,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chu. Bez wątpienia z przyjemnością obejrzy szkołę i zobaczy, jakich cudów do- konuje się w rehabilitacji niepełnosprawnych dzieci. No i oczywiście spotka swoją pacjentkę, którą ratował po oparzeniu barszczem. Wyrzuciła igłę i lateksowe rękawiczki do pojemnika na odpadki, po czym zer- knęła na listę porannych pacjentów. To potrwa, zanim będzie mogła sobie zrobić przerwę na kawę i zobaczyć się z Jackiem. Przez trzy godziny oglądała więc chore gardła, badała pacjentów z nieżytami żołądka i zapaleniem korzonków, alergików i kaszlące dzieci, by wreszcie zapu- kać do jego drzwi. - Co pani dolega? - powitał ją z uśmiechem. - Z największą przyjemnością pa- nią zbadam dodał z wesołymi iskierkami w oczach, podnosząc się zza biurka. - Najpierw zbadam pani usta - powiedział, po czym pocałował jej rozchylone war- gi. - Nie widzę powodów do niepokoju, ale może zdecydowałaby się pani na do- datkowe analizy. To nie będzie bolało i warto je przeprowadzić, bo... - Przestań, jesteśmy w pracy - wydusiła ze śmiechem. - No właśnie, jestem lekarzem, a pani się do mnie zgłasza z prośbą o poradę. Bez przeprowadzenia badań nie jestem w stanie wykluczyć, czy przypadkiem... - Proszę uważać, bo ja też jestem lekarzem. - No dobra, nie będę już pani badał. A teraz powiem ci całkiem serio, że od dawna nie byłem tak szczęśliwy jak wczoraj. Kiedy okazało się, że mnie nie skreśliłaś... LR T - Tak, przyznaję, jestem w stanie cię strawić - przerwała mu żartem, przysiada- jąc na biurku. -I dlatego mam propozycję: chodzmy po pracy na spacer, a pózniej może coś u mnie zjemy. - To brzmi bardzo kusząco, a zwłaszcza pózniej". - I chciałabym cię też namówić, żebyś w weekend wybrał się ze mną na święto szkoły dla dzieci niepełnosprawnych. To niedaleko stąd, nad morzem, w bardzo ładnym miejscu. Tę szkołę prowadzi mój znajomy, przy okazji święta zbierają fundusze na zakup sprzętu rehabilitacyjnego. - Bardzo chętnie się tam wybiorę, ale musisz mi przyrzec... Jack, któremu dzwonek telefonu przerwał w połowie zdania, podniósł słu- chawkę i po krótkiej rozmowie powiedział: - Nigdy byś nie zgadła, kto dzwonił. Wyobraz sobie, że to ta urocza staruszka, Hilda Brown, która mieszka w Ostoi", dużym domu nad zatoką. - Poczuła się gorzej? - Nie, na nic się nie uskarża, ale bardzo nas prosi, żebyśmy do niej wpadli dziś podpisać jakieś papiery. Właśnie przyjmuje w Ostoi" adwokata i pośrednika handlu nieruchomościami, więc przypuszczam, że to dotyczy spraw własnościo- wych i ma związek z Olsenami. Co ty na to, żebyśmy do niej teraz podjechali? Przed popołudniowym dyżurem mamy trochę luzu, więc przy okazji zdążymy nawet coś przekąsić. - Dobry pomysł. Ciekawa jestem, co u niej słychać i jak się jej układa z córką. LR T Tym razem wybrali się do Hildy jego samochodem. Zanim wyjechali na szosę, Jack zatrzymał się przed sklepem na rogu ulicy. - To potrwa pół minuty, chciałbym coś kupić. Po chwili wyszedł z dużą plastikową torbą, którą włożył do bagażnika. - Popatrz, tą sama trasą jechaliśmy do Ostoi" sześć tygodni temu - powiedział cicho, zerkając na Sally w lusterku. - Pamiętam, że zapach twoich perfum obu- dził we mnie wspomnienia naszej gorącej miłości sprzed sześciu lat. I nie przy- szło mi wtedy do głowy, że możemy zacząć od nowa. Gdy przelotnie spotkali się wzrokiem, w jego oczach dostrzegła pożądanie. - Niech doktor McLennan lepiej myśli o pracy - powiedziała z udawaną naga- ną w głosie, ale jej serce waliło jak oszalałe na myśl, że niedługo, prędzej czy pózniej, znów będą się kochać, jakby nigdy się nie rozstali. Przed domem Hildy parkowały dwa samochody. Drzwi otworzyła im kobieta z nogą w gipsie, chodząca o kuli. Jej twarz wydała się im znajoma, a ona rozpro- mieniła się na ich widok. - Państwo pewnie mnie nie pamiętają, nazywam się Geraldine Foster, sześć tygodni temu zostałam ranna w karambolu, a państwo udzielali mi pomocy w szpitalu. - Zwietnie to pamiętam! - zawołała Sally. Po wypadku zostaliśmy wezwani do szpitala, a pani, o ile się nie mylę, miała tego dnia zacząć pracę w Ostoi". I jak się pani tu wiedzie? - Niestety, nie jestem jeszcze w stanie wykonywać cięższych prac, więc nie wiem, czy pani Brown jest ze mnie zadowolona. Ale cieszę się, że mogę na coś LR T się przydać i choć trochę jej pomóc. To przeurocza osoba - dodała, prowadząc ich do salonu. Piękny wielki salon ze wspaniałym widokiem na zatokę i wyspę zmienił się nie do poznania. Z podłogi zostały uprzątnięte papiery i książki, nie było śladu po brudnych filiżankach, wypolerowane meble aż lśniły, na dębowym stoliku stał wazon cudownie pachnących groszków. - Dokonałaś wielkiego dzieła, Geraldine - szepnął Jack z uznaniem. Drobniutka pani Brown, tak jak w czasie ich poprzedniej wizyty, siedziała w masywnym fotelu z uszakami. W długiej niebieskiej sukni, z czerwonym szalem otulającym ramiona i w kapeluszu na głowie wyglądała bardzo malowniczo. Dwaj mężczyzni, którzy stali przy niej, trzymali w dłoniach filiżanki kawy. W jednym z nich Jack rozpoznał pierwszego pacjenta, jakiego przyjął w tym mia- steczku. - O wilku mowa! - pani Brown powitała Sally i Jacka. - Ogromnie wam dzię- kuję, że zechcieliście mnie odwiedzić. Siadajcie, moi drodzy, musimy o- mówić pewne sprawy. Pozwólcie, że wam przedstawię, to jest mecenas Edwin Brother- ton, a to Angus Knightley z agencji obrotu nieruchomościami. - Miałem już przyjemność poznać doktora McLennana - oznajmił Angus z sze- rokim uśmiechem. - Cieszę się, że mam okazję panu podziękować. Dokonał pan cudu i dzięki panu jestem nowym człowiekiem. - Miło mi to słyszeć. Okazuje się, że czasem lekarze potrafią się na coś przy- dać. - A no właśnie - powiedziała Hilda - więc przejdzmy do rzeczy. Ponieważ po- stanowiłam wystawić ten dom na sprzedaż, chciałabym, żeby moja córka nie LR T mogła zakwestionować mojej decyzji, mówiąc, że postradałam zmysły. Dlatego zależy mi na opinii lekarskiej, że na starość nie oszalałam ani nie zgłupiałam. - Ale dlaczego chce pani sprzedać dom? Sally spojrzała na nią zdumiona. - Przecież pani go kocha, a teraz, kiedy ma pani pomoc, życie codzienne w nim nie powinno już sprawiać żadnych trudności. - To prawda, bardzo kocham ten dom, spędziliśmy tutaj z mężem wiele szczę- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|