, Rimmer Christine Ślubny medalion 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeciwnikiem, bo skutecznie utrudniał poznanie prawdy.
Mimo to między nimi zrodziła się pewna więz. Mogła być pewna, że jeśli przyjdzie co do czego,
Eric stanie po jej stronie, a nawet odda za nią życie.
Pomyślała, że i ona jest dla niego gotowa na wszystko.
Nie wiedziała, dokąd zmierzają, ale czuła, że są ze sobą związani. Dlatego nie widziała nic
zdrożnego w tym, że spędzą ze sobą tę noc.
Uśmiechnęła się zachęcająco.
W odpowiedzi wyszeptał jej imię:
-Brit...
Wsunęła mu ręce pod koszulę i podciągnęła ją w górę. Jeden ruch przez głowę i koszula
wylądowała obok kurtek i swetra.
W ciemności zalśnił nagi, gładki tors Erica. A na nim srebrny medalion...
Brit popatrzyła na węża, na cztery łby mitycznych bestii, na łamany krzyż pośrodku - i nastrój
prysł.
Odwróciła głowę.
Eric ujął w dłonie jej twarz.
- Posłuchaj, on czeka tu na ciebie. Wezmiesz go sobie, kiedy zechcesz. I tylko wtedy.
Odepchnęła Erica z żalem, lecz zdecydowanie, a on opuścił ręce.
Popatrzyli na siebie. Stali tak blisko, a zarazem nagle tak daleko, ciężko dysząc.
- Nie mogę tego zrobić - odezwała się w końcu Brit. - To nie byłoby słuszne.
- Wobec tego muszę umrzeć - kpiącym tonem rzucił Eric. - Kiedy wojowniczki dowiedzą się, że
cię zawiodłem...
- Och, bardzo proszę - powiedziała. - Wiesz, że to niemożliwe.
- Ale ja muszę.
- Musisz mnie zadowolić? Oczywiście, że tak. Zrobiłeś to. Nie ma problemu.
- Chciałbym zrobić coś więcej. - Wyglądał tak poważnie i tak seksownie. Niech go wszyscy
diabli!
Wzruszyła obojętnie ramionami, choć była napięta jak struna.
- Nie mówmy już o tym. Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy.
- Czyli żadnych przyjemności tej nocy?
- Ani tej nocy, ani nigdy.
- Aha - powiedział, jakby wreszcie zrozumiał, choć wcale tak nie było. Był absolutnie pewny, że
ta noc będzie dopiero początkiem przyjemności, jakimi mieli się nawzajem obdarzać. Ani przez
moment nie wierzył, że Brit mówi serio.
A ona? Jak mogła żądać od niego, by w to uwierzył, skoro sama w to nie wierzyła?
Wskazała na skrzynię, na której leżały ich rzeczy.
- Możesz tam spać, a ja się położę na drugiej.
- Jestem na twoje rozkazy.
- Skoro tak, to kładz się.
- Jak sobie życzysz.
Jastrząb sfrunął z nieba na ziemię. Miał przekrwione oczy i jak smok ział ogniem, paląc wszystko
wokół. Brit zakryła rękami twarz, a z jej ust wyrwał się okrzyk przerażenia.
Obudziła się, siedząc na posłaniu, z zasłoniętymi oczyma. Powoli opuściła ręce i zobaczyła, że
ogień dogasa w palenisku.
Eric nie spał. Leżał na boku, z podpartą głową i przyglądał się jej w zadumie. Był obnażony do
pasa. Na jego pięknie sklepionym torsie połyskiwał medalion. Starała się nie patrzeć na Erica,
kiedy się kładł, a teraz dręczyło ją pytanie, czy gdyby te futra zsunęły się jeszcze trochę niżej,
zobaczyłaby to, co tak wyraznie czuła, gdy stali ciasno przytuleni.
Szybko skierowała wzrok - jak również myśli - w innym kierunku.
Eric spoglądał na nią uważnie, z troską.
- Miałaś złe sny?
Westchnęła wymownie, po czym zaczęła poprawiać posłanie. Spróbowała je uporządkować, nie
wstając, ale zrobiła jeszcze większy bałagan.
- Pozwól, to ci pomogę.
- Nie trzeba, dziękuję. - Dobrze, że w przeciwieństwie do pewnych osób, miała na tyle rozumu,
by się położyć w ubraniu, zdjąwszy tylko buty. Dlatego mogła teraz wstać bez skrępowania i
spokojnie pościelić swoje legowisko.
Już miała wślizgnąć się z powrotem pod futra, gdzie było tak ciepło i przytulnie, gdy Eric
odezwał się irytująco troskliwym tonem:
- Zawsze tak zle sypiasz?
Zawsze? To znaczy, że musiał jej się przyglądać, kiedy spała u Asty.
- Nie sypiam zle, tylko niespokojnie. - Uniosła futra, wślizgnęła się pod nie i wygodnie ułożyła.
- Dobranoc -rzuciła z zamkniętymi oczyma.
- Brit?
- Co? - mruknęła niechętnie.
- Ta jasnowłosa wojowniczka, Rinda...
- O co chodzi?
- Nazwała cię kuzynką.
- Bo jestem jej kuzynką.
Eric milczał przez chwilę, a potem powiedział:
- Wygląda zupełnie jak ty.
Brit wbiła wzrok w otwór, przez który dym wydobywał się z namiotu na zewnątrz. Niebo było
bez gwiazd, zasnute chmurami.
- Wygląda jak moja matka w wieku dwudziestu paru lat. Eric zaśmiał się cicho.
- Teraz wszystko rozumiem. Brian Złe Serce. Brit nagle posmutniała.
- Tak nazywali mojego wuja?
- Tak. Bo był zły.
- I miał złe serce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl