,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Miał na sobie znoszone, brązowe buty kowbojskie, wypłowiałe dżinsy i żółtą, rozpiętą do pasa koszulę. W porannym słońcu włosy przybrały czarnogranatowy odcień. Skóra połyskiwała barwą jasnej miedzi. Stał w nonszalanckiej pozie, lecz ocienione długimi rzęsami orzechowe oczy czujnie wpatrywały się w biało-czerwony spławik. Prosty nos i wysokie kości policzkowe upodobniały Cala do greckich bogów. A niech go licho, rozzłościła się Tess. Nawet w starych łachach wygląda tak zabójczo, że trudno wytrzymać. Przypomniała sobie, że Cal jest równie arogancki, co przystojny. Przystanęła na moment w cieniu starych wierzb i chrząknęła głośno. Nie spojrzał w jej stronę. - Musimy porozmawiać - powiedziała, poprawiając nerwowo kolczyk. - Więc mów - odparł Cal, wpatrując się w spławik. Tess podeszła bliżej. Jego jedyną reakcją było lekkie ściągnięcie ust. - Jak najszybciej wracam do Omaha - wycedziła przez zęby. - Zwietnie - zauważył beznamiętnym tonem. Tess wyjęła z torebki przywiezione ze sobą formularze. - 52 - S R - Ułatwiłby mi pan pracę, podpisując zgodę. Zakończylibyśmy sprawę raz na zawsze - powiedziała oficjalnie. - A czemuż miałbym pani coś ułatwiać? - spytał równie oficjalnie, obrzucając ją przelotnym spojrzeniem. - Czy bawi pana utrudnianie? - Pokręciła głową ze zniecierpliwieniem. - Niewątpliwie nie ułatwiła mi pani życia - stwierdził, obserwując ważkę, która przysiadła na żyłce. - Mam prawo się zrewanżować. - Przepraszam, ale to nie ja się na pana uwzięłam. Nie zgłaszałam się na ochotnika do projektu kalendarza. Wyznaczono mnie do tej roboty. Przypominam, że zdjęcia z fałszywymi podpisami przesłała pańska siostrzenica. Ja nie ponoszę za to żadnej winy. Im szybciej pan podpisze, tym prędzej się wyniosę. - Już powiedziałem. Prześlę to pocztą. - Oszczędzi pan na znaczku pocztowym. - Tess potrząsnęła dokumentem. - Moja szefowa jest bardzo zasmucona takim obrotem sprawy. Kiedy pokażę jej podpisaną zgodę na publikację, będzie wiedziała, że wszystko dobrze się skoń- czyło. - A pani będzie mogła zrobić wspaniałą karierę. Czy o to chodzi? Mój podpis otworzy pani okno na świat? - powiedział tak pogardliwym tonem, że Tess nie dbała o wykręty. - Mniej więcej. Ale co to pana obchodzi? Wzruszył ramionami. Pod cienką koszulą zagrały mięśnie. - Wcale - stwierdził ironicznie. - Tylko porównuję to z szumnymi wypowiedziami o wzniosłym celu pomocy rolnikom. Oni wcale pani nie obchodzą. - Tak się składa, że owszem, troszczę się o rolników w tym stanie... - To po co pani wyjeżdża? Zrozpaczona Tess załamała ręce. - A cóż to za różnica? - %7ładna. Tylko lubię mieć do czynienia z uczciwymi ludzmi. - 53 - S R Tess westchnęła ciężko, zdmuchując kosmyk włosów z twarzy. - W porządku. Zatem proszę podpisać i otworzyć mi drogę do błyskotliwej kariery. - Już powiedziałem: prześlę wam to pocztą. Proszę mnie nie naciskać, bo to niegrzeczne. - Uwielbia pan krytykować ludzi... - zaczęła. - Cicho, bierze, Spławik zanurzył się parę razy i znów zamarł. Cal zmełł przekleństwo w ustach. Na rybie widocznie zależało mu bardziej niż na Tess. - Uwielbia pan krytykować ludzi - powtórzyła. - A jak mam określić pańskie zachowanie ubiegłej nocy? Po raz pierwszy spojrzał jej w oczy. - Przykro mi z powodu wczorajszej nocy. Może zle oceniłem sytuację. Najlepiej zapomnijmy o wszystkim. W normalnych warunkach nigdy bym sobie na coś takiego nie pozwolił. Pani ma, niestety, dar tworzenia niezwykłych okoliczności. - I to mają być przeprosiny? - zdumiała się Tess. Kosmyk czarnych włosów opadł mu na czoło. Odrzucił go szybkim ruchem głowy. - Jak tam pani uważa. Moim zdaniem, tak. - Odwrócił się znów w stronę spławika. - Czy wie pan, co to jest? - spytała Tess, szarpiąc za żyłkę. Spławik wyskoczył z wody. - Nie? No to wyjaśnię. %7łyłka z robakiem na jednym końcu. Cal z przesadną starannością odłożył wędkę. Wyprostował się i spojrzał na Tess. - Wieczorem nazwała mnie pani świnią. Teraz robakiem. Widzę, że szybko trafiam do świata zwierząt. Zanim jednak nazwie mnie pani amebą czerwonki, przypominam, że to pani chce coś uzyskać ode mnie. Radziłbym powściągnąć język i zamknąć te śliczne usteczka. - 54 - S R - Nic dziwnego, że nie potrafi pan poradzić sobie z siostrzenicą - odcięła się Tess. - Proszę zostawić ją w spokoju. - Nadęty bałwan. Dlatego chce się stąd wyrwać. W oczach Cala zamigotały niebezpieczne błyski. - Nie mieszaj do tego Bunny. Nic o nas nie wiesz. Przez dłuższą chwilę spoglądali sobie w oczy. - Proszę wracać do Omaha. Natychmiast. Tess zamrugała ze zdumienia i cofnęła się o krok. Cal wyjął kluczyki z kieszeni dżinsów. - Od samochodu Bunny. Na razie nie będzie z niego korzystać, a pani auto chwilowo jest unieruchomione. Oglądałem je rano. - Co? - spytała zmieszana. - Przyjedzie mechanik i... - I powie to samo co ja. Proszę wziąć jej wóz i wyjechać stąd, zanim narobi pani więcej szkód. - Szkód? Jakich szkód? - speszyła się Tess. - Chciałam tylko... - Po pierwsze, nie chcę, żeby wtrącała się pani do mojej siostrzenicy. Po drugie, nie lubię sposobu, w jaki pani wywiera na mnie presję. Po trzecie, nie cierpię tego, co pani robi. Reklama stwarza sztuczny świat. Ja lubię rzeczy takie, jakimi są. W związku z tym obawiam się, że będzie pani musiała wyjechać. Natychmiast. Tess zachwiała się niczym spoliczkowana. Słowa Cala zabolały ją bardziej, niżby się tego spodziewała. Kto mu dał do tego prawo? Włożył jej kluczyki do ręki. - Biały mercury. Jeden z moich pracowników ma zamówioną wizytę u lekarza w Omaha w przyszłym tygodniu. Zawiezie pani auto i odbierze wóz Bunny. Adres proszę zostawić Ednie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|