, Chmielewska_Joanna_ _Nawiedzony_Dom 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Babcia nie mogła tak od razu ochłonąć z oburzenia, musiała je na czymś wy-
ładować.
 Jaki tam spokój, będzie rewizja!  prychnęła gniewnie.  Cóż ty, nie
wiesz, jak wygląda rewizja? I to jeszcze porządna? Dantejskie sceny będą tu się
rozgrywać!
Janeczka i Pawełek nie wtrącali się już, pośpiesznie wykańczali swoje porcje
znakomitych kanapek. Dziadek łagodził przewidywania babci. W holu szczęknęła
klamka, trzasnęły drzwi i rozległy się kroki.
 Rafał idzie!  zawiadomił Pawełek.  Teraz będziecie musieli jeszcze raz
to wszystko na nowo opowiedzieć!
 Boję się, że będziemy musieli opowiadać to jeszcze ze sześć razy  mruk-
nął dziadek.  Nie wiem, czy ja się gdzieś nie schowam aż do wieczora. . .
19
 Proszę bardzo  powiedział kapitan z wytwornym ukłonem.  Skarbiec
stoi otworem. Zgodnie z umową jesteście pierwsi, cała rodzina wejdzie dopiero
potem.
Ciężkie, żelazne drzwi otworzyły się z przeciągłym zgrzytem. Zabłysła zawie-
szona prowizorycznie u sufitu żarówka. Wielki, zakurzony strych zaprezentował
się wreszcie w całej okazałości.
Przejęci i wzruszeni zatrzymali się w progu.
 Rany!  szepnął Pawełek z zachwytem.  Przy świetle tu jest jeszcze
piękniej!. . .
 Patrzcie!  zawołała Janeczka zduszonym głosem.  Chaber. . . ! Pies
wbiegł pierwszy. Nagle zatrzymał się, zjeżył, opuścił nos i zamarł w bezruchu.
Z piersi wydobył mu się cichy, złowieszczy warkot. . .
 On tu jest pierwszy raz  szepnął Pawełek, mimo woli przejęty.
Janeczka już była obok psa. Objęła go, przytuliła i głaskała uspokajająco.
 Poczuł tego łobuza. No już, już, piesku, nie denerwuj się. On tu był, ale już
go nie ma. I nigdy więcej nie będzie. Już wiemy o nim wszystko, już nie musisz
na niego polować. Dobry pies, kochany, dobry, mądry pies. . .
Chaber uspokoił się trochę, przestał warczeć, ruszył na rekonesans, obwąchu-
jąc wszystko po kolei i kichając kurzem. Kapitan przyglądał mu się od progu.
 Rozpoznał bezbłędnie  powiedział z podziwem.  Ten pies ma fenome-
nalny węch!
 Pewnie!  przyświadczył z zapałem Pawełek.  Już sam pies by wystar-
czył jako dowód rzeczowy!
Kapitan wszedł do środka i zamknął za sobą żelazne drzwi.
 Słuchajcie, czy nie zastanowiło was nigdy, że ten pies warczy tylko na
jednego człowieka?  spytał.  I na nikogo więcej? Przecież na ogół to jest
miły, grzeczny, łagodny pies, pełen sympatii do całego świata. Spokojny i cichy.
I warczy tylko na niego. . . Nie zdziwiło was to?
Rodzeństwo zatrzymało się i patrzyło na niego, z zainteresowaniem.
 A pana zdziwiło?  zaciekawił się Pawełek.
 Oczywiście!
157
 Nie wiem, czemu tu się dziwić  powiedziała z wyższością Janeczka. 
On po prostu jest bardzo mądry i od razu wiedział, że to przestępca. I zwyczajnie
powiedział nam o tym.
 Ale ten drugi, który podrapał samochód, to też był przestępca  zauważył
kapitan.  A pies na niego nie warczał. No i co?
 Może to jakiś gorszy gatunek przestępcy. . . ?  powiedział z wahaniem
Pawełek.
 Mniej więcej taki sam. Ja się w każdym razie zdziwiłem i postarałem się
to sprawdzić.
 No i co?
 I pewnie pan dokonał jakiegoś odkrycia?
 Owszem, dokonałem. Skąd macie tego psa?
 Znalazł się przez przypadek  powiedział Pawełek.  Na naszych scho-
dach. Bez obroży i całkiem bez właściciela.
 I był okropnie zdenerwowany i bardzo zle się czuł  dodała Janeczka. 
Tatuś go zawiózł do schroniska, a potem od razu zabraliśmy go do siebie.
Kapitan w zadumie przyglądał się psu, węszącemu po strychu coraz gorliwiej.
 Wcale mu się nie dziwię, że był zdenerwowany i zle się czuł  rzekł
wreszcie.  Przeżył okropny wstrząs.
 Jak to?  zaniepokoiła się Janeczka.  Jaki wstrząs?
Kapitan oparł się o futrynę drzwi.
 Opowiem wam po kolei, jeśli chcecie. Chcecie, prawda?
Odpowiedziały mu dwa energiczne kiwnięcia głową.
 Pies był bardzo młody i przyzwyczajony do spokoju i łagodności. Jego
właścicielem był pewien starszy pan, bardzo kulturalny, cichy i opanowany. Pies
nie znał żadnych gwałtownych gestów, krzyków, żadnych awantur. . . Zaczynał
być tresowany do polowania, a poza tym żył sobie spokojnie w cichym domu
u samotnego człowieka. Bardzo mu to odpowiadało.
 I ten starszy pan wyrzucił go z domu na nasze schody?!  wyrwało się
Pawełkowi z bezgranicznym oburzeniem i niedowierzaniem.
 Nie, cóż znowu! Ten pan też przeżył wstrząs. Mianowicie został napad-
nięty. Był filatelistą, miał bardzo cenne znaczki, pewnego razu wrócił do domu
i zastał złodzieja. Wrócił z psem, razem byli na polowaniu. Chciał tego złodzieja
zatrzymać i oddać w ręce milicji, ale złodziej był dużo młodszy. Rzucił się na nie-
go, zmaltretował go, pobił i uciekł. Pies próbował bronić swego pana, ale złodziej
uderzył go, może nawet kopnął. . . Pierwszy raz tego psa ktoś uderzył. W dodatku
była to bardzo burzliwa scena, która miała przykre konsekwencje. Ten pan roz-
chorował się ze zdenerwowania i zmartwienia, od razu pojechał do sanatorium,
musiał się potem długo leczyć, a psa zabrała jego córka. Była to osoba bardzo
zajęta, zapracowana, która nie miała najmniejszego pojęcia o psach i w ogóle nie
158
umiała się nim opiekować. Zaraz następnego dnia gdzieś go zgubiła i sama nie
wiedziała gdzie i jak. No i w ten sposób trafił na wasze schody.
 A ten złodziej, który go kopnął, to pewnie był ten bandyta z Aomianek! 
domyślił się Pawełek.
Kapitan kiwnął głową.
 Właśnie, jedyny człowiek, którego pies zapamiętał na całe życie z najwięk-
szą dokładnością.
Janeczka zdołała wreszcie wydobyć z siebie głos. W czasie opowiadania ka-
pitana miała wrażenie, że się bezwzględnie za chwilę udusi. Gdyby ten złoczyńca
znajdował się teraz pod ręką. . . Zrobiłaby mu coś!. . . Ugryzłaby go. . . ! Tak, ugry-
złaby go z całą stanowczością. . . !!!
 Wstrętny łobuz!  krzyknęła.  Wstrętny, obrzydliwy, zwyrodnialec! Po-
twór!
 %7łłób!  zawtórował jej Pawełek z zaciętością.  Zgnilizna moralna! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl