,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nigdy nikomu nie pozwalał się nad sobą użalać. Tym razem jednak była to prawdopodobnie jego jedyna szansa. Jeśli chciał zdobyć zaufanie tej kobiety, musiał jej pozwolić na litość. W końcu był w pracy, a nie na wakacjach. Jeśli matka umiera, kiedy dziecko ma trzynaście lat, a ojciec zapija się na śmierć, to chyba rzeczywiście jest zle powiedział. Moja mama umarła, kiedy miałam osiem lat. Czasami bardzo za nią tęsknię, chociaż właściwie nie pamiętam nawet, jak wyglądała. Po śmierci mamy ojciec spalił wszystkie jej zdjęcia... Mój zrobił dokładnie to samo. Naprawdę? Naprawdę. Przynajmniej tym razem Rick nie musiał kłamać. Wprawdzie dużo tych zdjęć nie było. Pijaństwo ojca pochłaniało wszystkie domowe fundusze. Czasami 39 nawet te przeznaczone najedzenie i na opłacenie czynszu. O porządnym aparacie fotogra-ficznym i potrzebnych do niego filmach nie można było marzyć. Ale kilka zdjęć mamy w domu było, tylko ojciec wrzucił je do pieca. Razem z nimi spłonęła wiara Ricka w szczęśliwe zakończenia. Więc jednak mamy ze sobą coś wspólnego powiedziała Holly. Na to wygląda zgodził się Rick. Nie rozumiał, dlaczego czuje się winny, choć tym razem mówił wyłącznie prawdę. Coś nie w porządku? zapytała Holly, widząc, że się zamyślił. Nic ważnego. Sam sobie z tym poradzę. Powinieneś już chyba wracać na zajęcia. Holly spojrzała na zegarek. Bardzo się cieszę, że wreszcie porozmawialiśmy ze sobą szczerze. I na tym koniec, pomyślał Rick. Dokuczanie rozpuszczonej panience, która zawsze dostawała to, czego tylko zapragnęła, flirtowanie z nią, a nawet całowanie jej to co innego niż zwierzanie się jej i opowiadanie o swoich problemach. Więcej się to nie powtórzy. Muszę być bardzo zmęczony, skoro w ogóle rozmawiałem z nią o swoim dzieciństwie. Tak, na pewno jestem przemęczony. Ja też się cieszę, że udało nam się porozmawiać powiedział. Rzeczywiście, mógł być z siebie zadowolony. Zbliżył się o kilka kroków do czekających na niego w Seattle pięciu tysięcy dolarów. 40 ROZDZIAA PITY Tej nocy Rick także nie mógł zasnąć. Znów przez te przeklęte drzewa, które ani przez chwilę nie przestawały szumieć. Wyszedł więc na spacer. Niestety, tym razem nie miał tyle szczęścia, żeby się natknąć na Holly. Choć było zaledwie kilka minut po dziesiątej, w obozowisku panowała cisza. Jakby to był środek nocy, pomyślał z obrzydzeniem Rick. A potem usłyszał śmiech mężczyzny. Bardzo był ciekaw, kto, gdzie i dlaczego się śmieje. Postanowił to sprawdzić, bo i tak nie miał nic lepszego do roboty. Zmiech dochodził z najmniejszego domku w całym obozowisku. Drzwi stały otworem i już z daleka widać było, co dzieje się w środku. Whit, Guido i ten trzeci, chłopak na wózku inwalidzkim, siedzieli przy stole. Rick dopiero po chwili przypomniał sobie, że ów kaleka ma na imię Byron. Chodz do nas, Rick zawołał Byron. To niesamowite, zdziwił się Rick. Ten facet ma chyba noktowizor w oczach, bo jak inaczej dostrzegłby mnie w tych ciemnościach. Kiedy zobaczył leżącą na stoliku przed Byronem sporą stertę pieniędzy, zdziwił się jeszcze bardziej. W co gracie? zapytał. A w co ty chciałbyś zagrać? zapytał go Guido. Nie ma to jak pokerek uśmiechnął się Rick, siadając na wolnym krześle. Co wy na to? A my na to, jak na lato roześmiał się Guido. Pięć dolarów na początek. Pasuje? Pasuje. Ale wygrana nie idzie do kieszeni, tylko na cel dobroczynny sprowadził go na ziemię Byron. Możesz sobie wybrać, jaki chcesz. Wszystko mi jedno. Rick wzruszył ramionami. Skoro wygrana kwota nie znajdzie się w portfelu Richarda Dunbara, było mu absolutnie wszystko jedno, na co jego pieniądze zostaną przeznaczone. No to jak? Gramy czy gadamy? Nie wiem, czy to rozsądnie siadać do pokera z księgowym mruknął Guido. 41 [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|