, Anna Rice Nowe Kroniki WampirĂłw I Pandora 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdecydowana powstrzymać łzy. - Dlaczego ludzie zli są tak niemądrzy? Dlaczego wielu z nich
jest głupich jak osły?
- Pani, moim zdaniem zli ludzie są raczej inteligentni - odparł. - Ale nigdy nie
widziałem, żeby ktoś, zły czy dobry, władał retoryką z wprawą, którą przed chwilą
zademonstrowałaś.
- Cieszę się, że pojąłeś istotę całego zdarzenia. Retoryka. Pomyśleć tylko, że miał tych
samych co ja nauczycieli, tę samą bibliotekę, tego samego ojca& - Załamał mi się głos.
Flawiusz ostrożnie otoczył mnie ramieniem, którego tym razem nie odtrąciłam.
Pozwoliłam się podtrzymywać. We dwoje szliśmy szybciej.
- Nie - podjęłam po chwili. - Większość nikczemników to zwykli idioci. Przekonuje
mnie o tym całe życie. Naprawdę chytry i zły człowiek trafia się rzadko. Powodem znacznej
części nieszczęść jest partactwo. Niedocenianie blizniego! Popatrz, co dzieje się z
Tyberiuszem. Tyberiusz a gwardia. Patrz na tego przeklętego Sejana. Można rozsiewać ziarna
nieufności tylko po to, by potem zgubić się na zarośniętym polu.
- Jesteśmy w domu, pani.
- Dzięki bogom, że go poznałeś. Nigdy bym nie powiedziała, że to ten.
Po chwili zatrzymał się i przekręcił klucz w zamku. Wszędzie unosił się odór moczu, jak
to zwykle w zaułkach starożytnych miast. Lampa rzucała przyćmione światło na nasze
drewniane drzwi. Blask skrzył się w strudze wody płynącej z głowy lwa w fontannie.
Flawiusz zastukał. Miałam wrażenie, że otwierające nam kobiety płaczą.
- A to co znowu? Jestem śpiąca. Proszę, zajmij się tym. Weszłam.
- Pani - zapiszczała jedna z dziewcząt. Nie pamiętałam, jak ma na imię. - Ja go nie
wpuściłam. Przysięgam, że nie odsunęłam zasuwy. Nawet nie mam klucza do bramy.
Wszystko już przygotowałyśmy na pani powrót! - Szlochała.
- O czym ty w ogóle mówisz?
Ale już wiedziałam. Dostrzegłam kątem oka. Odwróciłam się i zobaczyłam bardzo
wysokiego Rzymianina siedzącego w nowo urządzonym salonie. Siedział spokojny, założywszy
nogę na nogę, na pozłacanym, drewnianym krześle.
- Wszystko dobrze, Flawiuszu - powiedziałam. - Ja go znam.
Rzeczywiście znałam. Był to Mariusz. Wysoki Mariusz z plemienia Keltoi. Mariusz,
który oczarował mnie w dzieciństwie. Mariusz, którego niemal rozpoznałam w świątynnym
mroku.
Wstał na mój widok.
Podszedł do mnie, gdy tkwiłam w ciemności na brzegu atrium, i wyszeptał:
- Moja piękna Pandora!
7
W ostatniej chwili powstrzymał się, żeby mnie nie dotknąć.
- Ach, proszę. - Chciałam go pocałować, lecz odsunął się. W pomieszczeniu paliły się tu
i ówdzie lampy. Korzystał z gry światłocienia. - Mariusz, oczywiście Mariusz. Wyglądasz,
jakbyś nie postarzał się ani o dzień od chwili, gdy widziałam cię jako mała dziewczynka. Twarz
ci promienieje, a oczy& co za piękne oczy. Chętnie wyśpiewałabym te pochwały przy
akompaniamencie liry.
Flawiusz dyskretnie się wycofał, zabierając ze sobą niespokojne dziewczęta. Uczynił to
wszystko bezszelestnie.
- Pandoro - rzekł Mariusz - bardzo bym chciał wziąć cię w ramiona, lecz z pewnych
względów nie mogę, a tobie nie wolno mnie dotykać, i nie dlatego, że nie mam na to ochoty,
ale dlatego, że nie wiesz, kim jestem. To, na co patrzysz, nie jest młodzieńczym wyglądem; jest
to coś tak odległego od obietnic młodości, że sam dopiero zaczynam ogarniać skalę własnych
męczarni.
Ni stąd, ni zowąd odwrócił głowę. Uniósł rękę, nakazując milczenie i cierpliwość.
- Ta istota tu krąży - rzekłam. - Poparzony, który pije krew.
- Nie myśl teraz o swoich snach - zwrócił się do mnie - lecz o młodości. Pokochałem cię,
gdy miałaś dziesięć lat. Gdy miałaś ich piętnaście, błagałem ojca o twą rękę.
- Naprawdę? Nigdy mi o tym nie wspomniał. Raz jeszcze odwrócił wzrok. Pokręcił
głową.
- Poparzony - powiedziałam.
- Tego się obawiałem. Szedł twoim śladem od świątyni! Jestem głupcem! Wpadłem
wprost w jego zasadzkę, ale nie jest taki sprytny, jak mu się zdaje.
- Mariusz, czy to ty zsyłałeś na mnie sny?
- Nie, ależ skąd! Zrobiłbym wszystko, co w mej mocy, by uchronić cię przed samym
sobą.
- I przed starymi podaniami!
- Nie ufaj tak bardzo swej inteligencji, Pandoro, choć nie zawiodła cię w poczynaniach z
Lucjuszem i dostojnym legatem. Ale nie rozmyślaj zanadto o& o snach. Sny nie mają
znaczenia, mijają.
- Czyli pochodziły od niego, tego potwornego, poparzonego zabójcy?
- Sam nie wiem! Nie rozmyślaj o tych obrazach. Nie karm ich siłą swego umysłu.
- On czyta w myślach - zauważyłam. - Tak samo jak ty.
- Tak. Ale możesz ukryć myśli. To taka sztuczka. Możesz się jej nauczyć. Możesz chodzić
z duszą zamkniętą w głowie jak w metalowym pudełku.
Zorientowałam się, że bardzo cierpi. Bił od niego przepastny smutek.
- Nie można do tego dopuścić! - upierał się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl