, 10 Zdobycie Kołobrzegu 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pozwalał też przy ognisku wieczorem zapomnieć o tym i przekoma-
rzał się z towarzyszami, po staremu języka na węzeł nie zawiązując,
a śmiać się umiał, gdy mu dogryzione Wszebora tylko rozruszać nic
zdołał, zresztą czasu nie stało, bo w kilka dni nadszedł książę i roz-
biwszy obóz w łuku rzecznym poniżej grodu, przysłał wezwanie na
naradę i wiadomo już było, że wkrótce zacznie się walka.
Starszyzna, ze Skarbimirem na czele, daleko objeżdżać musiała,
gdyż mosty na Leśnicy dopiero stawiać zaczęto, a do brodu dość było
daleko. Prośnicę, wczbranąjesicnnymi wodami, wpław przebyć mieli,
tak że zmierzchało już, gdy w dół rzeki skręcili do obozu. Za nią na
tle ciemniejącego już nieba rysowały się białogrodzkie baszty i bramy.
Nagle od strony zachodniej zabłysło światło i rozszerzało się, aż
niebo poczerwieniało od łuny. Skarbimir patrzył przez chwilę, po
czym mruknął:
- Most palą. Nie na wiele im się to zda, bo na dylach tarcice poło-
żym. Ale widno już wiedzą o nadejściu książęcia, a o poddaniu nie
myślą.
99
Blaski płomieni oświetlały trzy rzędy częstokołów na wałach, jak
trzy rzędy zębów w paszczy olbrzymiego smoka, z której wywinął się
drgający jęzor ognia i przerzucił przez most, dwojąc się odbiciem
w wodzie. Widok był piękny, choć grozny. Przejeżdżając, patrzyli
w milczeniu; wkrótce krwawić się przyjdzie, by szczerzące się zęby
wyłamać i dobrać się do serca.
Bolko, zamierzywszy opanować jeśli nie całe Pomorze, to znaczną
jego część, sił musiał oszczędzać, choć wrodzona zapalczywość gnała
go do walki. Dlatego, mimo że po zasięgnięciu zdania palatyna ustalił
sposób oblężenia i wydał rozkazy, nie poniechał próby skłonienia bia-
łogrodzian do uległości bez walki.
Jak zwykle ciekawy wszystkiego Bogusław na posła się wprosił,
choć przestrzegali go niektórzy, że poganie nawet nietykalności posła
gotowi nie uszanować, pewni się czując za swymi wałami. Bogusław
nie dał się jednak spłoszyć i wziąwszy dwóch wojów, z których jeden
niósł białą, drugi czerwoną tarczę, przeprawił się przez rzekę i z gałę-
zią jemioły w ręku podszedł pod bramę.
Straż dostrzegła go zaraz, a gdy się opowiedział posłem od księcia
Bolesława, kazała mu czekać na odpowiedz. Czekał dość długo, za-
nim posłyszał, jak belki i gruz pod bramą zaczęto odwalać, a tymcza-
sem rozglądał się ciekawie. Pomiarkował, że głęboki i szeroki rów
pod zewnętrznym wałem prowadzi bieżącą wodę, widocznie z Leśni-
cy, a w Prośnicy znajduje swe ujście. Nie miał już jednak czasu nad
tym rozmyślać, bo furta otwarła się i wezwano go do wejścia. Przy-
brał wyraz powagi na nienawykłe do niej oblicze i szedł za wiodącym
go wojakiem, spoglądając na boki i przepatrując, co się da, z myślą,
że jednak tu walczyć przyjdzie.
Wprowadzono go do większego od innych budynku, gdzie w ob-
szernej izbie za wielkim dębowym stołem zasiadała starszyzna grodu
z księciem Gniewomirem na czele. Skłonił się dumnie i rozpoczął:
- Pan mój i całej Polski, książę Bolesław Włodzisławowic, pokłon
wam śle i pozdrowienia, a to mi rzec kazał: jak naddziadowie jego
100
lechickim szczepem Pomorzan władali, któren jeno przez nieszczęsne
wypadki z posłuszeństwa i należnej uległości wyszedł, tak i on nigdy
dziedzictwa przodków się nie wyrzecze, na łup obcym nie odda i pa-
nować tu będzie łaskawie dla uległych, srogo dla opornych. Tedy
przestrzec was kazał, byście go nie zmuszali krwią jego rycerstwa,
która gdzie indziej potrzebna, zdobywać tego miasta wzajem waszą
krew rozlewając. Zle wam tedy przeze mnie dwie tarcze: białą i czer-
woną. Pierwsza oznacza pokój, druga - krwie rozlanie. Wybierajcie!
Między obecnymi rozległ się szmer i szepty. Gniewomir skinieniem
ręki uciszył je i odparł:
- W sąsiedniej izbie na odpowiedz zaczekajcie. Niedługo, bo i roz-
myślać nie ma nad czym.
Bogusław z towarzyszami wyszli, ale i usiąść nie zdążyli, gdy ich
przywołano. Gniewomir z twarzą nieprzeniknioną zaczął:
- Pokłon za pokłon waszemu panu! Rzeknijcie mu, że białą tarczę
wybieramy, bo korzystniejszy pokój od wojny...
Przerwał, lecz zaraz ciągnął drwiąco:
- Jeno pewniejsi go będziem, gdy się biała tarcza waszą krwią
ubroczy. Całej czy nie całej Polski jest panem, jedno pewne, że na-
szym nie będzie. Jeśli szczyt biały ma pozostać, niech idzie, skąd
przyszedł. Bronić się potrafimy zarówno przed nim, jak i przed innym
wrogiem, tedy niech nas nic straszy.
Książę Bolesław przyniesioną przez Bogusława zuchwałą odpo-
wiedz przyjął nie tylko spokojnie, ale nawet z uśmiechem. Rzekł jeno:
- U licha! Pewni swego być muszą, skoro lżyć się ośmielają. Wy-
zywają do boju, ale tam się orężem gada, nie słowy. Tedy dajmy mu głos.
Jakoż broń zagadała od rana. Bolesław opasał gród pierścieniem
wojsk i jął przygotowywać uderzenie. Polscy woje ryli podkop, by się
do wałów zbliżyć bez strat, klecili tarcice dla osłony, zwłóczyli pęki
łozy do zasypywania rowów, deski do ich przejścia, zbijali drabiny,
po których na wały drzeć się mieli. Przed bramami zaś rosły drewnia-
ne wieże ze zwodzonymi mostami na łańcuchach, które stojących na
101
szczycie wojów osłaniały, zaś po opuszczeniu mieli przejść po nich
na blanki baszt.
Białogrodzianie nie patrzyli bezczynnie na przygotowania i pociski
latały z obu stron, niewiele jednak wzajem strat wyrządzając. Bogu-
sław ze swymi zajął stanowisko od północy, przy drodze na Koło-
brzeg. Od świtu do zmroku był na nogach i wracał do swego szałasu
głodny i znużony. Cniło mu się i rad by jak najprędzej skończyć
przygotowania.
Raz, czekając na wieczerzę, położył się przy ognisku i nakrywszy
kożuchem, bo wieczór był chłodny, zadrzemał. Ocknął go gwar
i rozmowy przy sąsiednim ognisku, ale leżał dalej, bo nie chciało mu
się wychylić spod ciepłego nakrycia. Nastawił uszu posłyszawszy, że
o nim mowa.
- Skoro patrzeć, a jakowymś komesem czy wojewodą ostanie -
rzekł jeden.
- Umie się książęciu przypodchlebiać, naszymi kośćmi orać, a zda
mu się, że go żelazo nie chwyci - odparł drugi, w którym Bogusław
poznał po głosie Wszebora.
Uśmiechnął się. Wszebor wciąż mu jeszcze zawidzi, niepomny, że
nie zawsze jest czego. Przestał się jednak uśmiechać, gdy usłyszał, jak
Wszebor ciągnął:
- Przedstaw też nami na książęcą łaskę chciał zarabiać i nie pobył
długo. I ten nie pobędzie.
- W czepku się rodził. Takiemu to się wszystko wiedzie, a i do si-
wego włosa wojować potrafi nie wiedząc, co to rana, jakoby z kamie-
nia był.
- Obaczym - odburknął Wszebor. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl