,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mandy jest moją pacjentką - odparł. Dziewczynka leżała na łóżku skulona w mały kłębuszek i jej ciałem wstrząsał szloch. Wyraznie nie mogła pojąć, co się stało, i była nieprzytomnie przerażona. - Mandy, chodz do mnie. - Sophie schyliła się, żeby przytulić małą, ale ta nie zareagowała. - 90 - S R - Od zmroku Mandy się nie ruszyła - wyjaśniła Moira. - Już chciałam po was dzwonić. - Powinnaś była to zrobić. Wiesz przecież, że zawsze mam przy sobie telefon. Mogliśmy być z powrotem już trzy godziny temu - powiedział Reith. - Nie chciałam wam przeszkadzać. - Spojrzała na Sophie, jakby domyślała się czegoś. - Poza tym Mandy nie jest chyba chora. - Ale będzie, jeśli czegoś szybko nie zrobimy. - Reith wziął na ręce sztywne ciałko i wyszedł na dwór. Sophie i Moira podążyły za nim. Wieczorne powietrze ochłodziło zarumienione i spuchnięte policzki Mandy i dziewczynka, zaskoczona nagłą zmianą temperatury, przestała nagle płakać. - Nie chcę więcej hałasów, panno Mandy Bell. Podbródek dziecka zadrżał. Po policzku spłynęła łza, a usteczka wykrzywiły się, ponownie gotowe do płaczu. - Mówię poważnie. - Reith najwyrazniej nie był w nastroju do żartów. - Właśnie schodzę po schodach do ogrodu. Lepiej bądz cicho, bo jak mnie zdenerwujesz, to na pewno się przewrócę i wylądujemy w jakimś kolczastym krzaku. Mandy spojrzała na Reitha z obawą i zamilkła. - A teraz, panno Mandy, słuchaj uważnie. Dobrze? Dziewczynka prawie niedostrzegalnie skinęła głową. - Pani Sanderson jest bardzo zmęczona i powinna iść spać. Przecież chcesz, żeby się tobą opiekowała przed powrotem Mary, prawda? Jeśli tak, to pozwól jej spokojnie zasnąć i więcej nie męcz. Potem pójdziesz ze mną i doktor Sophie na górę i my posiedzimy przy tobie, aż zaśniesz. Ale jeśli znowu zaczniesz płakać, obudzisz panią Sanderson, więc wolelibyśmy, żebyś była cichutko jak myszka. Możesz to dla nas zrobić? - Tak... - wyszeptała dziewczynka. - Obiecuję, Mandy, że cię nie zostawimy. Zawsze ktoś przy tobie będzie, czy będziesz spać czy nie. Na razie my się tobą opiekujemy, ale już niedługo - 91 - S R pojedziesz do Mary i Teda. Teraz ukołyszemy cię do snu, za chwilę twoje oczka się zamkną, a potem położymy cię cichutko do łóżeczka. Obudzisz się dopiero rano i wtedy zobaczysz, że przy tobie jest doktor Sophie i pani Sanderson. Masz jakieś pytania? Mandy nie miała pytań, - Dobrze, więc próbujemy zasnąć. - Reith przeszedł przez ogród w kierunku dużego, rozłożystego drzewa gumowego i wygodnie oparł się o jego pień. - Doktor Sophie, proszę przyjść do nas i usiąść tutaj. - Ja popatrzę... - Doktor Sophie! - Głos Reitha zabrzmiał stanowczo. - Tak? - Proszę tu przyjść i usiąść z nami. Uznała, że nie ma sensu się z nim spierać. Po pół godzinie Mandy usnęła. Sophie patrzyła na nią z czułością. - Wezmę ją już do łóżka - powiedziała cicho. - Poczekaj jeszcze chwilę - szepnął Reith. - Niech zaśnie głębiej. Nie chcę, żeby się obudziła po drodze. - Biedna mała - przytaknęła Sophie. - Dzielna mała. Zobaczysz, że sobie poradzi. Mary i Ted otoczą ją miłością i, zapewnią bezpieczeństwo, a kiedy dorośnie, znajdzie sobie miłego kawalera... - Nie ma w tym nic złego - oburzyła się Sophie, wyczuwając w jego głosie drwinę. - Ty też tak zrobiłaś, prawda? To takie zabezpieczenie na życie... - Mandy już zasnęła - przerwała gwałtownie. Jak ten człowiek może ją tak obrażać? Przecież prawie nic o niej nie wie! Wstała. - Daj mi ją. - Ja ją zaniosę. - Nie! - 92 - S R Nie chciała, żeby Reith wchodził z nią na górę, bo czuła się wtedy bardzo niepewnie. - Sophie... - Reith wstał ostrożnie, żeby nie zbudzić Mandy śpiącej w jego ramionach. - To, co się zdarzyło między nami, to chwila zwykłego, wakacyjnego zapomnienia - powiedział łagodnie. - Oczywiście - zgodziła się Sophie i pomyślała, że powinna jak najszybciej uciec z tego miejsca. - Wiesz, że nie byłabyś tutaj szczęśliwa. Odgadywał jej myśli. - Oczywiście, przecież ty zawsze masz rację. Oceniasz ludzi według siebie i nikomu nie dajesz szansy. A teraz oddaj mi Mandy i jedz do domu. Do domu... Na twarzy Reitha pojawiła się niepewność. - Czy Kevin przyjeżdża jutro? - Tak. Nie... Chyba tak. Skinął głową. - Więc się doczekałaś, Sophie. Jutro zaczyna się twoje szczęście, twoja nowa przyszłość. - Nie! To krótkie, zdecydowane słowo zabrzmiało jak zgrzyt w nocnej ciszy. Dlaczego ona tam ciągle stoi, myśląc o czymś, co nie może się spełnić? Poczuła niemal ulgę, kiedy usłyszała silnik nadjeżdżającego samochodu. Odwróciła wzrok od Reitha, żeby zobaczyć, kto jest niespodziewanym gościem. Patrzyli oboje, jak samochód zwalnia, skręca na podjazd i wreszcie staje. Sophie wiedziała, kto przyjechał, zanim mężczyzna wysiadł. To było drogie auto. Mercedes... Kevin. - 93 - S R ROZDZIAA DZIEWITY Kevin wysiadł z samochodu i spojrzał na pensjonat tak, jakby nie był pewien, czy trafił pod właściwy adres. Ubrany był tak samo jak w mieście: w elegancki, dobrze skrojony włoski garnitur. Dwudniowa podróż nie zaszkodziła nawet jego perfekcyjnie obciętym włosom. Sophie zdziwiła się, że tak obojętnie przyjęła jego przyjazd. Zwykle, widząc Kevina, czuła wypełniającą ją wdzięczność, która towarzyszyła jej od momentu, kiedy się nią zaopiekował. Ciszę przerwał Reith: - Doktor Lynton, wydaje mi się, że pani zbłąkany rycerz czeka na powitanie. Czy mogę zasugerować, żeby pani podeszła i powiedziała mu cześć"? Kpina w głosie tego australijskiego nieokrzesańca czasami doprowadzała ją do pasji. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|