, 54.Lennox Marion Niewolnica buszu 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mandy jest moją pacjentką - odparł.
Dziewczynka leżała na łóżku skulona w mały kłębuszek i jej ciałem
wstrząsał szloch. Wyraznie nie mogła pojąć, co się stało, i była nieprzytomnie
przerażona.
- Mandy, chodz do mnie. - Sophie schyliła się, żeby przytulić małą, ale ta
nie zareagowała.
- 90 -
S
R
- Od zmroku Mandy się nie ruszyła - wyjaśniła Moira. - Już chciałam po
was dzwonić.
- Powinnaś była to zrobić. Wiesz przecież, że zawsze mam przy sobie
telefon. Mogliśmy być z powrotem już trzy godziny temu - powiedział Reith.
- Nie chciałam wam przeszkadzać. - Spojrzała na Sophie, jakby domyślała
się czegoś. - Poza tym Mandy nie jest chyba chora.
- Ale będzie, jeśli czegoś szybko nie zrobimy. - Reith wziął na ręce
sztywne ciałko i wyszedł na dwór. Sophie i Moira podążyły za nim.
Wieczorne powietrze ochłodziło zarumienione i spuchnięte policzki
Mandy i dziewczynka, zaskoczona nagłą zmianą temperatury, przestała nagle
płakać.
- Nie chcę więcej hałasów, panno Mandy Bell. Podbródek dziecka
zadrżał. Po policzku spłynęła łza, a usteczka wykrzywiły się, ponownie gotowe
do płaczu.
- Mówię poważnie. - Reith najwyrazniej nie był w nastroju do żartów. -
Właśnie schodzę po schodach do ogrodu. Lepiej bądz cicho, bo jak mnie
zdenerwujesz, to na pewno się przewrócę i wylądujemy w jakimś kolczastym
krzaku. Mandy spojrzała na Reitha z obawą i zamilkła.
- A teraz, panno Mandy, słuchaj uważnie. Dobrze? Dziewczynka prawie
niedostrzegalnie skinęła głową.
- Pani Sanderson jest bardzo zmęczona i powinna iść spać. Przecież
chcesz, żeby się tobą opiekowała przed powrotem Mary, prawda? Jeśli tak, to
pozwól jej spokojnie zasnąć i więcej nie męcz. Potem pójdziesz ze mną i doktor
Sophie na górę i my posiedzimy przy tobie, aż zaśniesz. Ale jeśli znowu
zaczniesz płakać, obudzisz panią Sanderson, więc wolelibyśmy, żebyś była
cichutko jak myszka. Możesz to dla nas zrobić?
- Tak... - wyszeptała dziewczynka.
- Obiecuję, Mandy, że cię nie zostawimy. Zawsze ktoś przy tobie będzie,
czy będziesz spać czy nie. Na razie my się tobą opiekujemy, ale już niedługo
- 91 -
S
R
pojedziesz do Mary i Teda. Teraz ukołyszemy cię do snu, za chwilę twoje oczka
się zamkną, a potem położymy cię cichutko do łóżeczka. Obudzisz się dopiero
rano i wtedy zobaczysz, że przy tobie jest doktor Sophie i pani Sanderson. Masz
jakieś pytania?
Mandy nie miała pytań,
- Dobrze, więc próbujemy zasnąć. - Reith przeszedł przez ogród w
kierunku dużego, rozłożystego drzewa gumowego i wygodnie oparł się o jego
pień. - Doktor Sophie, proszę przyjść do nas i usiąść tutaj.
- Ja popatrzę...
- Doktor Sophie! - Głos Reitha zabrzmiał stanowczo.
- Tak?
- Proszę tu przyjść i usiąść z nami. Uznała, że nie ma sensu się z nim
spierać.
Po pół godzinie Mandy usnęła. Sophie patrzyła na nią z czułością.
- Wezmę ją już do łóżka - powiedziała cicho.
- Poczekaj jeszcze chwilę - szepnął Reith. - Niech zaśnie głębiej. Nie
chcę, żeby się obudziła po drodze.
- Biedna mała - przytaknęła Sophie.
- Dzielna mała. Zobaczysz, że sobie poradzi. Mary i Ted otoczą ją
miłością i, zapewnią bezpieczeństwo, a kiedy dorośnie, znajdzie sobie miłego
kawalera...
- Nie ma w tym nic złego - oburzyła się Sophie, wyczuwając w jego
głosie drwinę.
- Ty też tak zrobiłaś, prawda? To takie zabezpieczenie na życie...
- Mandy już zasnęła - przerwała gwałtownie. Jak ten człowiek może ją tak
obrażać? Przecież prawie nic o niej nie wie! Wstała. - Daj mi ją.
- Ja ją zaniosę.
- Nie!
- 92 -
S
R
Nie chciała, żeby Reith wchodził z nią na górę, bo czuła się wtedy bardzo
niepewnie.
- Sophie... - Reith wstał ostrożnie, żeby nie zbudzić Mandy śpiącej w jego
ramionach. - To, co się zdarzyło między nami, to chwila zwykłego,
wakacyjnego zapomnienia - powiedział łagodnie.
- Oczywiście - zgodziła się Sophie i pomyślała, że powinna jak
najszybciej uciec z tego miejsca.
- Wiesz, że nie byłabyś tutaj szczęśliwa. Odgadywał jej myśli.
- Oczywiście, przecież ty zawsze masz rację. Oceniasz ludzi według
siebie i nikomu nie dajesz szansy. A teraz oddaj mi Mandy i jedz do domu.
Do domu...
Na twarzy Reitha pojawiła się niepewność.
- Czy Kevin przyjeżdża jutro?
- Tak. Nie... Chyba tak. Skinął głową.
- Więc się doczekałaś, Sophie. Jutro zaczyna się twoje szczęście, twoja
nowa przyszłość.
- Nie!
To krótkie, zdecydowane słowo zabrzmiało jak zgrzyt w nocnej ciszy.
Dlaczego ona tam ciągle stoi, myśląc o czymś, co nie może się spełnić?
Poczuła niemal ulgę, kiedy usłyszała silnik nadjeżdżającego samochodu.
Odwróciła wzrok od Reitha, żeby zobaczyć, kto jest niespodziewanym gościem.
Patrzyli oboje, jak samochód zwalnia, skręca na podjazd i wreszcie staje.
Sophie wiedziała, kto przyjechał, zanim mężczyzna wysiadł. To było
drogie auto.
Mercedes...
Kevin.
- 93 -
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
Kevin wysiadł z samochodu i spojrzał na pensjonat tak, jakby nie był
pewien, czy trafił pod właściwy adres.
Ubrany był tak samo jak w mieście: w elegancki, dobrze skrojony włoski
garnitur. Dwudniowa podróż nie zaszkodziła nawet jego perfekcyjnie obciętym
włosom.
Sophie zdziwiła się, że tak obojętnie przyjęła jego przyjazd. Zwykle,
widząc Kevina, czuła wypełniającą ją wdzięczność, która towarzyszyła jej od
momentu, kiedy się nią zaopiekował.
Ciszę przerwał Reith:
- Doktor Lynton, wydaje mi się, że pani zbłąkany rycerz czeka na
powitanie. Czy mogę zasugerować, żeby pani podeszła i powiedziała mu
 cześć"?
Kpina w głosie tego australijskiego nieokrzesańca czasami doprowadzała
ją do pasji. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl