,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zainteresowaniem. - Hm, tak, lecz muszę powtórzyć, że moim zdaniem popełniasz wielki błąd w... tej drugiej sprawie. W dodatku, jak zauważył lord Bythorne, nie masz wyboru. Mimo iż wczorajsze wydarzenie miało niewinny charakter, w oczach innych byłabyś skompromitowana. - Proszę - wtrącił się znowu Thorne - mów mi Thorne. A jeśli ty, Hester, jeszcze raz nazwiesz mnie milordem , będę zmuszony uznać, że czymś cię obraziłem. Hester spłonęła rumieńcem i skoczyła na równe nogi. Doprawdy, obraził ją już śmiertelnie i sądziła, że upłyną lata, nim wyleczy rany, jakie zadał jej sercu. Z drugiej jednak strony wydawało się śmieszne, by miała obwiniać hrabiego za swoją własną głupotę, przez którą go pokochała. - Posłuchaj więc, Thorne. Jeszcze raz mówię, że guzik mnie obchodzą te śmieszne zasady towarzyskie, według których kobieta w mojej sytuacji musi być skompromitowana. Gdyby nawet zastano Roberta i mnie w naprawdę namiętnym uścisku, nie rozumiem, czemu miałabym czuć się zhańbiona. Robercie, czujesz się skompromitowany? Nie, naturalnie, że nie. Zawsze tylko kobieta, która pozwoli mężczyznie na taką poufałość, psuje sobie reputację. Nagle zawstydziła się swojego wybuchu i opadła z powrotem na kanapę. Teraz z kolei wstał Robert. - Wydaje się oczywiste... - zaczął rzeczowo, lecz przerwał mu zgiełk głosów, dobywający się z hallu. Po chwili drzwi otworzyły się szeroko i na progu ukazały się Gussie i lady Lavinia. Dwie pary zaciekawionych oczu zmierzyły Roberta i Hester, po czym obie damy weszły do salonu. - Miło pana widzieć o poranku, panie Carver - rzekła Gussie, podnosząc pytająco głos. - Witam panie - powiedział Robert tak posępnie, że nawet mało spostrzegawcza osoba na pewno nie wzięłaby go za człowieka, który właśnie się zaręczył. Gussie otworzyła w zdumieniu usta, ale dobre wychowanie nie pozwoliło jej poruszyć tej kwestii, choć cała płonęła z niecierpliwości. Zapanowała krępująca cisza, którą przerwało chrząknięcie Roberta. - Właściwie już wychodziłem. - Odwrócił się do Hester. - Musimy jeszcze coś ustalić, panno Blayne, ale to chyba nie czas i miejsce, by kontynuować naszą dyskusję. Będę tu jutro, jutro po południu. - Och, może jednak... - powiedziała Hester, lecz zaraz zacisnęła usta. - Tak, oczywiście, panie Carver. Odprowadzę pana. Ominęła szybko Gussie i lady Lavinię i wziąwszy Roberta pod ramię, wyprowadziła go z salonu. Gussie natychmiast wzięła na spytki Thorne a. - Co się stało? - syknęła. - Absolutnie nic - odparł ponuro jej siostrzeniec. Kiedy obie panie weszły do salonu, wstał, ale teraz znów usiadł, ciotki bowiem usadowiły się na krzesłach stojących po obu stronach kominka. - Hester jak zwykle była uparta, a Carverowi zabrakło charakteru, by ją przekonać. - Och, Thorne! - zawołała słabym głosem lady Lavinia. - Któż by chciał wychodzić za człowieka, który ucieka się do takich metod? Twarz Thorne a odrobinę się rozjaśniła. Zaśmiał się niewesoło. - A jaki człowiek zdołałby zmusić tę złośnicę, by zmieniła swoje postanowienie? No cóż, spróbuję ją jakoś przekonać, a skoro Carver obiecał, że odwiedzi ją jutro, może jemu uda się zwalczyć jej opór. W każdym razie - ciągnął - mam dla was zupełnie inne wieści o moich planach. Opowiedział im o wydarzeniach, jakie miały miejsce w domu księcia Weymouth tego ranka. Usłyszawszy o nich, Gussie natychmiast zapomniała o Hester i jej przyszłości. Lady Lavinia także wyraziła swoją ogromną radość i 81 następne parę minut spędzili rozmawiając o prawdopodobnej dacie ślubu oraz o przeróżnych innych sprawach. jakie koniecznie należało przedsięwziąć przed uroczystością. - Gdzie podziewa się Chloe? - zainteresował się wreszcie Thorne. - Nie wychodziła z wami rano? - Owszem - odparła Gussie - ale spotkałyśmy Mehsandę Grapewin z matką u aptekarza na Bond Street, wiesz, tego niedaleko Locke a, a kilka minut potem weszła tam Seraphina Bliss z kuzynką. Dziewczęta poszeptały na boku i postanowiły iść do Guntera na lody, w towarzystwie pani Grapewin. Powinna wrócić zaraz po lunchu. Lecz Chloe wróciła na łono rodziny dopiero póznym popołudniem, kiedy Gussie pojechała już do siebie. Dziewczyna weszła do domu nie w towarzystwie przyjaciółek, ale Johna Wery ego. Oboje wydawali się bardzo czymś poruszeni, choć starali się tego nie okazywać, a Pinkham, która oczywiście nie opuszczała Chloe na krok, chichotała w kułak. - Czy jest Hester? - brzmiały pierwsze słowa Chloe po wejściu do domu. Thorne wyszedł do hallu z biblioteki i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, usłyszał twierdzącą odpowiedz lady Lavinii. Całe towarzystwo pomaszerowało do salonu. Obserwując rozpromienione twarze młodych, Thorne poczuł wzbierającą w nim nadzieję. Rzeczywiście, kiedy tylko Hester weszła do salonu, Chloe podbiegła i przytuliła się do niej, John zaś stał z tyłu, rumieniąc się jak sztubak. - Och, Hester, nie uwierzysz... To znaczy, mamy coś do powiedzenia wszystkim. - Posłała Johnowi roziskrzone spojrzenie spod rzęs. - Tak - rzekł młodzieniec, purpurowiejąc jeszcze bardziej. - Drogie panie, lordzie Bythorne, panna Venable zgodziła się zostać moją żoną. Lady Lavinia położyła dłoń na piersi i wydala z siebie dystyngowany pisk najwyższej radości, a Hester czule uścisnęła Chloe. Thorne chwycił dłoń Johna tak skwapliwie, jakby ratował tonącego i potrząsnął nią energicznie. - Na Boga! - krzyknął. - A to dopiero nowina! Chloe plotła coś nieskładnie, przejęta własnym szczęściem. - Melisanda, Seraphina i ja właśnie skończyłyśmy lody i poszłyśmy na spacer na Berkeley Square i tam spotkałyśmy Johna. Poprosił mnie, żebym przeszła się z nim po Green Park. Była ze mną Pinkham, więc uznałam, że nie będzie w tym nic niestosownego. - Naturalnie, drogie dziecko - mruknęła ciotka Lavinia. - Panno Blayne, miała pani absolutną rację - wtrącił John z szerokim uśmiechem. - Chociaż byłem załamany, gdy Chl... panna Venable odmówiła mi swojej ręki, wydawało mi się, że ostatnio jej stosunek do mnie się zmienił. Postanowiłem jeszcze raz spróbować szczęścia i kiedy natknąłem się dziś na nią, wiedziałem już, że bogowie będą mi sprzyjać. Chwycił dłoń Chloe i ucałował ją delikatnie, a dziewczyna rzuciła mu spojrzenie pełne czułego uwielbienia. Wkrótce potem John opuścił dom Bythorne ów, by podzielić się radosną wieścią z rodzicami, ale przyrzekł wrócić na kolację. Natychmiast wysłano do Gussie liścik z zaproszeniem, by wraz z lordem Brackenem dołączyła do rodziny w tym szczęśliwym dniu. Tak więc wieczorem jadalnia w domu Thorne a pełna była radości i śmiechu. Choć Hester nie umiała szczerze dzielić z innymi tej wesołości, potrafiła jednak dobrze to ukryć. Była przecież naprawdę zadowolona z takiego obrotu spraw i cieszyła się szczęściem Chloe i młodego Johna. Gussie, mając w perspektywie jeszcze jeden ślub, była wniebowzięta. Dzięki jej radosnemu trajkotaniu nikt nie zwrócił uwagi na to, że Hester, a także Thorne, milczą przez całą kolację. Hester zauważyła, że choć hrabia [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|