, D093. Myers Helen R. Navarrone 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wtwego ojca. Wiemoczywiście, ze nie mógłby sam
tego zrobić... - potrząsnęła głową. - Muszę cię o to
zapytać. Padają podwaszymadresempoważneoskar-
żenia. Martwię się o ciebie.
- Oskarżenia Navarrone'a Santee. Nie zaprzeczaj,
Erin - mruknął. Jego oczy przybrały ten samtwardy
wyraz, cooczyojca. -Przykromi, żeniewidzisz, jakon
posługujesię tobą, żebydotrzeć domnie. Myli się codo
ojca. Ojciec może nie jest święty, ale nie zabija z zimną
krwią. Przysięgam. Wiedziałbymcoś, gdyby prowadził
tak brudną grę. Nie. Ojciec nie ma z tymnic wspól-
nego.
Nigdyjeszczenieprzemawiał takszczerzei uroczyś-
cie; jej dusza nie była nigdytak rozdarta.
- Zraniłamcię głęboko.
- Tak. Zastanawiamsię... czywpadło ci kiedyś do
głowy, że jestemwtobie zakochany, Erin?
Gorączkowoszukałasłów.
- Jesteś zdziwiona. Mamnadzieję, że przyjemnie.
Potrzebujesz czasu, żeby zdecydować się, po której
jesteś stronie. Rozumiemto. Poczekamcierpliwie.
- Niewiem, coodpowiedzieć -wyszeptałaniepew-
nie.
- Prawda nie potrzebuje słów. - Pocałował ją
delikatnie w koniuszek nosa, objął i poprowadził
w kierunku domu. - Rozchmurz się. Wszystko się
ułoży. Teraz chodz, wkońcu bawimy się na przyję-
ciu.
Określenie  bawimysię" okazało się mocno przesa-
dzone, przynajmniej w wypadku Erin. Gdy słońce
zaszło, a ludzie ustawiali leżaki zajmując dogodne
106
us
o
l
a
d
n
a
c
s
miejsca do oglądania sztucznych ogni, Erin ledwie
trzymała się na nogach.
Zdawało się jej, że przyjęcie trwa nieskończenie
długo. Opatrzyła dziecko, które upadło koło basenu,
zdzierając sobie skórę z podbródka i łokcia. Udzieliła
pomocy komuś, kto zasłabł z powodu upału. Zjadła
kolację przy stole Keegana, wymieniając zdawkowe
uwagi z gubernatorem, burmistrzemi różnymi ludzmi
interesu. Teraz bolała ją głowa, a krewetki, których
zaledwie spróbowała, nie chciały jakoś ułożyć się
w żołądku.
Może jej także zaszkodziło słońce? Postanowiła
dotrwać do końca pokazu sztucznych ogni i odnalazła
w kredensie torbę, żeby połknąć dwie aspiryny. Roz-
glądała się, szukając czegoś do popicia. Nie chciała
jeszcze wychodzić na zewnątrz; sama myśl o napot-
kaniu kolejnego amatora bezpłatnej porady lekarskiej
przyprawiała ją o silniejszy ból głowy. Postanowiła
pójść do łazienki.
Gdy przemierzała hol, usłyszała czyjeś wołanie.
Niepewnie zajrzała do gabinetu.
Marsh Keegan, w swym fotelu na kółkach, robił
wrażenie, jakby od dawna na nią czekał.
- Przepraszam, że zakłócampanu spokój, ale wy-
dawało mi się, że pan mnie wołał.
- Jezu, jak ty potrafisz chować się za swymi
manierami! Dokąd to szliśmy?
- Do łazienki, za pozwoleniem - odpowiedziała
Erin, pokazując trzymane w ręku pigułki.
- Przyprawiamypanią oból głowy, pani doktor?
- Po prostu ciężki dzień. Pan też wygląda na
zmęczonego.
- Rzeczywiście, jestemzmęczony. Chciałbymjed-
107
us
o
l
a
d
n
a
c
s
nak porozmawiać z Griffem, zanim wrócę na górę.
Gdzie onjest?
- Mówił coś o sprawdzaniu fajerwerków. Czy mam
mu powtórzyć, żeby potem do pana przyszedł?
- Coz Caulfieldem? Gdzie onsię podziewa?
Sama wzmianka otymczłowieku rozdrażniła Erin.
- Nie mam pojęcia, nie widziałam go od wielu
godzin.
Chciała już wyjść z gabinetu Marsha, gdy ten nagle
wycedził przez zęby:
- Nie lubisz mnie, prawda?
Ból głowymusi poczekać. Trzeba podjąć wyzwanie.
- Chciałampana polubić. Przynajmniej zrozumieć.
- Ale ja to uniemożliwiłem, co? - mruknął i dodał:
- No cóż, chyba nie będę przepraszał. To twardy świat,
młoda damo. %7łeby utrzymać ziemię, trzeba być tward-
szymniż inni.
- Czy to nie zastanawiające, że ludzie, którzy tak
myślą, często zostają dyktatorami?
Zaśmiał się gorzko.
- Dyktatorzy, dyplomaci... czy wiesz, na czym
polega ich praca? Trzeba wiedzieć, jak mocno nacis-
nąć, żeby dostać to, czego się chce. Trzeba panować
nad sytuacją. Oto cały sekret. - Obrzucił spojrzeniem
własny portret na ścianie. - Nie osiągnąłem wszyst-
kiego, co zamierzałem, ale nigdy nie dopuściłem, żeby
sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Erin poczuła mdłości. Jak on śmie? pomyślała,
gniotąc w dłoni tabletki.
Twarz Marsha Keegana przybrała rozbawiony wy-
raz.
- Jesteś odważna i masz klasę, przyznaję. Masz
jednak głowę wypełnioną całą masą głupich przeko-
108
us
o
l
a
d
n
a
c
s
nań. Stale powtarzam Griffowi, że spać z kobietą, nad
którą się nie panuje, to tak, jak wpuścić do łóżka
grzechotnika. On nie chce tego słuchać. Chce ciebie.
- Czytoma być komplement?
- Ja nie prawię komplementów. Stwierdzamfakty.
Mój chłopak uparł się, że chce cię mieć. Mogłabyś być
rozsądna i nie odrzucać go. Chciałbymprzed śmiercią
doczekać się wnukówi wiedzieć, że życie będzie się tu
toczyć dalej.
Dobry Boże, pomyślała Erin, przecież się nie prze-
słyszałam.
- Nie jestemklaczą zarodową, panie Keegan. Poza
tym lubię Griffa, ale go nie kocham.
- Miłość! - żachnął się starzec. - Miłość to jedna
z tych baśni, bez których świat może się obejść! Nie
twierdzę, że kobiecie nie musi być w łóżku tak dobrze
jak mężczyznie, ale zostawmy te wszystkie sentymen-
talne brednie! Natura ludzka jest zawsze taka sama.
- Czy właśnie tak usprawiedliwia pan to, co przy-
darzyło się Annie Estevez? - wyrzuciła z furią wgłosie.
MarshKeeganprzewiercił ją spojrzeniem.
- Zająłemsię tą plotką już trzydzieści pięć lat temu.
Teraz nie ma na nią miejsca w moim domu.
- Trzydzieści siedem- sprostowała. - Niezłe dzie-
dzictwo, które zgwałcona kobieta przekazała swemu
synowi.
Twarz Keegana przybrała barwę popiołu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl