,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ProszÄ™ niech pan powie, co panu w tej sprawie wiadomo. Przykro mi panie sęóio, że óiÅ› dopiero przybywam do pana. Jak już poprzed- nio wspomniaÅ‚em, byÅ‚em chory, ciężko chory, przeszedÅ‚em zapalenie mózgu i jeszcze teraz jestem rekonwalescentem. Gdyby nie nagÅ‚a choroba z pewnoÅ›ciÄ… byÅ‚bym swe ze- znania zÅ‚ożyÅ‚ jeszcze tego samego dnia, którego mój nieszczęśliwy brat zostaÅ‚ aresztowany i może byÅ‚bym go uwolniÅ‚ od tych strasznych katuszy, jakie od trzech tygodni przeżywa. Trudno, zrząóenie wyższe& NiejednÄ… przykrość byÅ‚by zaoszczęóiÅ‚ sobie brat mój, gdyby natychmiast po morderstwie wyznaÅ‚ mi szczerze, co go trapi i gnÄ™bi, niestety Wiktor nie byÅ‚ wobec mnie szczery i to srogo pomÅ›ciÅ‚o siÄ™ na nim. Skarski oddychaÅ‚ ciężko, widać byÅ‚o, że mówienie sprawia mu jeszcze trudność. Niech pan sęóia wybaczy, ale, aby moje zeznania byÅ‚y baróie zrozumiaÅ‚e i jasne, muszÄ™ je zaopatrzyć dÅ‚uższym wstÄ™pem. Roóice moi byli ludzmi dobrymi, ale niemniej lekkomyÅ›lnymi. Duże obszary ziemi, piÄ™kne wsie na K3owszczyznie, które jak sen mÅ‚odoÅ›ci pamiÄ™tam, byÅ‚y ich wÅ‚asnoÅ›ciÄ…. Duże dochody nie pokrywaÅ‚y jednak ich potrzeb. Rozrzutny tryb życia w K3owie, góie stale moi roóice mieszkali, kosztowne podróże za granicÄ™, wreszcie karty stopiÅ‚y majÄ…- tek. PamiÄ™tam dokÅ‚adnie bo miaÅ‚em wtedy już czternaÅ›cie lat jak wielkie obszary skurczyÅ‚y siÄ™ do maÅ‚ego majÄ…tku Buryki koÅ‚o Winnicy. Ale i ten szybko wierzyciele ojca zlikwidowali. PrzenieÅ›liÅ›my siÄ™ do Warszawy. Tu roóice nie przetrzymali twardej dro- gi życia i walki o chleb coóienny i najpierw matka, a potem ojciec, zakoÅ„czyli życie w skromnym trzypokojowym mieszkaniu. Ja w dniu Å›mierci ojca miaÅ‚em lat óiewiÄ™t- naÅ›cie i na mojej opiece zostali: mÅ‚odszy o óiesięć lat Wiktor i malutka Wanda. Jeszcze za życia roóiców przyzwyczaiÅ‚em siÄ™ do opieki nad mÅ‚odszym roóeÅ„stwem. Roóice tak rzadko w domu przebywali& Jako óiewiÄ™tnastoletni chÅ‚opak uczÄ™szczaÅ‚em na politechnikÄ™. Po Å›mierci ojca musiaÅ‚em siÄ™ z tÄ… uczelniÄ… rozstać i rzucić siÄ™ na poszuki- wanie pracy zarobkowej. òiÄ™ki znajomoÅ›ciom zmarÅ‚ych roóiców, otrzymaÅ‚em posadÄ™, To pozwoliÅ‚o mi utrzymać przy życiu Wika i WandÄ™. PÅ‚ynęły lata. Wychowanie Wandy przez caÅ‚y okres lat piÄ™tnastu najmniejszej nie sprawiaÅ‚o mi trudnoÅ›ci. Nie miaÅ‚em po- wodu dla tej óiewczyny brwi nawet zmarszczyć. Wiele kÅ‚opotu za to sprawiÅ‚ mi Wik. Jego usposobienie byÅ‚o zupeÅ‚nym rezonansem ojca, ta sama lekkomyÅ›lność, ta sama non- szalancja w traktowaniu pienięóy, ta sama, tylko w miniaturze, żyÅ‚ka do kart i ta sama lotność umysÅ‚u i ogromne zdolnoÅ›ci. Nie wiem, czym to tÅ‚umaczyć, ale mimo tych wad Wik byÅ‚ mi najdroższy. Może kocham go dlatego, że przypomina mi zmarÅ‚ego, ale nie byÅ‚o i me ma ofiar, których dla tego chÅ‚opca nie byÅ‚bym w stanie ponieść. MówiÄ…c o Wiku, oczy Józefa zajaÅ›niaÅ‚y takÄ… tkliwoÅ›ciÄ… i takÄ… miÅ‚oÅ›ciÄ… jak oczy oj- ca, który opowiada o sprycie i psich figlach swego kilkuletniego jedynaka. Ten objaw niezwykÅ‚ej miÅ‚oÅ›ci braterskiej ujÄ…Å‚ niezmiernie sęóiego, caÅ‚kiem innymi oczyma patrzyÅ‚ AubieÅ„ski na schorowanego, przedwczeÅ›nie osiwiaÅ‚ego Józefa. Czerwony bÅ‚azen 39 Po krótkiej pauzie, Józef opowiadaÅ‚ dalej: Studia uniwersyteckie ukoÅ„czyÅ‚ brat w Paryżu tylko óiÄ™ki mojej pomocy. Po powrocie do kraju oÅ›wiadczyÅ‚ mi, że ma zamiar poÅ›wiÄ™cić siÄ™ dyplomacji i wstÄ…pić do ministerstwa spraw zagranicznych. Nie broniÅ‚em mu tego, mimo iż dobrze zdawaÅ‚em sobie sprawÄ™, że sÅ‚użba ta wymaga wielkich dochodów, kilkakrotnie przewyższajÄ…cych pobory urzÄ™dnika. Zaraz u progu sÅ‚użby Wik zażądaÅ‚ ode mnie pienięóy. DaÅ‚em mu ostatni grosz. Po- nieważ jestem muzykalny i, jak luóie twieróą, baróo uzdolniony, chcÄ…c zwiÄ™kszyć swoje dochody, zaczÄ…Å‚em instrumentować dla kabaretów rozmaite drobne operetki, wodewile, skecze, uważajÄ…c to za konieczny zarobek uboczny, by dom utrzymać i móc Wika na- dal subwencjonować. Zarobki te byÅ‚y jednak skromne i ledwie, ledwie zdoÅ‚aÅ‚em zwiÄ…zać koniec z koÅ„cem. Jednego dnia, jak óiÅ› pamiÄ™tam byÅ‚ wtorek Wik przyszedÅ‚ póznÄ… nocÄ… do domu. Rano oÅ›wiadczyÅ‚ mi, że w klubie przegraÅ‚ poważnÄ… sumÄ™ i że dÅ‚ug zobowiÄ…zaÅ‚ siÄ™ w ciÄ…gu trzech dni zwrócić. Wiadomość ta byÅ‚a dla mnie prawóiwym ciosem. Grosza wówczas me miaÅ‚em w domu. A jednak tak zdoÅ‚aÅ‚em siÄ™ opanować, że nawet twarz mi nie drgnęła, ani mrugniÄ™ciem powiek nie daÅ‚em poznać bratu, czym jest dla mnie ta wiadomość. Firma, w której pracujÄ™, uÅ‚atwiÅ‚a mnie zdobycie krótkoterminowego, ale na ciężkich warunkach, kredytu. ZaciÄ…gnÄ…Å‚em dÅ‚ug wekslowy, który w przeciÄ…gu trzech ty- godni miaÅ‚em spÅ‚acić. Wikowi na czas wrÄ™czyÅ‚em pieniąóe z tÄ… tylko uwagÄ…, że w przy- szÅ‚oÅ›ci każdy dÅ‚ug zapÅ‚acÄ™, ale nie karciany. Wik pÅ‚akaÅ‚, przepraszaÅ‚. Wióąc skruchÄ™, prosiÅ‚em go jedynie o to, by pohamowaÅ‚ swojÄ… lekkomyÅ›lność i to nie ze wzglÄ™du na mnie tylko lecz na WandÄ™, która już wychoói z óiecinnych lat i o jej przyszÅ‚oÅ›ci choć trochÄ™ myÅ›leć należy. Skrucha i Å‚zy upewniÅ‚y mnie o tym, że Wik ograniczy siÄ™ w wydatkach, ale pozostaÅ‚ dÅ‚ug, duży dÅ‚ug, na którego pokrycie miaÅ‚em tylko óiesięć palców u rÄ…k% Sytuacja moja byÅ‚a nie do pozazdroszczenia. MusiaÅ‚em szybko coÅ› obmyÅ›lić, bo czas prÄ™dko upÅ‚ywaÅ‚, za trzy tygodnie mógÅ‚ nastÄ…pić protest weksla, a z tym zÅ‚Ä…czona byÅ‚a moja kompromitacja [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
Podobne
|