,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie umie sobie tego wytłumaczyć. Do tej walizki na pewno włożył pieniądze? Na pewno. Z grubsza biorąc, były to sześćdziesiąt dwie paczuszki banknotów po pięćset euro, czyli trzy miliony dziewięćdziesiąt osiem euro i siedemdziesiąt cztery centy, co zaokrąglone do jednego euro dawało równo sześć miliardów starych lirów. Pan w to wierzy? Panie komisarzu, ja muszę wierzyć mojemu klientowi. Ale problem nie leży w tym, czyja mu wierzę, czy nie. Problem leży w tym, czy uwierzą mu inni ludzie. Musi jednak istnieć jakiś sposób, by dowieść, że pański klient mówi prawdę. Tak pan sądzi? A jaki? Bardzo prosty. Inżynier Peruzzo musiał zgromadzić w krótkim czasie, jak pan sam mi mówił, sumę potrzebną na zapłacenie okupu. Istnieją wobec tego datowane dokumenty bankowe poświadczające wypłatę i określające jej wysokość. Wystarczy ujawnić je publicznie i w ten sposób pański klient udowodni wszystkim swoją niezaprzeczalnie dobrą wolę. Trwało długie, pełne napięcia milczenie. Panie mecenasie, słucha mnie pan? Oczywiście. I właśnie takie rozwiązanie zaproponowałem natychmiast memu klientowi. Wobec tego... jak pan widzi... Ale okazało się to problematyczne. W jakim sensie? Inżynier Peruzzo nie zwracał się o wypłatę do banków. Nie do banków? Tylko do kogo? Mój klient zobowiązał się nie ujawniać nazwisk tych osób, które wielkodusznie wsparły go w tych delikatnych okolicznościach. Mówiąc wprost, nie posiada żadnych pisemnych dokumentów w tej kwestii. Z jakiegoż to grząskiego, cuchnącego bagna wyciągnęły się te ręce, które podsunęły pieniądze inżynierowi Peruzzo? W takim razie wydaje mi się, że jego położenie jest rzeczywiście rozpaczliwe. Mnie też, panie komisarzu. Przyznam, że nawet zadaję sobie pytanie, czy moja troska o sprawy inżyniera Peruzzo ma jeszcze sens. Otóż to! Nawet szczury szykują się do opuszczenia okrętu, który idzie na dno. Konferencja prasowa rozpoczęła się równo o wpół do szóstej. Za długim stołem usiedli Minutolo, sędzia, kwestor i Lattes. Salon w kwesturze był wypełniony po brzegi dziennikarzami, fotografami i kamerzystami. Byli też Ni - coló i Pippo Ragonese, którzy trzymali się odpowiednio daleko od siebie. Naprzód przemówił kwestor BonettiAl - derighi. Uznał za stosowne zrelacjonować, jak od samego początku wyglądało uprowadzenie. Poinformował, że tę pierwszą część swoich wyjaśnień oparł na zeznaniach złożonych przez ofiarę. A zatem wieczorem w dniu porwania Susanna Mistretta wracała skuterem do domu, jadąc tą samą szosą co zazwyczaj. Na skrzyżowaniu z drogą do San Geraldo, niedaleko willi, w której mieszka, zrównał się z nią jakiś samochód i zmusił ją, aby skręciła na boczną drogę, w przeciwnym bowiem razie nie uniknęłaby zderzenia. A tam, ledwo Susanna się zatrzymała, jeszcze wzburzona tym, co nastąpiło, z samochodu wysiadło dwóch mężczyzn w kominiarkach na twarzach. Jeden chwycił ją i wrzucił siłą do auta. Susanna była zanadto oszołomiona, żeby stawiać opór. Mężczyzna zdjął jej z głowy kask, podsunął pod nos nasączoną czymś watę, założył na usta knebel, związał ręce na plecach i nakazał, żeby się położyła na podłodze samochodu. Na wpół omdlała dziewczyna zorientowała się, że drugi mężczyzna wsiadł do auta i że ruszali z miejsca. Straciła przytomność. Najwidoczniej kierowca, jak domyślał się sędzia, wcześniej odprowadził skuter na bok. Susanna ocknęła się w kompletnych ciemnościach. Knebel zasłaniał jej usta, ale ręce miała rozwiązane. Zrozumiała, że znajduje się gdzieś na odludziu. Poruszając się na oślep, zorientowała się, że umieścili ją na dnie jakiejś betonowej cysterny wysokiej na ponad trzy metry i że na posadzce leży stary materac. Tak upłynęła jej pierwsza noc. Susanna była zdruzgotana nie tyle swoim położeniem, ile myślami o umierającej matce. Nad ranem się zdrzemnęła. Obudziło ją zapalone przez kogoś światło. Zwieciła przenośna lampa, taka, jakiej używa się w warsztatach samochodowych podczas napraw silnika. Uprowadzona zobaczyła dwóch zakapturzonych mężczyzn, którzy ją obserwowali. Jeden wyjął z pudełka kieszonkowy magnetofon, drugi zszedł do niej po drabinie. Tamten z magnetofonem coś powiedział, a jego kompan zdjął jej knebel z ust i Susanna zaczęła wzywać pomocy. Więc z powrotem zakneblował jej usta. Wkrótce zjawili się znowu. Jeden zszedł po drabinie, zdjął knebel i wyszedł. Drugi zrobił polaroidem zdjęcie. Knebla już jej więcej nie zakładali. Kiedy przynosili jedzenie, zawsze gotowe, z puszki, używali drabiny, którą spuszczali z góry. W jednym kącie cysterny stało wiaderko. Zwiatło było już stale zapalone. Przez cały okres uprowadzenia niczego nie wymuszali na niej przemocą, ale nie miała możności zadbania chociażby w najmniejszym stopniu o higienę osobistą. I nigdy nie [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|