,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdecydowana powstrzymać łzy. - Dlaczego ludzie zli są tak niemądrzy? Dlaczego wielu z nich jest głupich jak osły? - Pani, moim zdaniem zli ludzie są raczej inteligentni - odparł. - Ale nigdy nie widziałem, żeby ktoś, zły czy dobry, władał retoryką z wprawą, którą przed chwilą zademonstrowałaś. - Cieszę się, że pojąłeś istotę całego zdarzenia. Retoryka. Pomyśleć tylko, że miał tych samych co ja nauczycieli, tę samą bibliotekę, tego samego ojca& - Załamał mi się głos. Flawiusz ostrożnie otoczył mnie ramieniem, którego tym razem nie odtrąciłam. Pozwoliłam się podtrzymywać. We dwoje szliśmy szybciej. - Nie - podjęłam po chwili. - Większość nikczemników to zwykli idioci. Przekonuje mnie o tym całe życie. Naprawdę chytry i zły człowiek trafia się rzadko. Powodem znacznej części nieszczęść jest partactwo. Niedocenianie blizniego! Popatrz, co dzieje się z Tyberiuszem. Tyberiusz a gwardia. Patrz na tego przeklętego Sejana. Można rozsiewać ziarna nieufności tylko po to, by potem zgubić się na zarośniętym polu. - Jesteśmy w domu, pani. - Dzięki bogom, że go poznałeś. Nigdy bym nie powiedziała, że to ten. Po chwili zatrzymał się i przekręcił klucz w zamku. Wszędzie unosił się odór moczu, jak to zwykle w zaułkach starożytnych miast. Lampa rzucała przyćmione światło na nasze drewniane drzwi. Blask skrzył się w strudze wody płynącej z głowy lwa w fontannie. Flawiusz zastukał. Miałam wrażenie, że otwierające nam kobiety płaczą. - A to co znowu? Jestem śpiąca. Proszę, zajmij się tym. Weszłam. - Pani - zapiszczała jedna z dziewcząt. Nie pamiętałam, jak ma na imię. - Ja go nie wpuściłam. Przysięgam, że nie odsunęłam zasuwy. Nawet nie mam klucza do bramy. Wszystko już przygotowałyśmy na pani powrót! - Szlochała. - O czym ty w ogóle mówisz? Ale już wiedziałam. Dostrzegłam kątem oka. Odwróciłam się i zobaczyłam bardzo wysokiego Rzymianina siedzącego w nowo urządzonym salonie. Siedział spokojny, założywszy nogę na nogę, na pozłacanym, drewnianym krześle. - Wszystko dobrze, Flawiuszu - powiedziałam. - Ja go znam. Rzeczywiście znałam. Był to Mariusz. Wysoki Mariusz z plemienia Keltoi. Mariusz, który oczarował mnie w dzieciństwie. Mariusz, którego niemal rozpoznałam w świątynnym mroku. Wstał na mój widok. Podszedł do mnie, gdy tkwiłam w ciemności na brzegu atrium, i wyszeptał: - Moja piękna Pandora! 7 W ostatniej chwili powstrzymał się, żeby mnie nie dotknąć. - Ach, proszę. - Chciałam go pocałować, lecz odsunął się. W pomieszczeniu paliły się tu i ówdzie lampy. Korzystał z gry światłocienia. - Mariusz, oczywiście Mariusz. Wyglądasz, jakbyś nie postarzał się ani o dzień od chwili, gdy widziałam cię jako mała dziewczynka. Twarz ci promienieje, a oczy& co za piękne oczy. Chętnie wyśpiewałabym te pochwały przy akompaniamencie liry. Flawiusz dyskretnie się wycofał, zabierając ze sobą niespokojne dziewczęta. Uczynił to wszystko bezszelestnie. - Pandoro - rzekł Mariusz - bardzo bym chciał wziąć cię w ramiona, lecz z pewnych względów nie mogę, a tobie nie wolno mnie dotykać, i nie dlatego, że nie mam na to ochoty, ale dlatego, że nie wiesz, kim jestem. To, na co patrzysz, nie jest młodzieńczym wyglądem; jest to coś tak odległego od obietnic młodości, że sam dopiero zaczynam ogarniać skalę własnych męczarni. Ni stąd, ni zowąd odwrócił głowę. Uniósł rękę, nakazując milczenie i cierpliwość. - Ta istota tu krąży - rzekłam. - Poparzony, który pije krew. - Nie myśl teraz o swoich snach - zwrócił się do mnie - lecz o młodości. Pokochałem cię, gdy miałaś dziesięć lat. Gdy miałaś ich piętnaście, błagałem ojca o twą rękę. - Naprawdę? Nigdy mi o tym nie wspomniał. Raz jeszcze odwrócił wzrok. Pokręcił głową. - Poparzony - powiedziałam. - Tego się obawiałem. Szedł twoim śladem od świątyni! Jestem głupcem! Wpadłem wprost w jego zasadzkę, ale nie jest taki sprytny, jak mu się zdaje. - Mariusz, czy to ty zsyłałeś na mnie sny? - Nie, ależ skąd! Zrobiłbym wszystko, co w mej mocy, by uchronić cię przed samym sobą. - I przed starymi podaniami! - Nie ufaj tak bardzo swej inteligencji, Pandoro, choć nie zawiodła cię w poczynaniach z Lucjuszem i dostojnym legatem. Ale nie rozmyślaj zanadto o& o snach. Sny nie mają znaczenia, mijają. - Czyli pochodziły od niego, tego potwornego, poparzonego zabójcy? - Sam nie wiem! Nie rozmyślaj o tych obrazach. Nie karm ich siłą swego umysłu. - On czyta w myślach - zauważyłam. - Tak samo jak ty. - Tak. Ale możesz ukryć myśli. To taka sztuczka. Możesz się jej nauczyć. Możesz chodzić z duszą zamkniętą w głowie jak w metalowym pudełku. Zorientowałam się, że bardzo cierpi. Bił od niego przepastny smutek. - Nie można do tego dopuścić! - upierał się. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|