,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pasionaria westchnęła. - No tak, ale zawsze mówi biedaczka, że lepiej byłoby, gdyby się wcale nie ożeniła. Spojrzałem na nią groznie, ale wcale się nie speszyła. - Ja chcę męża czystego, ładnie ubranego i żeby nie krzyczał jak wariat, i żeby przynosił do domu kwiaty, i mówił proszę cię, moja droga - jak pan Luigi. Ale jego żona miała posag, wiem, bo ona zawsze to mówi twojej żonie i jeszcze jej pokazuje bieliznę i suknie, i srebrne nakrycia, i taką skrzyneczkę z różnymi rzeczami ze złota i tak dalej. Wypowiedziawszy to wszystko, Pasionaria usiadła na schodku. - Teraz mi jest potrzebne morze - powiedziała ze zbolałą miną. - Ale co robić? Zawsze trzeba zależeć. No trudno! A jak się naprawdę pochoruję i położę do łóżka, to co będzie? Przerwałem na chwilę robotę. - Zamiast przysłuchiwać się rozmowom matki - powiedziałem surowo - lepiej czytałabyś swoje książki. - Nic mnie już nie bawi - westchnęła. - A zresztą nawet z książkami i z karmelkami, i z tym czymś takim ładnym, w co się dmucha, a ono robi się długie i gwiżdże, i z powrotem się kurczy, zawsze człowiek od kogoś zależy. Chcąc przeciąć tę niemiłą dyskusję, wyjąłem z kieszeni wszystkie drobne, jakie tam znalazłem, i wręczyłem je Pasionarii. Pieniądze zostały przyjęte jako zaliczka na posag, a Pasionaria rozpogodziła się. Zabrałem się znów spokojnie do pracy, ale po chwili zadzwięczał dzwonek i ukazała się jasnowłosa dziewczynka, bardzo elegancko ubrana. Pasionaria robiła honory domu. Kiedy znalazły się koło mnie, objaśniła: - To jest nasz wóz: teraz jest brudny, ale jak go umyć, robi się prześliczny. - A ten, to twój ojciec? - zapytała przyciszonym głosem blondyneczka. - Nie, tatusia nie ma w domu - odpowiedziała Pasionaria. - To jest nasz szofer. - My także mamy szofera - oznajmiła blondyneczka. - Ale nasz ma mundur z masą guzików i czapkę z błyszczącym daszkiem. Bardzo dobry kierowca. - Nasz też jest doskonały - odparła z wielką pewnością siebie Pasionaria. - Dostał medal w Paryżu. Wiadomość wywarła na blondyneczce duże wrażenie. Popatrzyła na mnie z widocznym respektem. - Złoty medal, taki wielki - dodała Pasionaria, na co blondyneczka szeroko otwarła oczy z podziwu. Jako ojciec poczułem się raczej marnie, natomiast jako kierowca byłem podniesiony na duchu tak dalece, że zrezygnowałem z pomyślenia tych różnych rzeczy, jakie pomyślałby niewątpliwie w podobnych okolicznościach normalny ojciec. A to między innymi i z tej przyczyny, że jako ojciec jestem w ogóle raczej anormalny. Kiedy ceremonia dobiegła końca i blondyneczka zbierała się do odejścia, Pasionaria przybiegła do mnie. - Trzeba by odwiezć do domu moją przyjaciółkę - zakomunikowała mi dyskretnie, na co ja równie dyskretnie odpowiedziałem, żeby sobie to wybiła z głowy. Ale po chwili sumienie kierowcy wzięło górę. Umyłem ręce, oczyściłem ubranie, włożyłem marynarkę i zajechałem przed furtkę. - Odwiedz mnie znowu, jak będziesz miała chwilę czasu - rzekła uprzejmie Pasionaria, kiedy blondyneczka wsiadała do wozu. Wsiadła, a ja zamknąłem drzwiczki. - Nie zrób mi wstydu - szepnęła mi Pasionaria. Podczas jazdy blondyneczka wszczęła ze mną rozmowę: - Naprawdę dostałeś w Paryżu złoty medal? - O, tak. Duży medal. Zapytała mnie jeszcze, jak tam jest w Paryżu, i pytała o różne rzeczy, a ja na wszystkie odpowiadałem wyczerpująco ku jej całkowitemu zadowoleniu. Zajechawszy na miejsce wysiadłem i otworzyłem drzwiczki. - Zaczekaj troszeczkę - powiedziała blondyneczka i wbiegła do domu. Wróciła po chwili z kawałkiem tortu i dużym jabłkiem. - Coś mi się zdaje, że twoi państwo są niedobrzy i dają ci mało do jedzenia - powiedziała. Podziękowałem i ruszyłem z powrotem. Potem, w domu, posprzeczaliśmy się, bo Pasionaria zażądała połowy kawałka tortu. - Gdyby nie ja, nie dałaby ci wcale napiwku twierdziła. Mnie, rzecz jasna, nie chodziło o podział tortu tylko o szacunek należny rodzicom ze strony dzieci i o niesławę, jaką okrywa się dziecko zapierające się własnego ojca. W spór wtrąciła się Margherita stając po mojej stronie. Wówczas Pasionaria wyjęła z kieszeni garść drobnych, które jej przedtem dałem, i cisnęła je na kolana Margherity. - Zabierz sobie posag swojego męża! - wykrzyknęła. - Ja się obejdę. Uciekła z płaczem, a my z Margheritą podzieliliśmy kawałek tortu między siebie. Pisanie na murze JXiedy się zawiera jakąś umowę, trzeba to robić niesłychanie drobiazgowo, sprecyzować każdy najmniejszy szczegół, unikając w sposób jak najbardziej absolutny wszelkich ogólników; inaczej naraża się człowiek na fatalne niespodzianki. Pasionaria zobowiązała się wobec mnie zachowywać w pewien określony sposób przez pewien określony czas: ja ze swej strony zobowiązałem się, niestety całkowicie ogólnikowo, że dostanie ode mnie piękny prezent , a jaki, mieliśmy to wspólnie ustalić. Pasionaria dotrzymała obietnicy w całej rozciągłości; ja zaś zadeklarowałem gotowość dopełnienia mego zobowiązania. Zaproponowałem, żeby mi wyjawiła swoje życzenia albo przynajmniej pomogła mi się w nich zorientować. Pasionaria wypowiedziała się jasno i kategorycznie: - Chcę pisać na murze białym pędzlem. Kiedy wracam wieczorem do domu, nie zostawiam swoich zasad demokratycznych za drzwiami, jak to czyni wielu ojców rodziny, którzy w życiu publicznym są wzorem liberalizmu, u siebie natomiast srogimi dyktatorami. W moim domu rządzę oczywiście ja, ale decydują inni, gdyż i tu liczę się za jednostkę, a zatem troje pozostałych stanowi zdecydowaną większość. Nie powiedziałem więc nie ! i ograniczyłem się do poszukania honorowego kompromisu: dostarczę kubełek białej farby i pędzel, ale także duże arkusze papieru i kartonu, na których można będzie pisać. Pisanie na murach jest, skądinąd, sabotowaniem dzieła odbudowy. Podobnie jak Republika chroni piękno krajowego pejzażu, ojciec rodziny ma obowiązek chronić pejzaż domowy. - Ale ja chcę pisać na murze - trwała przy swoim Pasionaria. Jakkolwiek z punktu widzenia urzędu stanu cywilnego Pasionaria jest dziewczynką w wieku lat sześciu i pół, to pod wielu innymi względami jest człowiekiem, w pełnym sensie tego słowa. Posiada charakter, poczucie godności oraz poglądy, może o niewielkim zasięgu, ale zdumiewająco sprecyzowane. W dalszym ciągu próbowałem znalezć kompromis: zaproponowałem mury piwnicy. - Ja chcę pisać białym pędzlem na murze na zewnątrz, nie w środku - odpowiedziała Pasionaria. Stanęły mi przed oczyma cudownie czyste zewnętrzne mury naszego domku i zatroskałem się; ale potem pomyślałem, że jeżeli odpowiednio rozrzedzę wapno i zmyję [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|