, Mather Anne Spotkanie na Karaibach(1) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zawsze jestem punktualna - odrzekła sztywno. - Czy zjemy kolację w hotelu?
- Masz na myśli twój pokój, jak wczoraj? - spytał z błyskiem w oczach.
R
L
T
Rachel przeniknął rozkoszny dreszcz na wspomnienie jego namiętnych pieszczot.
Aby odzyskać opanowanie rzekła:
- Dziękuję, że zniechęciłeś Marka Douglasa. Obawiałam się ponownego spotkania
z nim.
- Wiem - oświadczył. Ujął ją za rękę i delikatnie poprowadził do wyjścia. - Jeżeli
znowu spróbuje ci się narzucać, po prostu daj mi znać.
Rachel w milczeniu potrząsnęła głową. Nie wiedziałaby, jak skontaktować się z
Mattem, a nie chciała wzbudzać plotek, pytając recepcjonistkę o jego telefon.
A poza tym była jeszcze jej matka...
Będzie musiała znalezć jakiś sposób zapytania Matta o jego relację z Sarą Claibor-
ne. Jeśli byli tylko przyjaciółmi, to dlaczego matka nie poinformowała ojca o swoich za-
miarach? A teraz oznajmiła, że chce pozostać na wyspie St Antoine. Jej decyzja musiała
mieć związek z Mattem Brodym.
Myśli gorączkowo wirowały w głowie Rachel, gdy Matt prowadził ją do jeepa.
Zapadła już niemal kompletna ciemność, w której rozbrzmiewały głosy cykad. Ciepłe,
nieco wilgotne powietrze łagodnie pieściło rozpaloną skórę Rachel.
Matt usiadł obok niej za kierownicą. Ich ramiona przez moment się zetknęły i Ra-
chel przebiegły rozkoszne dreszcze. Nigdy dotąd nie doświadczała takiego bezwstydnego
pragnienia, by oddać się mężczyznie.
- Dokąd jedziemy? - wyjąkała. - Czy to daleko?
- Niezbyt daleko - odrzekł wymijająco.
Opuścili miasteczko i pojechali wąską drogą.
Rachel przywykła do szos w Anglii, biegnących pośród wiosek z oświetlonymi
domami i pubami, lecz tutaj było zupełnie pusto, a reflektory jeepa tylko od czasu do
czasu wydobywały z mroku żywopłot lub przemykającego niewielkiego gryzonia.
Gdy jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności, dostrzegła, że teren po jednej stronie
drogi opada w dół.
- Czy nie moglibyśmy pojechać znowu do lokalu Juno? - spytała nerwowo. - Po-
dobało mi się tam.
- Owszem, moglibyśmy, ale pomyślałem, że może chciałabyś zobaczyć Jaracobę.
R
L
T
- Jaracobę? - powtórzyła zdezorientowana, gdyż ta nazwa nic jej nie mówiła.
- Posiadłość mojego ojca - wyjaśnił Matt, zerkając na Rachel. - Właściwie to on
zaprosił cię na kolację.
ROZDZIAA DZIESITY
- Och! - zawołała Rachel, nie potrafiąc ukryć rozczarowania.
Sądziła, że zjedzą kolacje tylko we dwoje. Powiedziała sobie jednak, że być może
da jej to okazję poznania powodu przyjazdu matki na wyspę.
- Nie zrozum mnie zle - dodał Matt, wyczuwając jej rozterkę. - Ja go do tego na-
kłoniłem. Ale przyznaję, że on sam też chciał cię poznać.
- Dlaczego? - spytała Rachel wprost, ośmielona panującą ciemnością.
Wątpiła, czy zdobyłaby się na taką otwartość, gdyby Matt mógł widzieć jej twarz.
Wzruszył ramionami i znów zerknął na nią. Rachel wolałaby - nie tylko z powodu
wyboistego terenu - aby patrzył przed siebie na drogę.
- Chyba dlatego, że jesteś córką Sary - odpowiedział. - Zna twoją matkę od wielu
lat.
- Zna moją matkę? - Rachel wstrzymała oddech. - Czy... czy twój ojciec także ma
na imię Matthew? - zapytała, licząc, że to wyjaśni przylot Sary na St Antoine.
- Nie, Jacob - odparł Matt, rozwiewając jej wątłą nadzieję. Przejechał przez wysoką
bramę posiadłości. - Witamy w Jaracobie. Mój pradziadek założył tę plantację ponad sto
lat temu.
Rachel była tak spięta, że ledwie go słyszała.
Przerażała ją ewentualność, że zastanie tutaj matkę. Nie chciała widzieć jej w to-
warzystwie Matta, bez względu na to, jakie relacje łączyły tych dwoje. Zamierzała wy-
jaśnić tę sytuację, ale nie w taki sposób!
Do cykania owadów dołączyły głosy kilku żab. Pomiędzy drzewami fruwały ro-
baczki świętojańskie, niczym ruchome mrugające światełka. Lecz nawet cudowne zapa-
chy uroczynu czerwonego i jaśminu nie rozproszyły ponurych myśli Rachel. Zastana- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl