, Nora Roberts Impuls 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Có\, pewnie i tak bardziej nadaje się do ozdoby ni\ do palenia. Właściciel niewiele potrafił mi o niej
powiedzieć. A przynajmniej ja niewiele zrozumiałam. - Przesunęła palcem po krawędzi porcelanowej główki. -
Nigdy jeszcze takiej nie widziałam.
- Cieszę się, \e to słyszę - roześmiał się cicho, a kiedy Rebeka spojrzała na niego zdziwiona, pocałował ją
lekko i wyjaśnił: - To matia mou, fajka do palenia haszyszu.
- Do haszyszu? - Wpatrzyła się w fajkę najpierw z zasko czeniem, potem z fascynacją. - Naprawdę? To
znaczy, \e ktoś palił w tym haszysz?
- Nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości. Niezły okaz, zwłaszcza \e ma co najmniej sto lat.
- Coś podobnego! - Rebeka wyobraziła sobie ciemne, za dymione pomieszczenie, pełne palaczy i grających
w karty. - To chyba niezbyt odpowiedni prezent.
- Wręcz przeciwne. Kiedy będę na nią patrzył, zawsze pomyślę o tobie.
Zerknęła na niego, nie wiedząc, czy mówi powa\nie. Zobaczyła jego rozbawioną minę i znów się
uśmiechnęła.
- Powinnam chyba jednak kupić figurkę Ateny.
- Jest mi bardzo miło, \e w ogóle coś dla mnie kupiłaś.
Mocniej zacisnął palce na jej ramieniu i dodał: - A fajka do haszyszu to znaczący prezent. Zawróciłaś mi w
głowie, Rebeko. Jesteś jak narkotyk. Chciałbym spędzać z tobą całe godziny, całe dni...
- Ciii... - Poło\yła mu palec na ustach, jakby bała się, \e powie za du\o. Stephen jednak mówił dalej:
- Tyle w tobie tajemnic. Jakie jeszcze sekrety przede mną skrywasz?
- Och, naprawdę nic, co by cię mogło zainteresować.
- Mylisz się. Jutro zamierzam dowiedzieć się wszystkiego.
Dostrzegł w jej oczach błysk zdenerwowania i pomyślał, \e pewnie są w jej \yciu jacyś mę\czyzni. Do
diabła z nimi! - I dowiem się. Nie chcę słuchać \adnych wykrętów. Pragnę cię, Rebeko. Chcę cię mieć całą.
Rozumiesz?
- Tak, ale...
- Jutro - przerwał jej apodyktycznie, jak typowy Grek. -Teraz mam do załatwienia sprawy, których nie da
się odło\yć na pózniej. Pamiętaj o kolacji. Przyjdę po ciebie o siódmej.
- Dobrze - odparła przez ściśnięte gardło. Pocieszała się, \e do jutra jeszcze całe wieki, cały wieczór i cała
noc. Ma czas, \eby się namyślić, co mu powiedzieć i jak. Dzisiaj zaś będzie taka, jaka zawsze chciała być i jaką on
chciałby widzieć.
- Muszę ju\ iść - odezwała się znowu, sięgając po torby. Za nim jednak wyszła, zatrzymała się jeszcze i
spojrzała na niego ze smutnym uśmiechem. - Chcę jednak, \ebyś wiedział...
- Tak? - zwrócił się ku niej, widząc jej wahanie.
- ...\e kiedy wszystkiego się o mnie dowiesz, mo\esz być rozczarowany.
Rozdział 7
Była zdenerwowana, jakby czekał ją jakiś trudny egzamin. Kiedy spoglądała w lustro, zastanawiała się,
kim jest kobieta, którą widzi przed sobą. Nie wyglądała całkiem obco, ale była to bardzo odmieniona Rebeka
Malone.
Mo\e było tak z powodu innej fryzury? A mo\e sprawiła to suknia z połyskliwej, zielononiebieskiej
tkaniny, odsłaniająca ramiona i dekolt?
Nie, chodziło o coś więcej ni\ tylko o makija\, nową fry zurę i elegancki strój. To coś kryło się w jej
oczach. Spoglądająca z lustra kobieta była zakochana. Czy starczy jej odwagi, \eby sięgnąć po to, czego pragnęła, i
dać sobie radę z wszelkimi konsekwencjami swego wyboru?
Usłyszała pukanie do drzwi. Odetchnęła głęboko, po czym wzięła maleńką, a przez to zupełnie
bezu\yteczną wieczorową torebkę, którą kupiła tego popołudnia. Wszystko działo się tak szybko. Kiedy rozstała się
ze Stephenem, w pokoju czekał ju\ na nią sporządzony przez Elanę szczegółowy plan na resztę dnia - masa\, wizyta
u kosmetyczki i u fryzjera, zakupy w najelegantszym hotelowym butiku. Rebeka nie miała ani minuty na
rozmyślania o wieczorze ani o tym, co będzie jutro.
Szybko doszła do wniosku, \e tak właśnie jest najlepiej - skoro nie miała czasu na rozmyślania i analizy,
mogła po prostu przyjmować to, co niósł jej los, i działać. Z takim postanowieniem otworzyła drzwi.
Stephen oniemiał na jej widok. Z pięknie uło\onymi wło sami, w sukni koloru morza, wyglądała niczym
piękna syrena. Och, czy kiedykolwiek mógł zwątpić w jej urodę? W tej chwili był pewien, \e nigdy nie widział - i
nie zobaczy - piękniejszej, bardziej urzekającej kobiety.
- Rebeko, jesteś zadziwiająca. - Wziął ją za rękę i przyciągnął ku sobie.
- Dlaczego? Poniewa\ jestem gotowa na czas?
- Bo ciągle mnie zaskakujesz. - Uniósł jej dłoń do ust. - Nigdy nie jesteś taka, jak się spodziewam. A
jednocześnie zawsze taka, jakiej najbardziej pragnę.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc ucieszyła się, kiedy Stephen zamknął za nimi drzwi i poprowadził ją
do windy. On te\ wyglądał inaczej ni\ na Korfu, gdzie ubierał się stylowo, lecz swobodnie. Dzisiaj miał na sobie
elegancki strój, a lekkość i naturalność, z jaką nosił smoking, świadczyły o jego towarzyskim obyciu.
- Wyglądasz tak cudownie, \e szkoda mi marnować czas na słu\bową kolację - oznajmił.
- Dlaczego? Z przyjemnością poznam twoich przyjaciół.
- Partnerów w interesach - powiedział z dziwnym uśmiechem. - Kto kiedyś był biedny, a nie zamierza
nigdy więcej popaść w biedę, nie szuka przyjaciół wśród partnerów od interesów.
Zmarszczyła brwi. Nie znała go od tej strony. Czy potrafi być twardy, bezwzględny, niewzruszony? Czuła,
\e godzi się z taką myślą. Człowiek taki jak Stephen musi być bezwzględny w sprawach dotyczących jego
własności.
- Kogo więc szuka? - zapytała. - Wrogów? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl