująca jak praca Marshalla.
Dla rodziców nie było większego powodu do dumy niż
syn lekarz. To matka nalegała, żeby wszyscy chłopcy poszli
do college'u, ale Mitch często się zastanawiał, jak czuje się
ich ojciec, wiedząc, że żaden z synów nie wykazuje zainte-
resowania przejęciem jego przedsiębiorstwa.
- Doszły mnie słuchy, że zatrudniłeś barmankę na sta-
nowisku sekretarki - powiedział obcesowo ojciec. - Umie
przynajmniej pisać na maszynie?
- Po pierwsze, Liz pracowała w barze w naszym ośrodku
rekreacyjnym, a nie w pierwszym lepszym barze - zauwa-
żył Mitch. - Jest nie tylko sekretarką, lecz moją asystent-
ką - uściślił.
- Ach tak - mruknął ojciec.
Mitch trochę się zmartwił taką reakcją ojca, ale nie
zdołał mu niczego wyjaśnić, bo z kuchni dobiegł go głos
brata.
Marshall obejmował Mię w pasie, oboje mieli twarze za-
czerwienione od chłodu czy też z innych, sobie tylko zna-
nych powodów.
Mitch poczuł bolesne ukłucie zazdrości na widok tych
dwojga. Mia była uroczą kobietą, najwyrazniej wpatrzoną
S
R
w Marshalla, i to bynajmniej nie dlatego, że był odnoszą-
cym sukcesy lekarzem.
- Chcesz, żebym nakrył do stołu? - spytał matkę Mar-
shall, najwyrazniej chcąc się przypochlebić.
Jak można było przewidzieć, Edie Cates wyrzuciła go
z kuchni.
Marshall usiadł na kanapie i posłał Mitchowi triumfujące
spojrzenie. Kiedy dorastali, rywalizowali o. względy rodzi-
ców.
- Właśnie pytałem twojego brata o tę kobietę, którą za-
trudnił. - Frank zwrócił się do Marshalla.
Mitch zesztywniał. Miał tylko nadzieję, że brat nie po-
wtórzy jego słów o podwójnym ślubie, zwłaszcza że nie od-
powiedział na jego wiadomość.
- Masz na myśli Lizbeth - powiedział z uśmiechem Mar-
shall. - Zawsze uważałem, że marnuje się, stojąc za ba-
rem - dodał. - To bystra dziewczyna, w dodatku zna się
na ludziach i dobrze sobie radzi w różnych sytuacjach. Nie
dziwię się, że ją zaangażował.
Mitch odetchnął z ulgą. Powinien był wiedzieć, że brat
nie sypnie go przed ojcem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl