,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wtwego ojca. Wiemoczywiście, ze nie mógłby sam tego zrobić... - potrząsnęła głową. - Muszę cię o to zapytać. Padają podwaszymadresempoważneoskar- żenia. Martwię się o ciebie. - Oskarżenia Navarrone'a Santee. Nie zaprzeczaj, Erin - mruknął. Jego oczy przybrały ten samtwardy wyraz, cooczyojca. -Przykromi, żeniewidzisz, jakon posługujesię tobą, żebydotrzeć domnie. Myli się codo ojca. Ojciec może nie jest święty, ale nie zabija z zimną krwią. Przysięgam. Wiedziałbymcoś, gdyby prowadził tak brudną grę. Nie. Ojciec nie ma z tymnic wspól- nego. Nigdyjeszczenieprzemawiał takszczerzei uroczyś- cie; jej dusza nie była nigdytak rozdarta. - Zraniłamcię głęboko. - Tak. Zastanawiamsię... czywpadło ci kiedyś do głowy, że jestemwtobie zakochany, Erin? Gorączkowoszukałasłów. - Jesteś zdziwiona. Mamnadzieję, że przyjemnie. Potrzebujesz czasu, żeby zdecydować się, po której jesteś stronie. Rozumiemto. Poczekamcierpliwie. - Niewiem, coodpowiedzieć -wyszeptałaniepew- nie. - Prawda nie potrzebuje słów. - Pocałował ją delikatnie w koniuszek nosa, objął i poprowadził w kierunku domu. - Rozchmurz się. Wszystko się ułoży. Teraz chodz, wkońcu bawimy się na przyję- ciu. Określenie bawimysię" okazało się mocno przesa- dzone, przynajmniej w wypadku Erin. Gdy słońce zaszło, a ludzie ustawiali leżaki zajmując dogodne 106 us o l a d n a c s miejsca do oglądania sztucznych ogni, Erin ledwie trzymała się na nogach. Zdawało się jej, że przyjęcie trwa nieskończenie długo. Opatrzyła dziecko, które upadło koło basenu, zdzierając sobie skórę z podbródka i łokcia. Udzieliła pomocy komuś, kto zasłabł z powodu upału. Zjadła kolację przy stole Keegana, wymieniając zdawkowe uwagi z gubernatorem, burmistrzemi różnymi ludzmi interesu. Teraz bolała ją głowa, a krewetki, których zaledwie spróbowała, nie chciały jakoś ułożyć się w żołądku. Może jej także zaszkodziło słońce? Postanowiła dotrwać do końca pokazu sztucznych ogni i odnalazła w kredensie torbę, żeby połknąć dwie aspiryny. Roz- glądała się, szukając czegoś do popicia. Nie chciała jeszcze wychodzić na zewnątrz; sama myśl o napot- kaniu kolejnego amatora bezpłatnej porady lekarskiej przyprawiała ją o silniejszy ból głowy. Postanowiła pójść do łazienki. Gdy przemierzała hol, usłyszała czyjeś wołanie. Niepewnie zajrzała do gabinetu. Marsh Keegan, w swym fotelu na kółkach, robił wrażenie, jakby od dawna na nią czekał. - Przepraszam, że zakłócampanu spokój, ale wy- dawało mi się, że pan mnie wołał. - Jezu, jak ty potrafisz chować się za swymi manierami! Dokąd to szliśmy? - Do łazienki, za pozwoleniem - odpowiedziała Erin, pokazując trzymane w ręku pigułki. - Przyprawiamypanią oból głowy, pani doktor? - Po prostu ciężki dzień. Pan też wygląda na zmęczonego. - Rzeczywiście, jestemzmęczony. Chciałbymjed- 107 us o l a d n a c s nak porozmawiać z Griffem, zanim wrócę na górę. Gdzie onjest? - Mówił coś o sprawdzaniu fajerwerków. Czy mam mu powtórzyć, żeby potem do pana przyszedł? - Coz Caulfieldem? Gdzie onsię podziewa? Sama wzmianka otymczłowieku rozdrażniła Erin. - Nie mam pojęcia, nie widziałam go od wielu godzin. Chciała już wyjść z gabinetu Marsha, gdy ten nagle wycedził przez zęby: - Nie lubisz mnie, prawda? Ból głowymusi poczekać. Trzeba podjąć wyzwanie. - Chciałampana polubić. Przynajmniej zrozumieć. - Ale ja to uniemożliwiłem, co? - mruknął i dodał: - No cóż, chyba nie będę przepraszał. To twardy świat, młoda damo. %7łeby utrzymać ziemię, trzeba być tward- szymniż inni. - Czy to nie zastanawiające, że ludzie, którzy tak myślą, często zostają dyktatorami? Zaśmiał się gorzko. - Dyktatorzy, dyplomaci... czy wiesz, na czym polega ich praca? Trzeba wiedzieć, jak mocno nacis- nąć, żeby dostać to, czego się chce. Trzeba panować nad sytuacją. Oto cały sekret. - Obrzucił spojrzeniem własny portret na ścianie. - Nie osiągnąłem wszyst- kiego, co zamierzałem, ale nigdy nie dopuściłem, żeby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Erin poczuła mdłości. Jak on śmie? pomyślała, gniotąc w dłoni tabletki. Twarz Marsha Keegana przybrała rozbawiony wy- raz. - Jesteś odważna i masz klasę, przyznaję. Masz jednak głowę wypełnioną całą masą głupich przeko- 108 us o l a d n a c s nań. Stale powtarzam Griffowi, że spać z kobietą, nad którą się nie panuje, to tak, jak wpuścić do łóżka grzechotnika. On nie chce tego słuchać. Chce ciebie. - Czytoma być komplement? - Ja nie prawię komplementów. Stwierdzamfakty. Mój chłopak uparł się, że chce cię mieć. Mogłabyś być rozsądna i nie odrzucać go. Chciałbymprzed śmiercią doczekać się wnukówi wiedzieć, że życie będzie się tu toczyć dalej. Dobry Boże, pomyślała Erin, przecież się nie prze- słyszałam. - Nie jestemklaczą zarodową, panie Keegan. Poza tym lubię Griffa, ale go nie kocham. - Miłość! - żachnął się starzec. - Miłość to jedna z tych baśni, bez których świat może się obejść! Nie twierdzę, że kobiecie nie musi być w łóżku tak dobrze jak mężczyznie, ale zostawmy te wszystkie sentymen- talne brednie! Natura ludzka jest zawsze taka sama. - Czy właśnie tak usprawiedliwia pan to, co przy- darzyło się Annie Estevez? - wyrzuciła z furią wgłosie. MarshKeeganprzewiercił ją spojrzeniem. - Zająłemsię tą plotką już trzydzieści pięć lat temu. Teraz nie ma na nią miejsca w moim domu. - Trzydzieści siedem- sprostowała. - Niezłe dzie- dzictwo, które zgwałcona kobieta przekazała swemu synowi. Twarz Keegana przybrała barwę popiołu. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |