, Roberts Nora Wszystko jest moĹźliwe 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miętam, co powinnam kupić - dodała, biorąc pierwszy kęs.
Alan dość długo siłował się z plastikową butelką, próbując
wycisnąć z niej ostatnią kropelkę syropu.
- Za to masz co najmniej sześć różnych puszek jedzenia
dla kotów - zauważył kwaśno.
- Mojżesz się złości, jeśli ciągle daję mu to samo. Nie
lubi montonii.
Ostrożnie odgryzł kawałeczek tosta i z przyjemnością
stwierdził, że smakuje dużo lepiej, niż się spodziewał.
- Wiesz, zupełnie nie rozumiem, jak osoba z tak silnym
charakterem jak ty może pozwalać się wodzić za nos jakiemuś
kapryśnemu kocurowi - powiedział.
- Cóż, wszyscy mamy swoje słabości - odparła
niewyraznie, bo właśnie włożyła sobie do ust spory kawałek
chleba. - Poza tym, Mojżesz doskonale sprawdza się jako
współłokator. Nie podsłuchuje moich rozmów telefonicznych
i nie pożycza ubrań bez pytania.
- I to są według ciebie najważniejsze warunki zgodnego
współistnienia?
- Może nie najważniejsze, ale na pewno mieszczą się
w pierwszej dziesiątce.
WSZYSTKO JEST MO%7łLIWE 151
Pokiwał głową ze zrozumieniem, podziwiając w duchu
tempo, w jakim uporała się ze swoim tostem.
- A gdybym tak obiecał - zaczął ostrożnie - że nigdy nie
zrobię żadnej z tych rzeczy, które są na twojej liście, wyszłabyś
za mnie?
Znieruchomiała. Po raz pierwszy, odkąd się spotkali, wi�
dział ją kompletnie zbitą z tropu. Wolno odstawiła kubek, który
trzymała w dłoni i utkwiła w nim pełne napięcia spojrzenie.
Wpatrywała się w parującą kawę, usiłując zapanować nad para�
liżującym strachem.
- Shelby?
Szybko potrząsnęła głową. Wstała i nie mogąc opanować
drżenia rąk, zaczęła zbierać naczynia, które potem bez słowa
zaniosła do zlewu. Milczała uparcie w obawie, że jeśli tylko
otworzy usta, natychmiast przyjmie jego propozycję.
Dlaczego zupełnie nie przygotowała się na taką sytuację?
Powinna była wiedzieć, że dla niego miłość oznacza małżeń�
stwo i dzieci. Sama również tego pragnęła, tyle że Alan był
senatorem i nie zamierzał rezygnować ze swojej funkcji. Ona
natomiast zbyt dobrze wiedziała, co to oznacza.
Oddychała z trudem, ciężko opierając się o zlew. Szeroko
otwartymi oczami wpatrywała się w zalaną deszczem szybę.
Kiedy poczuła na ramionach dłonie Alana, z całych sił zacis�
nęła powieki.
- Shelby - wymówił jej imię bardzo łagodnie, ale mogłaby
przysiąc, że w uścisku palców na swoich ramionach wyczuła
pulsujące fale zniecierpliwienia i żalu. - Kocham cię. Nigdy
dotąd nie spotkałem kobiety, z którą chciałbym spędzić życie.
Ty jesteś pierwsza. Potrzebuję takich poranków. Chcę zawsze
budzić się obok ciebie.
- Ja też.
Obrócił ją twarzą do siebie. W jego ciemnych oczach do-
152 NORA ROBERTS
strzegła powagę i skupienie, które tak bardzo zaintrygowały
ją pierwszego wieczora. Przez chwilę przyglądał się jej ba�
dawczo, a potem jeszcze raz poprosił:
- Wyjdz za mnie.
- Mówisz tak, jakby to było dziecinnie proste...
- Nieprawda! - zaprzeczył z mocą. - To nie jest proste.
Jest konieczne, nawet niezbędna, ale na pewno nie proste.
- Nie pytaj mnie teraz. - Otoczyła go ramionami i ukryła
głowę na jego piersi. - Proszę. Jesteśmy razem, kocham cię.
Niech to nam na razie wystarczy.
Powinien był nalegać, bo instynkt podpowiadał mu, żeby gdy�
by wymusił na niej odpowiedz, usłyszałby to, co chciał usłyszeć.
Lecz z drugiej strony... Wahała się, bliska płaczu. W jej spło�
szonych oczach wyczytał błaganie o litość. Nie chciała teraz po�
dejmować decyzji, a on nie potrafił do niczego jej zmuszać.
- Jutro będę cię pragnął tak samo mocno jak dziś - po�
wiedział, pieszczotliwie mierzwiąc jej włosy. - Podobnie za
rok i za dziesięć lat. Mogę ci obiecać, że dam ci trochę czasu,
nim zapytam o to ponownie. Ale nie mogę zaręczyć, że za�
czekam, aż ty będziesz gotowa mi odpowiedzieć.
- Nie musisz niczego obiecywać. - Przechyliła głowę i ob�
jęła dłońmi jego twarz. - Na razie cieszmy się tym, co mamy.
Nie musimy myśleć o tym, co będzie jutro, skoro dziś jest
nam tak cudownie. Pytania odłóżmy na potem - wyszeptała
żarliwie. Kiedy go pocałowała, ogarnęło ją obezwładniające
uczucie miłości do tego mężczyzny, miłości tak absolutnej, że
aż zadrżała z przerażenia. - Wracajmy do łóżka. Kochaj się
ze inną. Kiedy to robisz, nie liczy się nic ani nikt poza nami.
Wyczuł jej desperację i choć nie do końca pojmował przy�
czynę, nie próbował o nic pytać. Bez jednego słowa wziął ją
na ręce i zaniósł do sypialni.
WSZYSTKO JEST MO%7łLIWE 153
- Jeszcze mogę się wymówić - powiedział, zatrzymując
samochód przed swoim domem, - Wyślę kartkę z przeprosi�
nami, i po sprawie.
- Alan, ja naprawdę chętnie tam pójdę. - Shelby pochyliła
się w jego stronę i szybko pocałowała go w policzek, po czym
zgrabnie wysiadła na chodnik. - Poza tym takie taneczne wie�
czorki bywają zabawne, nawet wtedy, gdy są pretekstem do
spełniania funkcji politycznych.
Alan stanął obok niej i zanim zaprowadził ją do środka,
wyłudził jeszcze jeden czuły pocałunek.
- Wiem, że poszłabyś wszędzie, gdzie dają dobrze zjeść.
- Nie ukrywam, że to dla mnie silna motywacja - przy�
znała, po czym wzięła go pod rękę i razem ruszyli w stronę
domu. - Poza tym, nie mogłam nie skorzystać z okazji obej�
rzenia twojego mieszkania. Ty się będziesz przebierał, a ja so�
bie wszystko dokładnie obejrzę.
- Obawiam się, że uznasz mój dom za zbyt konserwatywny.
- Skoro ty taki nie jesteś... - Roześmiała się prowokująco
i lekko ugryzła go w ucho.
- Wydaje mi się - stwierdził, otwierając drzwi - że gdy�
byśmy zostali w domu, spędzilibyśmy o wiele ciekawszy
wieczór.
- Hmm... Może dam się przekonać? - Byli już w środku,
kiedy odwróciła się i objęła go za szyję. - Jeśli mnie ładnie
poprosisz...
Nim miał szansę to zrobić, usłyszał za plecami dyskretne
pokasływanie. McGee stał obok wejścia do salonu, a jego dłu�
ga, koścista twarz nie wyrażała żadnych emocji. A jednak mi�
mo dzielącej ich odległości prawie dwóch metrów, Alan
wyraznie wyczuł jego dezaprobatę i z trudem powstrzymał
zniecierpliwione westchnienie.
McGee potrafił zachowywać się niczym sługa doskonały,
154 NORA ROBERTS
a jednocześnie wysyłać sygnały, jakich nie powstydziłby się
najbardziej surowy krewny. Mniej więcej od dnia, kiedy Alan
skończył szesnaście lat, musiał wiecznie zmagać się z pełnymi
nagany spojrzeniami kamerdynera, którymi ten go obrzucał,
ilekroć zdarzyło się, że wrócił do domu nieco pózniej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl