, Dynastia Connellych 10 Garbera Katherine Kopciuszek w Las Vegas 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zależy, nawet jeśli było to ciepło przyjaźni, która
janessa+anula
66
łączyła go z jej bratem. Ale zrozumiała, stojąc blisko
niego, że to tylko żądza.
- Jeśli będziemyteraz uprawiać seks, możemypo-
temporozmawiać? - spytała.
Cofnęła się o krok, gotowa uciec, ale złapał ją za
rękę. Musiała zdjąć tę sukienkę, bo uwierzyła wilu-
zję, choć onją ostrzegał, bytegonie robiła. Jegooczy
płonęły. Musiała uciekać, i to szybko.
- Cholera, Lynn, gdy ty i ja pójdziemy do łóżka,
to będzie coś więcej niż seks.
Ostrożniewysunęłarękęzjegodłoni.
- Chciałabymwtowierzyć.
Pozwól jej odejść, nakazywał sobie.
Kobiety oznaczają więcej kłopotów, niż są warte.
Wyssał tę wiedzę z mlekiemmatki. Był cynikiem.
ALynn wierzyła wmiłość i szczęśliwe zakończenia.
Może powinien to skończyć. Mógłbyto załatwić ja-
koś inaczej i posiadłość McCoyów zostałaby w ich
rodzinie. Kilka telefonów do kolegów specjalizują-
cych się wzarządzaniu ziemią i Lynn znowu mogła-
bycieszyć się ranczem.
Mimo to nie mógł pozwolić jej odejść. Amoże nie
chciał? Musiał przyznać przed samymsobą, że do-
brze czuł się wjej towarzystwie. Jakbybył jej wyba-
wicielem, a nie oszustem. To uczucie było przyjemne.
Lecz Lynn potrzebowała czegoś więcej. A on nie
janessa+anula
67
był pewien, czy mógłby jej coś ofiarować. Lynn była
zbyt dumna i uparta, byjakikolwiekmężczyzna ocze-
kiwał od niej tylko seksu.
Była dla niego uosobieniemdziewczynyz sąsiedz-
twa. Jego tajemną fantazją, bo zawsze był otoczony
przez wyrafinowane kobiety i rozrywkowe panienki.
Nawet gdyby nie znał brata Lynn, i tak traktowałby
ją z szacunkiem.
- Kochanie, poczekaj.
Zatrzymała się, jej biała suknia lśniła w świetle
lamp.
- Nie nazywaj mnie „kochaniem", Seth. Wiem, że
tego nie czujesz, ale to brzmi, jakbyci na mnie zale-
żało, a ja staramsię nie wierzyć wtę iluzję.
Cholera, zranił ją. Słyszał to wjej głosie i widział
wjej oczach. Lynn zawsze dotąd stawała do walki,
dziś po raz pierwszysię wycofywała.
- Zależyminatobie. - Byłabyzdziwiona, jakbardzo.
- Doprawdy?Kiedytylko staramsię poznać twoje
prawdziwe ja, zaraz mnie odpychasz.
- Moje prawdziwe ja? Ja samnie wiem, kimje-
stem. Już nie.
- Odnoszącymsukcesy prawnikiemz bogatej ro-
dziny. Co jeszcze?
Gdyby to była cała historia! Jednak nie chciał
skamleć tylko dlatego, że matka go nie kochała, choć
jej zdrada wyrządziła mu ogromną krzywdę.
janessa+anula
68
- Jeśli zdradzi cię twoja biologiczna matka, mo-
żesz zacząć się zastanawiać, kimnaprawdę jesteś.
Odwróciła się do niego. Oczybłyszczałyjej od łez;
byłazatroskana. Zatroskanazjegopowodu.
- Chceszotymporozmawiać?- spytała.
Jej litość prawie ścięła go z nóg. Przeżycie zależy
od jednej rzeczy, przypomniał sobie. Od bycia zdol-
nymdo życia samemu. Ajeśli zaufa Lynn, nie będzie
mógł tego zrobić.
- Nie bardzo - powiedział, podchodząc do niej
bliżej. Czuł zapachjej kwiatowychperfum. Napływał
doniegofalami, przypominającmudawnelato. Zno-
wu poczuł się samotny.
Wyciągnęładłoń, bygopowstrzymać.
- Nie mogę sobie z tymporadzić. Branie ślububez
rodziny jest dla mnie trudne, tracę panowanie nad
sobą.
- Czego ode mnie oczekujesz? - spytał. Znowu
miał erekcję.
- Zrozumienia.
- Maszje.
- Współczucia?
Skinął głową.
- Uczucia?
Zrozumiał, ocojej chodzi. Poślubieniekogoś zpo-
wodów innych niż miłość było wbrew jej naturze,
Wbrewtemu, wco wierzyływszystkie dziewczęta.
janessa+anula
69
- Jesteś jedyną kobietą, którą poprosiłem o rękę.
To chyba o czymś świadczy.
- Owszem, lecz potrzebuję czegoś więcej. Ocze-
kuję, że dodasz mi otuchy.
Nigdynieukrywał prawdy. Terazteż nie.
- Zależymi na tobie. Zawszezależało.
- Czytocoś więcejniż sentyment domojejrodziny?
- Tak. Nie poślubiłbymcię, jeślibymcię nie prag-
nął. Moje pożądanie nie ma z tymnic wspólnego.
Uśmiechnęła się do niego, okazując, że rozumie.
Podszedł jeszcze bliżej i wziął ją w ramiona. Choć
chciał spenetrować jej ciało, zdjąć z niej tę suknię
panny młodej, najpierwmusiał ją uspokoić. Wyrazić
ciałemto, czego nie umiał wyrazić słowami.
Leczniebyłoczasu.
- Za dwie godziny bierzemy ślub, potem jemy
obiad z moimi kuzynami.
- Chyba nie jestemgotowa na spotkanie z twoją
rodziną.
- Polubiszich, obiecuję.
- Atyzawszedotrzymujeszobietnic, prawda?
Skinął twierdząco głową.
- Więc obiecaj mi, że to małżeństwo nie okaże się
pomyłką. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl