,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ameryki Południowej, Aten... Zmienić nazwisko, zacząć nowe życie. Sęk był w tym, że nie miał szczególnej ochoty zmieniać nazwiska i przyzwyczajeń. Drugie - oddać im pieniądze, które był winien. To znaczy, jeśli zdołałby jakoś je uzbierać. Oczywiście jedynym słusznym rozwiązaniem była druga możliwość. Ale jak to zrobić. Rozmyślając tak, w końcu zasnął. Z uczuciem potężnego kaca, Fontaine obudziła się na łomotanie do zamkniętych na klucz drzwi jej sypialni. O Boże! Zdecydowanie czuła się fatalnie. - Mrs Khaled - głos natarł na nią - jest już po dwunastej, przyniosłam pani tacę ze śniadaniem. - Niech ją pani zostawi pod drzwiami, Mrs Walters. O Boże! Ból głowy był zabójczy. Spróbowała sobie przypomnieć fragmenty poprzedniego wieczora. O Boże! Ricky. Wciąż spał w jej łóżku. Usiadła i zlustrowała pokój. Wyglądał jakby się w nim odbyło przyjęcie. O Boże! Odbyło się. Tylko ich dwoje. I co tu dużo gadać o kochanku Lady Chatterley! Zsunęła się z łóżka, narzuciła jedwabne kimono i zaczęła zastanawiać się jak pozbyć się Ricky'ego. Mrs Walters nie byłaby zaszokowana, że Fontaine spędziła noc z mężczyzną, była do tego przyzwyczajona. Ale fakt, że był to jej szofer! O Boże! - Ricky - szturchnęła go krótko i szorstko. Wstań grzecznie i spadaj. - Co? Co? - Otworzył oczy. - Gdzie ja jestem? - Wtedy przypomniał sobie. - A tak, oczywiście. Chodz tu, kochanie, dam ci trochę więcej tego, co ci zeszłej nocy dało tyle rozkoszy. Fontaine zmiażdżyła go wzrokiem. - Zapomnij o zeszłej nocy, Ricky. I nie jestem żadnym kochanie, jestem panią Khaled, i nie zapominaj o tym. A teraz ubierz się z łaski swojej i wynoś się stąd. Usiadł na łóżku. - Wywalasz mnie? - Jeśli ci chodzi o wylanie z pracy, to odpowiedz brzmi nie. Ale zapamiętaj sobie, wczorajsza noc to był wybryk twojej wyobrazni. Do ciężkiej cholery! Niezły wybryk. Przypomniał sobie bardzo wyraznie jak Mrs Khaled siedziała na nim okrakiem, odziana jedynie w futro z norek i jego czapkę szoferską, i wrzeszczała: Pierwszy przy bramie jest zwycięzcą!". Jasny gwint! Fontaine udała się do łazienki, a Ricky szybko się ubrał. Wydostał się z sypialni, prawie potykając się o tacę ze śniadaniem, i przemknął na dół. Pani Walters była zajęta odkurzaniem. Obdarzyła go pogardliwym spojrzeniem i zdegustowanym prychnię-ciem. - Dobry, pani Walters. Odwróciła się do niego plecami. Trik-trak był zawsze tą grą, w której Nico celował. Zgłosił się do londyńskiego klubu i skorzystał ze swoich umiejętności. W Londynie nie brakowało speców od trik-traka, ale Nico był dla nich więcej niż równorzędnym partnerem. Spędził popołudnie przy grze i wyszedł wczesnym wieczorem bogatszy o kilka tysięcy funtów. Niezle, ale bynajmniej nie było jeszcze powodów do zadowolenia. Potrzebował rady. Zadzwonił do Hala. Spotkali się na drinku w Trader Vics", Hal wyglądał olśniewająco w nowym białym garniturze. Nico pomacał palcami klapę marynarki. - Wygląda niezle. - Muszę się idealnie prezentować dla moich pań. Już przyjechały. Jeśli dobrze to rozegram, to mógłbym z powodzeniem wejść w posiadanie połowy Detroit nim nadejdzie jutrzejszy poranek! Pewien jesteś, że nie chcesz się przyłączyć do nas na obiad? - Jeśli mają pół melona zielonych, które włożą mi do ręki... Hal roześmiał się. - Po pięciu latach solidnego pieprzenia może byś do tego doszedł. Nico zrobił grymas. - Potrzebuję forsy trochę wcześniej. - Utkwił w Halu hipnotyczne prawie spojrzenie swoich czarnych oczu. - Mówię śmiertelnie poważnie o pieniądzach, Hal. Spłynąłem z Vegas z długiem. Myślałem, że pierścień załatwi sprawę. Teraz - zrobił gest beznadziejności - znalezli mnie. Wysłali posłańca -kobietę. Myślałem, że to piękna kobieta, której chodzi o pieprzenie się. Dostała porządne rżnięcie - a potem przekazała wiadomość. Siedem dni. Oni mówią poważnie - ty to wiesz i ja to wiem. Masz jakieś propozycje? Hal przywołał ładną kelnerkę Chinkę i zamówił jeszcze jeden Navy Grog. Hal okazywał zrozumienie. Ale nie aż takie zrozumienie. Bardzo lubił Nico. Ale jeśli kroiły się kłopoty, to chciał trzymać się z dala. - Podaj mi kilka szczegółów - powiedział, grając na zwłokę i myśląc usilnie nad pretekstem, żeby się pożegnać. - Komu wisisz? I ile? - Nie nabijałem cię w butelkę. Jestem winien Fonicettitn równe 550 tysięcy. Hal zagwizdał przeciągle. - Rany! Znam starego Joe Fonicettiego. Czy chcesz mi powiedzieć, że pozwolili ci zaciągnąć się na tyle u markierów? To niemożliwe. - Jednak możliwe, gdy z punktu przegrywasz 600 tysięcy własnej forsy. Hal ponownie zagwizdał. - Jesteś w opałach, mój przyjacielu. W poważnych opałach. Chinka przyniosła mu drinka i uśmiechnęła się tajemniczo do nich obydwóch. - Nigdy nie rżnąłem Chinki - powiedział Hal z roztargnieniem, gdy się oddaliła. - A teraz powiedz mi, Nico, kim była ta twoja kobieta-posłaniec? Czy przysłali kogoś ze Stanów? Nico potrząsnął głową. - To była Angielka. Powiedziała, że ma na imię Lynn. - Bardzo wysoka? Niezłe ciało? Nico skinął. - Znasz ją? - Dawniej była tancerką w TV. Nigdy się nie wyróżniała, dopóki nie spotkała tego faceta. - Jakiego faceta? - Feathers'a. Lynn jest jego prawą ręką. Twarda damulka - ekspert w judo, w walkach Wschodu, miałeś szczęście, że zostałeś tylko zerżnięty! - Stokrotne dzięki. - Szkoda, że nie mogę porozmawiać z Feathers'em - Hal dumał na głos. - Może moglibyśmy coś wykombinować... - Dlaczego nie możesz? - zapytał Nico. - Nie jesteśmy w obecnej chwili w najlepszych stosunkach. Chodzi o dług. Ciągnie się od dawna. - Ile? - Pięć tysięcy funtów. Cieszy się, że spłacam mu w ratach. Ale o wiele bardziej by się cieszył, gdyby dostał całą sumkę. - Zapłać mu całą sumę. Mam tyle. Traktuj to jako opłatę za pomoc. - Hej, Nico. Nie musisz tego robić. - Wiem, że nie muszę. Ale jeśli potrafisz dojść z Feathers'em do jakiegoś porozumienia i znajdziecie jakiś sposób, który on przeforsuje u Fonicettich. Może spłata w ratach, jak w twoim przypadku... Jak myślisz? Hal kiwnął powoli głową. - Zrobię co w mojej mocy.. Nico poklepał go po ramieniu. - Dzięki. Będę ci wdzięczny za wszystko, co ci się uda osiągnąć. Rozpustnie wyglądające dziewczyny w egzotycznej bieliznie przemaszerowały jak fala po wąskim podium. Fontaine, siedząca przy stoliku w pierwszym rzędzie, otwarcie ziewnęła. - yle się bawisz? - Vanessa zapytała niespokojnie. Pokaz mody zorganizowała w celu zdobycia pieniędzy na jedną ze swoich instytucji charytatywnych i mocno pragnęła, żeby okazał się sukcesem. - Nigdy mnie nie podniecało gapienie się na ciała innych kobiet - odparła Fontaine. - Czy nie ma żadnych modeli męskich? Wiesz, seksowne, młode dziewiętnastolatki w samych spodenkach i z uśmiechem? - Fontaine! Doprawdy! Ty masz patrzeć na ubiory. - Hmmm... - Fontaine powędrowała wzrokiem po restauracji, w której odbywał się pokaz. Przy wielu stolikach znudzone kobiety, wszystkie ubrane w najnowsze, najdroższe ciuchy. Tak jak ona. Boże! Czy właśnie to było całe jej życie? Moda i seks. Obydwie te rzeczy zaczęły jej brzydnąć. - Muszę niedługo wyjść - szepnęła do Vanessy. - Muszę się spotkać z moim adwokatem. Stary nudziarz Arnold grozi mi przytułkiem, jeśli wkrótce nie zdobędę jakichś pieniędzy. Te ochłapy, które mi płaci Benjamin, z ledwością wystarczają na pokrycie wydatków jednego tygodnia. Po prostu muszę [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|