,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Annie w naturalny sposób przejmowała tę rolę i Eve pozwalała jej na to. Annie czuła się swobodnie w świecie męskich spraw. Eve czasami zastanawiała się, jak John żyje w związku, w którym dominuje kobieta. Tom nie byłby w stanie tolerować takiego układu. Ale czy można z góry przesądzić, który model jest lepszy? Każda para musiała sobie wypracować własne zasady. Eve podejrzewała jednak, że John ma w sobie ukrytą siłę, bo inaczej Annie by z nim nie wytrzymała. Powoli piła wino, patrząc z niepokojem, jak Annie nalewa sobie drugi kieliszek. W jej zachowaniu pojawiła się dziwna lekkomyślność, obojętność, pod którą musiało się kryć jakieś głębokie cierpienie. - Nie o tym chciałam z tobą rozmawiać - powiedziała Annie w końcu, gdy przyniesiono im zamówione dania. - W każdym razie dopóki ta butelka nie będzie pusta... Od dawna czekam, aż zadzwonisz i powiesz mi, że znalazłaś pracę. - Bronte niedługo kończy szkołę - powiedziała Eve pospiesznie, tracąc nagle apetyt. Wiedziała, że szukanie pracy będzie torturą i że czeka ją walka z własnymi demonami. - Mam jeszcze trochę czasu. Jest jeszcze wiele do zrobienia. Bronte teraz mnie potrzebuje... Jestem w komitecie organizacyjnym, który przygotowuje uroczystość pożegnania absolwentów... Annie przerwała jej brutalnie. - Daruj sobie, Eve. Ta taktyka nic ci nie da. Nic cię już nie chroni i musisz wyjrzeć na świat. Wszystko jedno, czy będziesz uczyć, czy pracować jako pomoc w sklepie. Potrzebujesz pieniędzy. Chyba że zamierzasz usidlić jakiegoś milionera. Na samą myśl o szukaniu mężczyzny innego niż Tom Eve pobladła. - Nie mów bzdur. W sercu wciąż czuję się żoną Toma. Dwudziestu trzech lat monogamicznego związku nie da się tak po prostu przekreślić. Annie zachmurzyła się i odwróciła wzrok. - No tak... jak chcesz. Ale studnia już wyschła. Dotychczas robiłam, co mogłam, żeby cię zmobilizować do działania, i nie byłabym dobrą przyjaciółką ani dobrym doradcą, gdybym cię teraz nie ostrzegła. I właśnie to robię, Eve. Oświadczam bardzo stanowczo, że musisz znalezć pracę. Jakąkolwiek. I to już teraz, nie dopiero wtedy, gdy Bronte skończy szkołę. Bo jak nie, to wylądujesz w slumsach. Eve zacisnęła dłonie na kolanach. Annie łatwo było mówić. Dla niej znalezienie pracy nie byłoby niczym wielkim. Miała pozycję, prestiż i z obcymi ludzmi stykała się na co dzień. Dla Eve był to świat zupełnie jej nieznany, położony daleko za bramą jej ogrodu. - Bronte miała trudny semestr. Wcześniej była w czołówce klasy, a teraz ledwo zalicza. W zeszłym tygodniu przyniosła ostrzeżenie, że z matematyki grozi jej dwója. Dwója! Psychologowie twierdzą, że to normalne po przeżyciu, jakim była śmierć ojca, i że potrzebuje czasu. Ale Porterowie nie dostają dwój! Annie westchnęła. - Gdybyśmy żyli w idealnym świecie, mogłabyś siedzieć w domu i trzymać ją za rękę. Ale to nie jest idealny świat. Nie masz już ani czasu, ani pieniędzy. Kochanie, pozwól, że pokażę ci kilka anonsów, które dla ciebie wyszukałam. Praca jest legalna, blisko domu, zgodna z twoimi kwalifikacjami. - Położyła ogłoszenia na stole. - No, nie patrz tak na mnie. Przeczytaj. Szukano recepcjonistki do gabinetu lekarskiego oraz sekretarki na wydziale anglistyki w lokalnym college'u. - Bogu dzięki, że umiesz obsługiwać komputer, bo gdyby nie to, zostałaby ci tylko praca ekspedientki. Eve powoli przeczytała ogłoszenia i poczuła, że kark jej sztywnieje. - Annie - odezwała się po chwili, podnosząc wzrok. - Dlaczego miałabym ubiegać się o tego rodzaju pracę? Przecież jestem nauczycielką. - Nie obraz się, Eve, ale czy twój certyfikat jest jeszcze ważny? No właśnie! Tak myślałam. Kochanie, nie byłaś w klasie od ponad dwudziestu lat. Bez aktualnego certyfikatu i doświadczenia nikt cię nie zatrudni jako nauczycielki. - Ale mam dyplom ukończenia anglistyki. Annie lekceważąco potrząsnęła głową. - Jak znajdziesz jeszcze dolara, to kupisz sobie za to kawę. Eve czuła, że przez jej ciało przebiegają kolejne fale gniewu. Już dawno przejęła zarządzanie swoimi finansami, czy też tym, co z nich pozostało, ale nadal polegała na radach i przewodnictwie Annie. I choć była szczerze wdzięczna przyjaciółce, wyraznie czuła, że równowaga między nimi uległa zachwianiu. Niezależność zmieniła ją i nie podobało jej się to, że Annie zyskała przewagę w ich przyjazni, ona sama zaś bezwolnie daje sobą kierować. - Posłuchaj, nie zrozum mnie zle - ciągnęła Annie. - Doceniam twoje umiejętności, a także twoją inteligencję, etykę pracy i empatię. Ten, kto cię zatrudni, zdobędzie skarb. Ja o tym wiem. Ale oni jeszcze tego nie wiedzą. Oni zobaczą tylko... - Urwała, niepewnie obracając w palcach kieliszek. W końcu wydęła usta. - Przepraszam cię, Eve, tego się nie da powiedzieć w miły sposób. Muszę być nieuprzejma. Zobaczą atrakcyjną kobietę w średnim wieku, która od lat bawiła się w prowadzenie domu. Wiem, to okrutne - dodała pospiesznie, widząc błysk gniewu w oczach Eve. -Niesprawiedliwe, głupie i tak dalej. Ale właśnie tak jest. Z czasem zdobędziesz, oczywiście, doświadczenie. Możesz skończyć jakieś wieczorowe kursy. I wtedy dostaniesz pracę, na jakiej ci zależy. A na razie potraktuj to jako tymczasowe zajęcie. - Będę uczyć - powtórzyła Eve z uporem. Na widok sfrustrowanej twarzy Annie pomyślała, że ona zapewne wygląda tak samo. Zapadło pełne napięcia milczenie. - Więc teraz jestem niedobrą przyjaciółką, tak? -rzekła w końcu Annie z nieukrywaną nutą sarkazmu w głosie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|