, 52TY 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cierpliwie. Po długiej chwili drzwi otwiera mi Baśka. Jest blada, rozczochrana i roześmiana jak
norka. Po swoim terytorium porusza się sprawnie i bez wahania. Robi herbatę, a potem pokazuje
swoje zdjęcia  sprzed . Rozmawiamy całe przedpołudnie. O pracy doktoranckiej, której pisanie
musiała przerwać, dzieciach, które pewnie nigdy się nie pojawią, marzeniach i prozie życia. Nikt
nie narzeka, nikt się nad nikim nie lituje. Wreszcie idziemy na spacer. Pomagam Baśce zjechać
na parter. Jakiś idiota zrobił podjazd ze schodkiem. O jeden schodek za dużo. Nie zawsze chce
się wychodzić.
Tydzień osiemnasty. Pierwszy raz w karetce. Pierwszy raz w magicznej kapsule tomografu.
Pierwszy raz śpię wyłącznie na lewym boku. Zmrużone oko i szelmowski uśmiech Tego-Tam-W-
Górze. I nagle w tym wszystkim  Baśka. Pojawia się po to, by udzielić mi lekcji życia, być moją
inspiracją& Mam wrażenie, że znamy się od lat. Pierwszy raz zaprzyjazniam się z osobą, której
choroba próbuje zagarnąć część życia& Czy rzeczywiście? Niektóre rzeczy nie zależą od Baśki,
na wiele jednak wciąż ma wpływ. Zamierza dokończyć pracę doktorancką, chce wykładać na
uczelni, wciąż ma nadzieję, że pozna kogoś, kto nie ucieknie. Nie wierzę w przypadki. Znalazłam
się w szpitalu po to, by spotkać Baśkę. Jest światem niezwykłym. Zostałam do niego zaproszona
przypadkowo, by pobrać kilka nieprzypadkowych lekcji.
Tydzień dziewiętnasty
ORZESZEK ZWITEGO ZWIERADA
 Majka, czy ty wiesz, że bez przerwy jesz?  Wojtek przygląda mi się z dezaprobatą, gdy
pochłaniam kolejną kostkę czekolady z żurawiną.
 Hej, dlaczego mi dogryzasz? Parę dni temu miałam wypadek. Muszę przecież przejść jakąś
rekonwalescencję!  Próbuję się usprawiedliwiać, czuję jednak, że z każdą minutą czekoladowa
rozkosz zamienia się w czekoladowe poczucie winy.
 Wypadek miałaś tydzień temu i w ciągu tego tygodnia pożarłaś całe nasze zapasy słodyczy.
I to się nazywa mąż! Ten podlec pogrąża mnie coraz bardziej.
 To o to ci chodzi? Nie masz co podjadać?  próbuję się odciąć.
 Nie! Zauważam tylko fakt!  stwierdza rzeczowo.  Zaczynasz się zachowywać jak
spanikowany niedzwiedz przed pierwszą falą przymrozków.
 Zazdrościsz, że dostałam dwa tygodnie zwolnienia, a ty zasuwasz od rana do wieczora!
 odpłacam mu pięknym za nadobne.
 Nie zazdroszczę. Martwię się o ciebie  zapewnia zdecydowanie nieprzekonywająco.
 Martw się lepiej, żebyś nie zapomniał pojechać do pracy!  Rozmowa zaczyna powoli
wyprowadzać mnie z równowagi.
 Mam nadzieję, że jak wrócę, to jeszcze zmieścisz się w drzwiach&
 Zobaczysz, zemszczę się!  Rzucam w niego poduszką, ale jak zwykle ma szczęście i robi
unik. Dlaczego nagle zrobił się taki wredny? Przecież zawsze wyjadam słodycze. I zawsze bez
przerwy jem. Jak się ma taką przemianę materii, to po co się ograniczać?
Wojtkowa złośliwość nie daje mi spokoju. A może jednak jestem stara, brzydka i gruba?
Może wczoraj, gdy leżeliśmy obok siebie nago, zauważył zwały tłuszczu na moim brzuchu?
Może te zwały wytłuściły mu wyobraznię i teraz kojarzę mu się z wielką szynką parmeńską? Nie
jestem żadną szynką parmeńską, udowodnię mu to!
Czy ktoś uwierzy, gdy powiem, że nigdy w życiu nie byłam jeszcze na diecie? Odkąd
pamiętam, zawsze zaliczano mnie do rodziny patyczaków. Wysokie toto, chude, z małymi
piersiami i przerośniętymi stopami. Na studiach chodziłam w zielonych rurkach z podstawówki
i kupowałam swetry z dziecięcych półek. Jak urodziłam blizniaki, moja chudość trochę zmieniła
proporcje. Zaokrąglił mi się brzuch, piersi zmieniły się z mandarynek w jabłka. Tak już zostało.
Brzuch od czasu do czasu przerasta w dynię, piersi robią się mniej soczyste, ale za bardzo mi to
nie przeszkadza.
Nie powiem, że nie przeraża mnie tyrania czasu. Nigdy jednak nie miałam obsesji na punkcie
syzyfowej walki o jędrną i gładką pupę. Z natury nie jestem próżna. No i, rzecz jasna, nadal
uwielbiam seks. A jednak zasiany przez Wojtka niepokój nie daje odsapnąć myślom. No dobrze,
tydzień dziewiętnasty będzie moim pierwszym w życiu tygodniem na diecie. To może być
całkiem niezłe ćwiczenie z wytrwałości i samodyscypliny. Genialny pomysł oblewam kubkiem
czekolady na gorąco i garścią orzeszków w karmelu. No co? Przecież jeszcze nie zaczęłam!
Muszę najpierw wymyślić jakąś dietę.
Napychając się orzeszkowym paliwem, przerzucam mniej lub bardziej idiotyczne strony
internetowe. W desperacji rzucam się na zanurzone w kurzu półki naszej domowej biblioteki.
Chaos poszukiwań owocuje zapuszczeniem się w meandry literatury w odżywianiu mało
pożytecznej. Przypadkiem  albo wręcz przeciwnie  wpada mi do rąk książka o życiu świętego
Zwierada. Mam wrażenie, jakbym znalazła zapomnianą bajkę z dzieciństwa.  Dawno, dawno
temu w maleńkiej chatce żył maleńki pustelnik, który co dzień rano zjadał jeden maleńki
orzeszek&   czytam. Podobno głodówka czyniła cuda w jego umyśle. Nie wątpię. Tylko jak
zapełnić czarną dziurę żołądka jednym orzechem? Kusi mnie, by rozszyfrować tę zagadkę.
Już samo niezjedzenie obiadu wywołuje spazmy przerażenia w moim rozpasanym brzuchu.
Wypijam trzy kubki zielonej herbaty i próbuję wymyślić zajęcie dla rąk. Prawy obojczyk wciąż
jeszcze daje mi się we znaki. Lewy, rozleniwiony, nie bywa zbytnio pomocny. Postanawiam go
pobudzić i zagnać do roboty. Myję okna. Przejrzystość żołądka musi iść w parze z przejrzystością
otaczającej mnie przestrzeni. Zaraz, zaraz. Czy ja naprawdę coś takiego wymyśliłam? Czy nie
pachnie to czasem indoktrynacją? Nie. Nie przeprowadzam żadnych czystek w kotle umysłu.
Jestem po prostu potwornie głodna.
Wieczorem Wojtek zaczyna się robić podejrzliwy.
 Co tak na mnie dziwnie patrzysz?  Wychylam się spod kołdry, taksując go świdrującym
wzrokiem.
 Nie patrzę, tylko się dziwię  wyjaśnia lakonicznie.
 Patrzysz! Gapisz się na mnie, jakbym była jakąś szynką parmeńską albo tłustą kaczką.
 Cholerny spokój męża zaczyna działać mi na nerwy.
 Majka, na miłość boską, o co ci chodzi?  Wojtek wyciąga ze stosu gazet jakieś
zapomniane  PC Magazine , dając mi do zrozumienia, że nie ma ochoty zajmować się moimi
humorami.
 O nic!  cedzę przez zęby, bezrozumnie wkurzona.
 To dlaczego pleciesz takie androny?
 A dlaczego wciąż się na mnie gapisz?  syczę. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się
nakręcam, przecież on ostentacyjnie zajął się czytaniem gazety!
 Już ci mówiłem, że się nie gapię, tylko się dziwię.
 Czemu się dziwisz?
 Zawsze o tej porze obżerałaś się jakimiś wyniuchanymi z szafek obrzydliwościami.
A dzisiaj nic? Majka, dlaczego ty nic nie jesz?  Wreszcie porzuca gazetę i odgarnia mi kosmyk
z policzka.
 Rano mówiłeś, że jem bez przerwy&  mamroczę. Zaczynam już mięknąć, ale jeszcze nie
daję za wygraną.
 No właśnie, rano jadłaś bez przerwy, a jak wróciłem z pracy, to nie jadłaś już nic.  Wojtek
dalej bawi się moimi włosami.
 I nie będę nic jadła  obwieszczam triumfalnie.
 Bo co, przechodzisz spóznioną powypadkową traumę?  Złośliwy humor Wojtka w końcu
daje o sobie znać.
 Nie przechodzę żadnej traumy. Jestem na diecie  wyznaję wstydliwie.
 Rany boskie, zjedz coś, bo gadasz od rzeczy  wzdycha mój mąż.
 Sam sobie zjedz! Tylko nie w łóżku!  rzucam swoim specjalnym, nieznoszącym sprzeciwu
tonem.
 Ale to ty zawsze jesz w łóżku  przypomina mi.
 Jadłam w łóżku, ale już nie jem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl