,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drzewami. Dobra! Ta kobieta czasem mnie naprawdę przeraża! I wcale nie chodzi mi o jej czarny humor! Skądże! Mam wrażenie, że coś jest nie tak. Podpowiada mi to wewnętrzna intuicja. Mam ochotę& uciec. Zostawić kobiety daleko za sobą. Czułam się jak na kacu. Głowa pękała mi z bólu i była ociężała. Najchętniej wskoczyłabym pod jakąś cieplutką kołdrę, zakopała się w niej głęboko i nie wyszła aż do końca świata. Nagle wyjechałyśmy na niewielką polanę. Była idealnie okrągła, a otaczające ją drzewa wyglądały jak strażnicy. Stały zwarte i niebezpieczne. Z miejsca biła odstraszająca woń zła. Byłam w stanie wyczuć nawet jej zapach, co wydaje się absurdalne. Tak naprawdę osiadła ciężko na każdym skrawku materiału i skóry. Czułam jak wdziera się do mojego nosa i utrudnia oddychanie. Zatrzymamy się tu tylko chwilę powiedziała Menna i wszystkie zsiadłyśmy z koni. Marna imitacja trawy chrupnęła pod moimi nogami. Była zupełnie sucha. Wszystko było tutaj suche, zupełnie jakby siły witalne zostały wyssane. Ale czego innego mogłam się spodziewać po piekle? Konie muszą odpocząć mruknęłam. My też. Jesteś pewna, że nie ma tu nikogo, kto mógłby nam chociaż wskazać drogę? Oczywiście żachnęła się Livia. Jeśli chcesz zostać przekąską, proszę bardzo. Przynajmniej chcę coś zrobić warknęłam. Nie musiałaś z nami jechać. Nie musisz się odzywać i mnie dodatkowo denerwować. Spójrzcie tylko& Jaka drażliwa. Trzeba było powiedzieć wszystko Fangowi, a nie jechać za nimi jak kozły ofiarne! Fang& Mogłaś z nim zostać, skoro tak bardzo tęsknisz! warknęłam. Nic mnie nie obchodzi, co sobie myśli Fang! Szkoda, że dopiero teraz o tym mówisz& Livia! Dosyć! Na suchy dzwięk głosu Menny wszystkie podskoczyłyśmy spłoszone. Kobieta patrzyła zimno na Livię. Wydawała mi się teraz surową matroną, która na swoich barkach dzwiga całe brzemię życia. Jesteśmy tutaj razem i musimy sobie poradzić. Przywiążcie konie. Nie chciałam dać za wygraną. Boże& jak ja bym chętnie przywaliła tej wywłoce. Ręce mnie tak świerzbią, że chyba zaraz mi odpadną. Cassandra rzuciła Menna. Spojrzałam na nią. Mam coś dla ciebie. Rzuciła we mnie małym tobołkiem. Zaciekawiona rozwinęłam go. Czy to męskie ubranie? zapytałam. Te ubrania szybko porwą się od siodła. Materiał jest nietrwały. Założę się, że w skórzanych będzie ci o wiele wygodniej. Nie martw się. Pożyczyłam te rzeczy od Fanga, a spodnie już skróciłam. Rzeczywiście nie zastanawiałam się nad moim ubiorem. Założyłam to, co było pod ręką. Dopiero potem przyszło mi do głowy, że mogłam założyć coś bardziej wytrzymałego niż cieniutkie kobiece spodnie. Jednakże nasza wyprawa nie była planowana. To decyzja spontaniczna, więc dobrze, że chociaż Menna pomyślała o moim tyłku. Zaskoczona złapałam uzdę czarnego ogiera i ruszyłam z nim do najbliższego drzewa. Zwierzę chętnie za mną poszło. Gdy już przywiązałam konia, przebrałam się w spodnie, które ściągnęłam paskiem, i w koszulę Fanga. O, tak& Pachniała nim. Aż Alaric nie wytrzymał i zaczął potrącać mnie chrapami. Pogłaskałam go czule po pysku i cmoknęłam w zimny nos. Lubi cię. Usłyszałam za sobą głos i odwróciłam się znienacka. Uni stała z lekkim uśmiechem na ustach i patrzyła na mnie trochę zdziwiona. Jest łagodny. Możesz go pogłaskać. Uwierz mi, że nie mogę. On tylko toleruje dwie osoby. Ciebie i Fanga. Odeszła, a mi znów zrobiło się ciężko na duszy. Znalazłam kolejną rzecz, która łączy mnie z tym przeklętym Hunem. Nawet głupi koń potrafi mi dopiec do żywego i to tylko dlatego, że jego pan i władca jest głupim palantem. Choć trzeba przyznać, że bardzo dobrze wygląda w parze z piekielnym rumakiem. Od razu przypominam sobie nasze pierwsze spotkanie. Podeszłam do kobiet, które już siedziały blisko siebie. Nie wyglądały za dobrze. Ich twarze dotychczas ściemniałe od wiatru, stawały się dziwnie szare. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|