, Christie Agatha Brzemię 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do Fezzanu czy Samarkandy, kiedy porozmawiał o tych miejscach z Richardem Wildingiem, czuł
się tak, jakby tam był.
Wilding nie przemawiał ani też nie narzucał swego zdania; mówił w sposób naturalny i
spontaniczny. Llewellyn chłonął jego słowa z przyjemnością, choć bardziej niż barwna opowieść
zaczynała go interesować osobowość gospodarza. Zdążył już zauważyć, że siedzący naprzeciw
niego mężczyzna jest bezsprzecznie obdarzony naturalnym wdziękiem i magnetyzmem i że
promienieje nimi jakby bez udziału własnej woli. Zauważył także, że oto ma do czynienia z
człowiekiem uzdolnionym, o przenikliwym, pozbawionym buty rozumie, z człowiekiem o
szerokich zainteresowaniach skierowanych tak ku ideom, jak ludziom i miejscom. Gdyby tylko,
pomyślał Llewellyn, ktoś taki jak on zdecydował się na zgłębianie jednej gałęzi wiedzy, gdyby&
Lecz w tym, być może, krył się cały sekret: Richard Wilding nigdy nie musiał i nigdy nie zamierzał
dokonywać wyboru. Zapewne dzięki temu był ludzki, serdeczny i z natury przystępny.
Mimo to Llewellyn nie do końca umiałby odpowiedzieć sobie na własne pytanie, pytanie tak
proste jak te, które stawiają dzieci: dlaczego tak bardzo lubię tego człowieka?
Odpowiedzi nie należało szukać w uzdolnieniach Wildinga. Kryła się ona w człowieku jako
takim.
I nagle, jak zdawało się Llewellynowi, znalazł ją. Otóż przy całej swojej mądrości i przy
wszystkich talentach, jakie posiadał, ten człowiek był omylny. Co więcej, potrafił, wciąż i wciąż,
przyznawać się do popełnionych błędów. Należał do ludzi szczodrych i dobrotliwych, którzy
niezmiennie doznają niepowodzenia, ponieważ nigdy nie są pewni własnych osądów.
Osoby o takiej naturze nie są zdolne do jasnej, chłodnej, logicznej oceny ludzi i rzeczy; one się
skłaniają do płynącej z głębi serca impulsywnej wiary, głównie w ludzi, wiary z góry skazanej na
klęskę, ponieważ ta wiara bazuje na ogół na pobożnych życzeniach, a nie na faktach. Tak, ten
mężczyzna był omylny, a tym samym był sympatyczny. Oto ktoś, pomyślał Llewellyn, kogo za
żadne skarby nie powinienem zranić.
Wrócili do biblioteki i zagłębili się wygodnie w obszernych fotelach. Płonęły drwa, bardziej dla
podkreślenia przydatności paleniska, niż z istotnej potrzeby. Na zewnątrz pohukiwało morze, a do
pokoju wkradał się zapach jakichś rozkwitających nocą kwiatów.
75
 Widzi pan, tak bardzo interesują mnie ludzie  zwierzył się Wilding rozbrajająco szczerze.
 Zawsze mnie interesowali. Ciekaw jestem, co sprawia, że zachowują się tak, a nie inaczej. Czy
to brzmi bardzo bezdusznie i analitycznie?
 Nie w pana ustach. Pańskie zainteresowanie bliznimi wynika z troski o nich.
 Tak, to prawda.  Zrobił przerwę. Po jakimś czasie podjął na nowo swoją myśl:  Jeśli ktoś
może pomóc innej ludzkiej istocie, to taka pomoc wydaje mi się najważniejszą rzeczą na świecie.
 Jeśli  dodał Llewellyn.
Tamten spojrzał na niego przenikliwie.
 To z kolei w pana ustach zdaje się brzmieć dziwnie sceptycznie.
 Nie, ja tylko chcę zauważyć, jak niezwykle trudno jest robić to, o czym pan mówi.
 Czyżby? Ludzie chcą, by im pomagano.
 Tak, wszyscy jesteśmy przekonani o tym, że w pewien magiczny sposób inni mogą uzyskać
dla nas to, czego my nie potrafimy czy nie chcemy sami dla siebie zdobyć.
 Z jednej strony nasze współczucie, z drugiej czyjaś wiara  rzekł z przejęciem Wilding. 
Uwierzyć w to, co najlepsze w człowieku, to znaczy obudzić to w nim. Ludzie są wrażliwi na
pokładaną w nich wiarę. Odkrywam tę prawdę wciąż na nowo.  Od jak dawna?
Wilding skrzywił się, jak gdyby ktoś ugodził go w czułe miejsce.
 Można prowadzić rękę dziecka po kartce papieru, lecz przychodzi chwila, kiedy trzeba cofnąć
pomocną dłoń, i wtedy okazuje się, że dziecko nadal nie umie pisać. Mało tego, ten, kto śpieszy
dziecku z pomocą, może tylko opóznić proces nauczania.
 Czy próbuje pan zniweczyć moją wiarę w ludzką naturę?
 Raczej proszę, by miał pan nad nią litość  rzekł Llewellyn, uśmiechając się.
 Zachęcać ludzi, aby sami dali z siebie to, co w nich najlepsze&
 Znaczy zmuszać ich do ciągłego wznoszenia się na wyżyny. Podtrzymywać kogoś w
przekonaniu, że może być tym, kim nie jest, znaczy zgotować mu życie w wielkim napięciu. Zbyt
wielki stres prowadzi ostatecznie do załamania.
 A zatem czy trzeba spodziewać się po ludziach najgorszego?  zapytał przekornie Wilding.
 Nie, ale to najgorsze trzeba również brać pod uwagę.
 I to mówi pan, człowiek zajmujący się sprawami religii!
Llewellyn uśmiechnął się.
 Chrystus powiedział Piotrowi, że nim kur zapieje, on się go trzy razy zaprze. Znał naturę
Piotra lepiej niż on sam, lecz z powodu tej słabości wcale go mniej nie kochał.
 Nie  zaprotestował energicznie Wilding.  Nie mogę się z panem zgodzić. Jeśli chodzi o
moje pierwsze małżeństwo&  urwał, by po chwili ciągnąć dalej:  Moja żona miała, a raczej
mogłaby mieć, naprawdę wspaniały charakter. Jedyne, co było jej potrzebne, to miłość, zaufanie,
wiara w nią. Gdyby nie wojna&  Zamilkł.  Cóż, była to jedna z pomniejszych wojennych
tragedii. Ja byłem daleko, ona została sama, bezbronna wobec złych wpływów.  Znów zamilkł, a
po chwili powiedział szorstko:  Nie obwiniam jej. Biorę pod uwagę to, że stała się ofiarą
okoliczności. Wówczas, przyznaję, byłem załamany. Zdawało mi się, że już nigdy nie będę tym
samym człowiekiem. Ale czas leczy rany&  Zrobił nieokreślony ruch ręką.  Sam nie wiem,
dlaczego opowiadam panu historię mojego życia. Wolałbym raczej dowiedzieć się czegoś o panu.
Pan jest dla mnie kimś absolutnie nie znanym. Chciałbym poznać pańskie pytania o sposoby i
przyczyny. Na tamtym spotkaniu byłem pod wrażeniem, pod wielkim wrażeniem. Nie dlatego, że
poruszył pan publiczność. To było dla mnie dość zrozumiałe. Hitler też to robił. I Lloyd George. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl