,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niepokoju twarze i ramiona, gotowe do serdecznych objęć. Była wśród nich mat- ka, czuła, z oczami błyszczącymi od łez, powtarzająca raz po raz chuda i uko- chane dziecko . I szczebiocząca Sol. Był też Dag i Charlotta. Wszyscy patrzyli na nią zatroskani. Ona jednak widziała ich jak przez mgłę. W drzwiach stanął Tengel. Wpatrywał się w córkę, którą kołysał na rękach, kiedy przechodziła dziecięce choroby, którą trzymał na kolanach, gdy wymawiała pierwsze sylaby, która zawsze tak tkliwie i łagodnie uśmiechała się do całego świata. Nie poznawał jej. Nieruchoma, wychudzona twarz z sinymi cieniami pod oczami, zmatowiałe włosy i ten otępiały wzrok. . . Tengel odwrócił się i zasłonił twarz rękami. Wiedział teraz, czym jest niena- wiść. Laurents Berenius i jego matka mogli być tylko wdzięczni losowi, że ich śmierć nastąpiła tak szybko i bezboleśnie. Westchnął głęboko i otarł łzy. Silje i on tyle razy zamierzali przyjechać do niej w odwiedziny, mimo że Liv wyraznie sprzeciwiała się ich wizycie. Delikatność brała górę, gdyż córka stale prosiła, by wstrzymali się trochę, wymawiając się, że dom nie jest jeszcze w pełni umeblowany lub że Laurents wyjechał, a bardzo chciałby spotkać się z nimi. Zawsze był jakiś powód. Teraz otaczało Liv wiele osób. Wszyscy chcieli ją uściskać i służyć pomocą. Jednak jej twarz nadal była nieruchoma. Tengela ogarniał lęk, straszliwy lęk! Stała właśnie samotnie i spoglądała na niego. Tengel zbliżył się, a ona rzuciła się w mu objęcia. Nowe łzy popłynęły po jego policzkach, usłyszał zalękniony szept: Zabierz mnie do domu, ojcze! Tak odszepnął. On także nie mógł mówić normalnie. Pojedziesz do domu, najdroższa. Wszyscy na ciebie czekamy. Liv wróciła do domu, blada, zmęczona i żałośnie chuda. Cicho kręciła się po gospodarstwie. Od czasu do czasu wybierała się na przechadzkę do Grastensholm, gdzie odbywała długie rozmowy z Dagiem. Tych dwoje zawsze było ze sobą naj- bliżej. Charlotta trzymała się z boku, podsuwając im tylko przysmaki i troszcząc się, by niczego im nie brakowało. Liv i Dag wędrowali przez łąki. Proszę cię, Liv! Dlaczego nie możesz powiedzieć, co cię gnębi? W gło- sie Daga brzmiało rozpaczliwe błaganie. Wiem, że jesteś głęboko zraniona ciągnął. Wszyscy to zauważyliśmy już wtedy, gdy przyjechaliśmy po ciebie. Nie uporasz się z tym, dopóki nie porozmawiasz z kimś szczerze. Oni oboje nie żyją, Liv! Czego się boisz? Splatała i rozplatała palce. Nie śmiem tego powiedzieć głośno. Musisz! Inaczej nigdy z tego nie wyjdziesz. 116 Pokiwała głową. Przez chwilę milczała, w końcu zmusiła się do mówienia. Czuję się winna, Dagu! Wziął ją za rękę i zauważył, że jest lodowato zimna. Co masz na myśli? Nie chcę powiedzieć, że wprost życzyłam sobie śmierci Laurentsa. Ale moje myśli stale krążyły wokół jednego: że nigdy nie zdołam wyrwać się z tego życia w poniżeniu. A to przecież oznacza to samo, co życzyć sobie, żeby on umarł, prawda? Nie, wcale tak nie uważam. To raczej była rezygnacja z twojej strony. Cóż, może i tak powiedziała z wahaniem, ale ulżyło jej nieco. Zatrzymali się. Liv, najmilsza przyjaciółko, postaraj się spojrzeć na to inaczej. Jak na do- świadczenie, przez które musisz przejść. Wykorzystaj mnie jako kogoś, komu mo- żesz się zwierzyć, kto zawsze będzie miał czas i cierpliwość, by cię wysłuchać. Tak bardzo chciałbym ci pomóc. Nie lękaj się powtarzania po wielekroć tego sa- mego, jeżeli tego właśnie potrzebujesz. Musisz wszystko z siebie wyrzucić! Wte- dy będziesz mogła zacząć od nowa. Och, Dagu! Przytuliła głowę do jego ramienia. Nigdy nie będę mogła zacząć niczego od nowa. Jestem bardziej złamana niż ci się wydaje. Objął ją. Czas to najlepszy lekarz dla ciebie. Głowa do góry! Odsunął Liv odrobinę od siebie i czule spoglądał w jej pełne rozpaczy oczy. Nagle jego ciepły uśmiech zniknął. Zapadła cisza. Oczy Liv robiły się coraz większe, pojawiła się w nich bezradność. Dag wstrzymał oddech. W tej chwili prawdy wypełnił ich oboje strach przed czymś niepojętym. Liv żałośnie jęknęła i wyrwała się z jego objęć. Jak spłoszone zwierzątko pę- dziła przez łąki w kierunku Lipowej Alei. Dag długo stał spoglądając za Liv, ale nie starał się jej zatrzymać. Przerażony i wstrząśnięty wrócił do Grastensholm. Charlotta przycinała krzewy w ogrodzie różanym, który przed laty założyła jej matka pod oknami salonu. Wracasz sam? Myślałam, że Liv zje z nami. Nie odpowiedział. Wpatrywał się w róże, ale ich nie dostrzegał. Charlotta spojrzała na niego uważnie. Co się stało, Dagu? Chrząknął. Nie musisz nic mówić powiedziała cicho, wracając do swoich róż. Zrozumiałam to już w dniu twego powrotu do domu, kiedy wspomniałeś o niepo- rozumieniu z panną Trolle i natarczywych zalotach Laurentsa. 117 Tak, myślę, że już wtedy tkwiło to w mojej podświadomości. W głębi duszy doskonale wiedziałem, jak bardzo mi na niej zależy. Nie pozwoliłem jednak tej [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|