,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To jedna ze Strażniczek ojca - powiedział przygnębionym głosem. - Nie znam jej jednak. Prawdopodobnie pochodziła ze Strażnicy w Roble s Town lub w Uppside. Ciekawe, co robiła... Lirael skinęła głową, nie mogła jednak oderwać oczu od ciała zmarłej. Czuła się zupełnie bezużyteczna. Wszędzie przybywała za pózno, działała zbyt wolno: Southerling zostało zalane przez rzekę, po bitwie z Chlorr, potem zginęli Barra i kupcy, teraz ta kobieta. To naprawdę niesprawiedliwe, że umarła zupełnie osamotniona, choć ratunek był przecież tak blisko. Gdyby tylko szybciej wspinali się na to wzgórze albo zrezygnowali z ostatniego postoju... - Umierała tutaj od kilku dni - odezwało się Podłe Psisko, węsząc dookoła. - Nie mogła jednak przyjść z daleka, pani. Była zbyt ciężko ranna. - W takim razie gdzieś w pobliżu muszą być Hedge i Nick - stwierdził Sam, prostując się i bacznie rozglądając wokół. - Te wszystkie drzewa zupełnie zasłaniają widok i nie sposób się zorientować, gdzie jesteśmy. Być może już blisko grzbietu pasma, ale niewykluczone, że czeka nas jeszcze wiele mil drogi. - Chyba lepiej będzie, jak sprawdzę - wolno oznajmiła Lirael. Nadal wpatrywała się w martwe ciało Strażniczki. - Dowiem się, co ją zabiło i gdzie znajdują się wrogowie. - W tej sytuacji powinniśmy się pospieszyć - powiedział pies, wspinając się na tylne łapy w przypływie nagłej ekscytacji. - Rzeka na pewno zdążyła już zanieść ją daleko. - Chcesz przekroczyć granice Zmierci? - spytał Sam. - Czy to właściwa decyzja? Chodzi o to, że w pobliżu może czaić się Hedge, o ile już nie wszedł w Zmierć w oczekiwaniu na ciebie! - Wiem o tym - odparła Lirael. %7ływiła bowiem podobne wątpliwości, jak Sam. - Myślę, że mimo wszystko warto zaryzykować. Musimy ustalić, w jakim miejscu znajduje się wykop, i dowiedzieć się, co właściwie przytrafiło się Strażniczce. Nie ma sensu posuwać się dalej zupełnie na oślep. - Chyba masz rację - odparł Sam, nieświadomie zagryzając usta z niepokoju. - A co ja mam robić? - Pilnuj mojego ciała, gdy ja będę po drugiej stronie, dobrze? - poprosiła Lirael. - Pamiętaj jednak, żeby nie posługiwać się Magią Kodeksu, dopóki nie będzie to absolutnie konieczne - dodał pies. - Ktoś taki jak Hedge potrafi ją wyczuć z odległości wielu mil. Nawet w takim deszczu. - Wiem - odparł Sam. Widać było, że jest ogromnie zdenerwowany, wyciągnął bowiem miecz, a jego oczy poruszały się nieustannie, obserwując każdy krzak i każde drzewo. W pewnym momencie spojrzał również w górę i wtedy spłynęła na niego strużka deszczu, której udało się w jakiś sposób przecisnąć przez gęste listowie. Zciekła mu po szyi i dostała się za kołnierz nieprzemakalnego płaszcza, przez co nieprzyjemne doznania jeszcze się spotęgowały. W gałęziach nie czaiło się jednak nic podejrzanego, podobnie zresztą jak na skrawku nieba, który przeświecał przez korony drzew. Wyglądało na to, że w górze są tylko deszcz i chmury. Lirael również wydobyła swój miecz. Przez chwilę zastanawiała się, jakiego powinna użyć dzwonka, i położyła dłoń na pasie. Do tej pory wchodziła w Zmierć tylko raz, kiedy to o mały włos nie została pokonana i uwięziona przez Hedge a. Obiecała sobie wtedy, że następnym razem postara się być silniejsza i znacznie lepiej przygotowana. Do tej decyzji należało wybranie odpowiedniego dzwonka. Jej palce delikatnie przesuwały się po