,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Có\, pewnie i tak bardziej nadaje się do ozdoby ni\ do palenia. Właściciel niewiele potrafił mi o niej powiedzieć. A przynajmniej ja niewiele zrozumiałam. - Przesunęła palcem po krawędzi porcelanowej główki. - Nigdy jeszcze takiej nie widziałam. - Cieszę się, \e to słyszę - roześmiał się cicho, a kiedy Rebeka spojrzała na niego zdziwiona, pocałował ją lekko i wyjaśnił: - To matia mou, fajka do palenia haszyszu. - Do haszyszu? - Wpatrzyła się w fajkę najpierw z zasko czeniem, potem z fascynacją. - Naprawdę? To znaczy, \e ktoś palił w tym haszysz? - Nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości. Niezły okaz, zwłaszcza \e ma co najmniej sto lat. - Coś podobnego! - Rebeka wyobraziła sobie ciemne, za dymione pomieszczenie, pełne palaczy i grających w karty. - To chyba niezbyt odpowiedni prezent. - Wręcz przeciwne. Kiedy będę na nią patrzył, zawsze pomyślę o tobie. Zerknęła na niego, nie wiedząc, czy mówi powa\nie. Zobaczyła jego rozbawioną minę i znów się uśmiechnęła. - Powinnam chyba jednak kupić figurkę Ateny. - Jest mi bardzo miło, \e w ogóle coś dla mnie kupiłaś. Mocniej zacisnął palce na jej ramieniu i dodał: - A fajka do haszyszu to znaczący prezent. Zawróciłaś mi w głowie, Rebeko. Jesteś jak narkotyk. Chciałbym spędzać z tobą całe godziny, całe dni... - Ciii... - Poło\yła mu palec na ustach, jakby bała się, \e powie za du\o. Stephen jednak mówił dalej: - Tyle w tobie tajemnic. Jakie jeszcze sekrety przede mną skrywasz? - Och, naprawdę nic, co by cię mogło zainteresować. - Mylisz się. Jutro zamierzam dowiedzieć się wszystkiego. Dostrzegł w jej oczach błysk zdenerwowania i pomyślał, \e pewnie są w jej \yciu jacyś mę\czyzni. Do diabła z nimi! - I dowiem się. Nie chcę słuchać \adnych wykrętów. Pragnę cię, Rebeko. Chcę cię mieć całą. Rozumiesz? - Tak, ale... - Jutro - przerwał jej apodyktycznie, jak typowy Grek. -Teraz mam do załatwienia sprawy, których nie da się odło\yć na pózniej. Pamiętaj o kolacji. Przyjdę po ciebie o siódmej. - Dobrze - odparła przez ściśnięte gardło. Pocieszała się, \e do jutra jeszcze całe wieki, cały wieczór i cała noc. Ma czas, \eby się namyślić, co mu powiedzieć i jak. Dzisiaj zaś będzie taka, jaka zawsze chciała być i jaką on chciałby widzieć. - Muszę ju\ iść - odezwała się znowu, sięgając po torby. Za nim jednak wyszła, zatrzymała się jeszcze i spojrzała na niego ze smutnym uśmiechem. - Chcę jednak, \ebyś wiedział... - Tak? - zwrócił się ku niej, widząc jej wahanie. - ...\e kiedy wszystkiego się o mnie dowiesz, mo\esz być rozczarowany. Rozdział 7 Była zdenerwowana, jakby czekał ją jakiś trudny egzamin. Kiedy spoglądała w lustro, zastanawiała się, kim jest kobieta, którą widzi przed sobą. Nie wyglądała całkiem obco, ale była to bardzo odmieniona Rebeka Malone. Mo\e było tak z powodu innej fryzury? A mo\e sprawiła to suknia z połyskliwej, zielononiebieskiej tkaniny, odsłaniająca ramiona i dekolt? Nie, chodziło o coś więcej ni\ tylko o makija\, nową fry zurę i elegancki strój. To coś kryło się w jej oczach. Spoglądająca z lustra kobieta była zakochana. Czy starczy jej odwagi, \eby sięgnąć po to, czego pragnęła, i dać sobie radę z wszelkimi konsekwencjami swego wyboru? Usłyszała pukanie do drzwi. Odetchnęła głęboko, po czym wzięła maleńką, a przez to zupełnie bezu\yteczną wieczorową torebkę, którą kupiła tego popołudnia. Wszystko działo się tak szybko. Kiedy rozstała się ze Stephenem, w pokoju czekał ju\ na nią sporządzony przez Elanę szczegółowy plan na resztę dnia - masa\, wizyta u kosmetyczki i u fryzjera, zakupy w najelegantszym hotelowym butiku. Rebeka nie miała ani minuty na rozmyślania o wieczorze ani o tym, co będzie jutro. Szybko doszła do wniosku, \e tak właśnie jest najlepiej - skoro nie miała czasu na rozmyślania i analizy, mogła po prostu przyjmować to, co niósł jej los, i działać. Z takim postanowieniem otworzyła drzwi. Stephen oniemiał na jej widok. Z pięknie uło\onymi wło sami, w sukni koloru morza, wyglądała niczym piękna syrena. Och, czy kiedykolwiek mógł zwątpić w jej urodę? W tej chwili był pewien, \e nigdy nie widział - i nie zobaczy - piękniejszej, bardziej urzekającej kobiety. - Rebeko, jesteś zadziwiająca. - Wziął ją za rękę i przyciągnął ku sobie. - Dlaczego? Poniewa\ jestem gotowa na czas? - Bo ciągle mnie zaskakujesz. - Uniósł jej dłoń do ust. - Nigdy nie jesteś taka, jak się spodziewam. A jednocześnie zawsze taka, jakiej najbardziej pragnę. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc ucieszyła się, kiedy Stephen zamknął za nimi drzwi i poprowadził ją do windy. On te\ wyglądał inaczej ni\ na Korfu, gdzie ubierał się stylowo, lecz swobodnie. Dzisiaj miał na sobie elegancki strój, a lekkość i naturalność, z jaką nosił smoking, świadczyły o jego towarzyskim obyciu. - Wyglądasz tak cudownie, \e szkoda mi marnować czas na słu\bową kolację - oznajmił. - Dlaczego? Z przyjemnością poznam twoich przyjaciół. - Partnerów w interesach - powiedział z dziwnym uśmiechem. - Kto kiedyś był biedny, a nie zamierza nigdy więcej popaść w biedę, nie szuka przyjaciół wśród partnerów od interesów. Zmarszczyła brwi. Nie znała go od tej strony. Czy potrafi być twardy, bezwzględny, niewzruszony? Czuła, \e godzi się z taką myślą. Człowiek taki jak Stephen musi być bezwzględny w sprawach dotyczących jego własności. - Kogo więc szuka? - zapytała. - Wrogów? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|