,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
polo są wielbicielami zarówno pięknych koni, jak i urodziwych kobiet, zatem miej się na baczności. - Dziękuję za ostrzeżenie - burknęła z nagłą złością. - Ale nie masz obowiązku czuć się za mnie odpowiedzialny. Może i jestem dziewicą, ale nie czuję się dzieckiem. Bywałam już na przyjęciach. - Dopiła resztkę szampana. - Poza tym nie wyobrażam sobie, żeby kogokolwiek interesowała moja cnota. A teraz chyba już pora iść, prawda? - Tamsin... Minęła już jednak próg i nawet się nie zatrzymała. Było oczywiste, że nie mają sobie nic do powiedzenia. S R ROZDZIAA TRZYNASTY Czerwone, koronkowe stringi zwisały ze sznura lampek na choinkę, które rozświetlały ogród klubu polo, a nieopodal, na krzaku azalii, Tamsin dostrzegła stanik do kompletu. Zza rośliny dobiegały wyrazne odgłosy namiętnej miłości. Tamsin pomyślała z goryczą, że Alejandro jak zwykle miał rację. Przyjęcia dla graczy polo faktycznie wymykały się spod kontroli. Imprezę zorganizowano w kilku namiotach, które nadawały jej historyczny charakter. Można było odnieść wrażenie, że rozgrywa się tu widowisko plenerowe o tematyce średniowiecznej, choć z bliska rzeczywistość wyglądała mniej romantycznie. Drużyny polo ustawiły się przy barach, żeby tym razem rywalizować w piciu do upadłego, podczas gdy na parkiecie tkwiło kilka par, splecionych w pozycjach, które Tamsin widziała kiedyś w Kamasutrze. W otoczeniu rozbawionych na całego gości czuła się niewymownie samotna. Przez cały wieczór koncentrowała się na unikaniu Alejandra. Krótka podróż przebiegła w całkowitym milczeniu, a na miejscu Tamsin postanowiła trzymać się od niego na jak największy dystans. Przez pewien czas snuła się wśród namiotów, aż w końcu postanowiła wejść do tego, w którym znajdował się bar koktajlowy. - Ach, lady Calthorpe - usłyszała męski głos. - W końcu mam okazję cię poznać, moja droga. Odwróciła się i w półmroku ujrzała sylwetkę mężczyzny o błyszczących oczach, białych zębach i śniadej twarzy. - Mam na imię Francisco. Gram w drużynie San Silvana, u boku Alejandra. Podam ci drinka, querida, a wtedy opowiesz mi o sobie. - Podszedł S R do baru, a moment pózniej wrócił z koktajlem. Wręczył go Tamsin, po czym objął ją w talii i wyprowadził do ogrodu. - Może usiądziemy? - zaproponował i skierował ją do otoczonej roślinnością ławki. - Dzisiejsza gra wyjątkowo dała mi w kość. Wszystko mnie boli. - A więc polo nie zawsze jest tak agresywne? - spytała z uśmiechem. - Czasem bywa ostro, to fakt - przyznał rozbawiony. - Ale spotkania La Maya i San Silvana to więcej niż gra. Toczymy prawdziwe bitwy. - Właśnie takie odniosłam wrażenie. - Tamsin się wzdrygnęła. - Bałam się, że ktoś straci życie. - Masz na myśli kogoś konkretnego? - zainteresował się. Popatrzyła na niego ostro. W świetle papierowych lampionów jego twarz wydawała się łagodna. Miał dobre oczy i sprawiał wrażenie godnego zaufania. Postanowiła zaryzykować. - Tak - potwierdziła posępnie i wypiła łyk drinka. Był pyszny, smakował jak roztopiona czekolada. - Skąd wiedziałeś? Jestem strasznie przewidywalna. - Alejandro to atrakcyjny mężczyzna, więc nietrudno się domyślić, że wpadł ci w oko. Jesteś piękną dziewczyna, querida, więc dlaczego się smucisz? Moim zdaniem masz u niego spore szanse. - Jesteś bardzo uprzejmy, ale niestety, nawet gdybym należała do tej samej ligi co kobiety z jego otoczenia, to i tak byłoby za mało. W grę wchodzą jeszcze inne... sprawy. - Uraczyła się następnym łykiem i zobaczyła, że kieliszek jest pusty. - Pyszne. Co to takiego? - Czekolada z wódką. Dobra, prawda? - zauważył wesoło. - Moim zdaniem w niebie piją ją na okrągło, a ponieważ chyba nie jestem na tyle dobry, żeby tam się dostać, to muszę delektować się nią tutaj, na ziemi. Zaczekaj, przyniosę nam jeszcze po kieliszku, a wtedy opowiesz mi o tych innych sprawach. Kto wie, może będę mógł pomóc? S R Dudnienie muzyki z dyskotekowego namiotu nieco ucichło, kiedy Alejandro przepychał się między roztańczonymi parami, które zapełniły trawnik. Poruszał się bardzo powoli, bo co kilka kroków nagabywały go mniej lub bardziej znajome kobiety, uwieszały mu się na szyi i obejmowały go natrętnie, domagając się tańca. W niektórych wypadkach musiał zachować się bardzo stanowczo i zdecydowanie, żeby w końcu dały mu spokój. Musiał znalezć Tamsin. Przez cały wieczór usiłował trzymać się blisko niej, ale za każdym razem, gdy podchodził, ona się oddalała i tracił ją z oczu. Ta sytuacja stawała się coraz bardziej irytująca. - Ej, Eduardo! - Alejandro dostrzegł numer czwarty San Silvany zajętego obłapianiem jakiejś brunetki w srebrnej sukience. - Widziałeś gdzieś Tamsin? Eduardo zmarszczył brwi. - Blondynka? W niebieskiej sukience? Z fantastycznym tyłeczkiem? Alejandro miał ochotę wdeptać go w ziemię. - Gdzie? - Rozmawiała z Franciskiem, o tam. - Wskazał ręką. - Siedzieli za namiotem z wódką. Wyglądało na to, że czują się przy sobie całkiem swobodnie, i chyba nie ma co im przeszkadzać. Ejże, Alejandro, spokojnie! Co się tak zerwałeś? Ale było już za pózno. Alejandro znikł w mroku z żądzą mordu wypisaną na przystojnej twarzy. - Moim zdaniem, maleńka, rozwiązanie jest całkiem proste. - Francisco westchnął wymownie. - Nie rozumiem, dlaczego mu odmawiasz. Tamsin uniosła jego dłoń, którą położył jej na udzie. - Bo nic by z tego nie wyszło - odparła i uśmiechnęła się z żalem, przytrzymując jego rękę między palcami. - Wiem, że uznałby mnie za S R atrakcyjniejszą, gdybym miała większe doświadczenie. Ale ja nie chcę zdobywać doświadczenia z nikim innym tylko z nim, i koło się zamyka. Francisco pogłaskał ją po policzku. - Prawdę powiedziawszy, nigdy nie potrafiłem rozgryzć Alejandra. Od pięciu lat gramy razem w polo, a ja nadal nie wiem, co mu w sercu gra. - Francisco nagle spoważniał. - Ale nigdy nie sądziłem, że jest głupcem. Jeśli nie chce pięknej dziewczyny, bo oczekuje od niej doświadczenia, to naprawdę dureń z niego. Tamsin zamknęła oczy, nagle wyczerpana po długim dniu i dwóch mocnych drinkach. Francisco był taki życzliwy i dobry. Może powinna ulec [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|