skórzanych mieszkach, aż zatrzymały się na szóstym. Lirael ostrożnie wsunęła rękę do środka i wyjęła dzwonek, przytrzymując jego serce, żeby nie rozległ się żaden dzwięk. Wybrała Saranetha, który narzucał więzy. Był to najpotężniejszy z dzwonków, nie licząc Astaraela. - Będę ci towarzyszyć, dobrze? - dopytywał się pies, okazując wielki zapał. Ciągle skakał wokół nóg Lirael i bezustannie merdał ogonem. Jego pani skinęła tylko głową na znak zgody i zaczęła przygotowywać się do wejścia w Zmierć. Tym razem nie było to takie trudne, ponieważ zgon Strażniczki uchylił w tym miejscu drzwi prowadzące z %7łycia w Zmierć. Miały pozostać otwarte jeszcze przez wiele dni i można było przez nie przechodzić w obie strony. Szybko ogarnął ją przenikliwy chłód. Przestała odczuwać wilgoć, która unosiła się w powietrzu za sprawą ciepłego deszczu. Drżała na całym ciele, jednak nadal parła do przodu, w Zmierć, aż wszystko wokół niej zniknęło - deszcz, wiatr, zapach butwiejących liści oraz twarz wpatrującego się w nią Sama. Czuła jedynie zimne, szare światło Zmierci. Rzeka spętała jej kolana i pociągnęła ją za sobą, zmuszając do pójścia naprzód. Przez moment Lirael opierała się, nie chcąc porzucić %7łycia, którego oddech czuła tuż za plecami. Wystarczyło zrobić krok do tyłu, przejść przez drzwi i znowu znalazłaby się w lesie. W ten sposób jednak niczego by się nie dowiedziała... - Jestem następczynią Abhorsenów - powiedziała do siebie szeptem i poczuła, jak pęta narzucone jej przez rzekę słabną. Możliwe, że zadziałała tu jej wyobraznia. W każdym razie poczuła się lepiej. Miała prawo być tutaj. Zrobiła jeden krok, potem następny i kolejny, by za chwilę posuwać się już równym tempem. Podłe Psisko raz po raz dawało nura do wody i również podążało naprzód, nie odstępując swojej pani. Jeżeli dopisze mi szczęście - myślała Lirael - być może uda się dogonić Strażniczkę jeszcze po tej stronie Pierwszej Bramy. - Jednakże w polu widzenia nie dostrzegała niczego, co by się poruszało lub choćby unosiło na powierzchni wraz z prądem rzeki. W oddali słychać było jedynie huk wód kłębiących się przy Pierwszej Bramie. Wsłuchiwała się bardzo uważnie w ten szum. Gdyby na chwilę ustał, znaczyłoby to, że kobieta właśnie przekracza wrota. Lirael nadal posuwała się do przodu, zwracając baczną uwagę na rozmaite zagłębienia i nieoczekiwane spadki dna. Wędrowanie z prądem rzeki było znacznie łatwiejsze i na chwilę się uspokoiła, nie na tyle jednak, żeby opuścić miecz lub dzwonek. - Ona jest tuż przed nami, pani - szepnął pies, którego nos poruszał się nie więcej niż cal nad powierzchnią wody. - Tam, na lewo. Lirael popatrzyła w kierunku wskazanym przez psa i dostrzegła pod wodą niewyrazny kształt, dryfujący w kierunku Pierwszej Bramy. Instynktownie ruszyła w tę stronę, chcąc pochwycić Strażniczkę. Dopiero po chwili uświadomiła sobie swój błąd i zatrzymała się. Nawet ci, którzy dołączyli do grona Zmarłych całkiem niedawno, mogli być niebezpieczni, i ktoś, kto był przyjacielem po stronie %7łycia, niekoniecznie pozostawał nim również w Zmierci. Bezpieczniej było nikogo nie dotykać. Dlatego Lirael schowała miecz do pochwy, a lewą ręką przytrzymywała dzwonek, by nie wydał dzwięku. Po chwili prawą dłonią złapała za mahoniowy uchwyt. Wiedziała, że jedna ręka wystarczyłaby do władania dzwonkiem, gdyby było to konieczne. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|