, Krupiński Władysław Złote kółka 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zgodnie z gorliwymi meldunkami, które napłynęły od jednostek, szef pojawił się
przynajmniej tysiąc razy w różnych miejscowościach od Bałtyku po Tatry. Trzeba było
przeanalizować wszystkie te sygnały i ustalić rejony, w których powtarzały się one najczęściej.
Najwięcej jednak informacji nadesłał Olsztyn, Ostróda, Giżycko, Kruklanki i Mikołajki, stanica
wodna w Kamieniu, Ruciane i wiele innych miejscowości z terenu Mazur. Oficerów analizujących te
sygnały, a po pierwsze kapitana Mirskiego i porucznika Jaworskiego uderzył fakt, że daty pojawienia
się rzekomo szefa wcale się nie powtarzały i nie pokrywały. Występowała natomiast pewna logiczna
kolejność tych dat i meldunków.
 Stefan!  odezwał się kapitan Mirski spoglądając na Jaworskiego, zapuch- niętego od
zmęczenia i ślęczenia nad mapami i aktami.  Moim zdaniem facet wylądował w olsztyńskiem.
Przemawia za tym wiele. Potwierdzają to meldunki, które, mam wrażenie, są całkiem realne. Nie
wygląda mi to na nadgorliwość naszych milicjantów. Trzeba będzie tam puścić najsilniejszą ekipę.
Może pojedziesz?
 Twoja wola! Jestem gotów!  odpowiedział bez namysłu Stefan.  Czy tu, czy gdzie indziej,
pojechać muszę.
 Dobrze. Obejmiesz komendę nad olsztyńską ekipą. To jest moim zdaniem najczulsze miejsce.
Jesteś od samego początku emocjonalnie związany ze sprawą, więc najbardziej liczę na ciebie.
Zgoda?
 Zgoda. Ale mam pewną propozycję, a właściwie warunek.
 Warunek? Co za warunek? O co ci chodzi?  Kapitan podniósł zdumione oczy na
Jaworskiego, przeczuwając jakiś wyskok, odbiegający od przyjętych dotąd w praktyce milicyjnej
norm.
 Chcę zabrać ze sobą Mirę  oświadczył spokojnie Stefan.
Kapitan Mirski spojrzał na niego jak na wariata i nieoczekiwanie huknął pięścią w stół, aż Stefan
przerwał wpół słowa.
 Co?  wrzasnął.  Już się obabiłeś, musisz z kobietami jezdzić na wyprawy służbowe? To
może i ja swoją Jolę zabiorę, razem z dzieciakami? Teraz zapewne każdy oficer, kiedy mu poruczę
jakieś odpowiedzialne zadanie, zjawi się u mnie
i oświadczy, że owszem, pojedzie, ale z żoną czy kochanką, kuzynami, dziećmi
i znajomymi żony...
Stefan spokojnie wytrzymał wybuch przyjaciela.
 Daj mi dojść do słowa, Kazik. Z Mirą jeszcze się nie ożeniłem i nie mam zamiaru brać jej dla
własnej tylko przyjemności.
 Więc po co?  niecierpliwił się Mirski.
 Nie miałem ci kiedy o tym powiedzieć... Wczoraj wieczorem, kiedy pokazałem Mirze  zdjęcie
szefa, przypomniała sobie, że w czasie jednej z rozmów z Zygmuntem w kawiarni  Roxana w
pewnej chwili zobaczyła  właśnie tego człowieka...
Mirski zmrużył powątpiewająco oko.
 No dość, dość. W końcu jedz sobie z nią. Miła dziewczyna. Wiedz jednak
o tym, że wprawdzie za moim zezwoleniem, ale bierzesz ją na własną odpowiedzialność.
Na Mazury
Stefan i Mira ruszyli w stronę Giżycka. Z tego rejonu nadeszły dwa meldunki. Rozmowy
przeprowadzone z funkcjonariuszami miejscowych jednostek pozwoliły ustalić, że mężczyzna
podobny do podanego w rysopisie był tam istotnie. Doszli do wniosku, że po krótkim pobycie
wyjechał w nieokreślonym kierunku.
 Pozostają więc Mikołajki  rzekł po namyśle porucznik.  Jedziemy!
 Masz słuszność  zgodziła się
Mira.  Znam Mikołajki, byłam tam kiedyś na kursie żeglarskim. To dziura, maleńka mieścina, ale
w sezonie  palca nie da się wetknąć. Aatwo zniknąć w tłumie.
 Prujem!  włączył się sierżant Lipski.  Dodam gazu, niech się pani nie obawia, dowiozę w
całości. Jeść mi się chce, że hej! Po tej porannej herbatce w Szczytnie mam dwie kapele w brzuchu.
W Mikołajkach są dobre knajpy i jeśli dziś nie będzie roboty, to sobie kropnę jednego. Pod węgorza.
Minęły dwa dni. Mira zmęczona i zdenerwowana zwierzyła się porucznikowi, że nigdy nie
przypuszczała, jak trudną
i wyczerpującą może być praca milicjanta, choć przecież nic innego nie robili, tylko szwendali się
uliczkami, nadbrzeżem, zaglądali do łódek, wchodzili do przepełnionych w tym czasie lokali.
Jeśli spostrzegli gdzieś mężczyznę choć trochę podobnego do utrwalonego w pamięci szefa,
niezwłocznie, w sposób nader dyskretny, oglądali go ze wszystkich stron.
Następne dwa dni także spełzły na niczym. Jednak milicjanci w komisariacie uparcie twierdzili, że
mężczyzna odpowiadający rysopisowi kręcił się w Mikołajkach i okolicach. Nie pozostawało więc
nic innego, jak tylko kontynuować poszukiwania.
Następnego dnia wynajęli kajak. To było już pewne urozmaicenie w ich życiu. Teraz penetrowali
nadbrzeże i plaże.
Pod wieczór postanowili przerwać poszukiwania, czas zresztą było na kolację. Skierowali się do
brzegu, tam gdzie była przystań śródlądowych stateczków. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl