, Hrabal Bohumil Zaczarowany flet 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

owych czasach musiał być nie tylko dobrym architektem, ale i
rzezbiarzem... i dotarliśmy aż nad kaplicę świętego Wacława i pan
Borkowski powiedział nam, że tu jest najlepsza akustyka, tu śpiewa
chór dziecięcy... i że na tym kończy się nasz spacer po triforium, ale
zwraca nam uwagę, że kiedy będziemy iść z Zamku do  Kota" przy
ulicy Nerudy, to tam, na zakręcie przed Pałacem Schwarzenbergów,
znajduje się namalowany umoczonym w wapnie pędzlem taki oto
napis:  Rosjanie, idzcie już wreszcie do dupy, mnie się kończy
wapno!" I nagle z dna katedry rozległ się głos przewodnika:
 Panowie, na miłość boską, miarkujcie się, sytuacja jest poważna, tu
słychać wszystko, a ja mam tutaj pielgrzymów z Humpolca!" A pan
profesor Borkowski wskazał głębię katedry i powiedział oschle:  To
dopiero akustyka, nieprawdaż?"... I to właśnie ów piękny cytat w
dwudziestym wieku:  Rosjanie, idzcie do dupy!" I jak widzicie,
przyjaciele, jest to anonimowa wypowiedz ludu, jak wszystko, co jest
coś warte w mojej ojczyznie, jest anonimowe, wszystko wymyślili
zwyczajni ludzie, oto dlaczego chodzę po gospodach i zbieram tylko
to wszystko, co istotnego powiedzieli zwyczajni ludzie, po czym robię
z tego literaturę, tak że jestem raczej  zapisywaczem" niż pisarzem...
A potem moi uniwersyteccy gospodarze i goście pytali mnie jeszcze,
kogo uważam za najlepszego współczesnego pisarza w tym sercu
Europy, w Pradze, a ja odparłem bez wahania, że to Egon Bondy, z
domu filozof Fiszer... I zapytano mnie, czy mógłbym zadeklamować
jakiś jego ładny wierszyk... Odkaszlną-łem, pomyślałem o Dylanie
Thomasie i wyrecytowałem:
Wczoraj w niedzielę i dzisiaj wszystko mi wisi u pisi tylko sowieckie
filmy nowe są naukowe...
A więc, Kwiecieńko, stałem, dawno już zdjąłem tę dżersejową
marynarską marynarkę ze złotymi guzikami, surrealistyczny zielony
krawat obsypany błękitnymi ptakami poruszał się w rytmie mojej
mowy, organizatorzy tego mojego sympozjum w stolicy Stanów^
Zadowolonych powiedzieli mi pózniej, że nie spodziewali się takiej
swobody, jaką mają pisarze w tym moim kraju, że oni sami
ocenzurowaliby szereg moich zdań... a ja im oświadczyłem, że Dylan
Thomas, kiedy przez półtorej godziny czytał w Ameryce swoje
wiersze, był najsugestywniejszym recytatorem, jakiego kie
116
dykolwiek słyszeli... lecz uwaga, potem poeta wyrażał się bardzo
nieprzyzwoicie i robił pijackie propozycje erotyczne damom z
zespołu profesorskiego bez względu na ich wiek... Ja już miałem to za
sobą: kiedy siedziałem pijany u pani Medy Mladkowej na wieczorku
na moją cześć, powiedziałem pewnej damie, żeby jej sprawić
przyjemność, że chętnie bym ją wcześniej czy pózniej wyjebał...
A potem była przerwa i moi słuchacze, przede wszystkim ci młodzi
studenci wydziału filmowego, na którym wykładał mój przyjaciel
Arnośt Lustig, ten, który nigdy nie rozmawiał po niemiecku, bo przez
sześć lat przebywał w Teresinie, ci młodzi mieli na sobie dżinsy i
powyciągane swetry, aby odróżniać się od dystyngowanych
profesorów i redaktorów oraz ich dam, dziewczęta miały dżinsy i
jasne kozaczki, i białe bluzeczki, a na to długi, jakby robiony w domu
na drutach sweter zapinany na ogromne guziki, wełniane swetry, bo
w tym Waszyngtonie było raczej zimno niż ciepło... i te dziewczęta
lubiły się śmiać i kiedy tak śmiały się gdzieś za moimi plecami,
myślałem zawsze, że to męski śmiech, ale kiedy odwróciłem się,
widziałem, że ten śmiech wydobywa się z ust kruchych i subtelnych
dziewcząt... a zresztą, Kwie-cieńko, pani też chętnie śmieje się jak
kawał chłopa...
I w ogóle, Kwiecieńko, wszyscy ci młodzi ludzie, których przy-
prowadził Arnośt Lustig, wydawali mi się niewiarogodnie młodzi,
trudno było z ich twarzy wywnioskować, że studiują... że w ogóle
studiują, ich twarze były szczere, pełne uśmiechów, wyglądali raczej
jak młodzi piłkarze, jak młodzi prascy robotnicy, kiedy wykąpani
wychodzą po południu po zmianie z Czekade i idą na piwo do
 Harfy", podczas gdy młodzi profesorowie i organizatorzy, i ci,
którzy mieli już swoje lata, to wszystko byli dżentelmeni, zupełnie tak
samo jak mój gospodarz, pan Mladek, ten, który miał pieczę nad
bankami, w których nasz kraj lokował swoje pieniądze, pan Mladek,
ten, który pisywał wiersze i napisał dys-tych o kotach... wypadł mi
ten wiersz z pamięci... pan Mladek, ten, na którego zawsze oczekiwał
jego kot i owijał mu się wokół szyi i tak razem jechali windą w górę,
rano zaś z kolei na dół, kiedy to do pokoi na niższym piętrze winda
przywoziła najpierw nogi aż po kolana, a potem tułów pana Mladka,
a potem jego piękną głowę i zakochanego kota owiniętego wokół jego
szyi... Tu, w uniwersytecie, pan Mladek miał na sobie elegancki
granatowy garnitur i jasnoniebieski krawat, włosy uczesane z
przedziałkiem i lekko pociągnięte brylantyną i był naprawdę
przystojny.
118
powiedziałbym nawet: najprzystojniejszy spośród wszystkich męż-
czyzn, jacy tu byli, najpiękniejszy człowiek, cichy i rozmarzony, a
kiedy odzywał się z rzadka, to się uśmiechał, bo miał angielskie
poczucie humoru, który ujawniał się jedynie w tonie i nieznacznym
przesunięciu sensu tego, o czym mówił... Temu młodemu mężczyznie,
który pośpiesznie przekładał moje słowa, sprawiałem przyjemność,
sprawiało mu też przyjemność to, że miałem okropnie podbite oko i
rozcięty łuk brwiowy, i skaleczone czoło, sprawiało mu przyjemność
to, że wyglądałem jak Dylan Thomas, o którym autor  Chłopca na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl