, De Camp Lyon Sprague Szalony demon 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

resztki pozostałe po mężczyznie zakopałem w ziemi. Wdawanie się z tymi barbarzyńcami w
sensowną dyskusję jest i tak dostatecznie trudne, nie należy więc dawać im dodatkowych powodów
do wrogości.
Następnie dosiadłem konia i skierowałem się na północ. Według mapy, którą kiedyś
miałem, droga do hordy chana Theorika powinna wieść w tym kierunku, choć nie byłem tego
całkiem pewny. Plemię miało zwyczaj co kilka tygodni zwijać obóz i wędrować dalej w
poszukiwaniu pastwisk dla swego bydła i trzody.
Na drugi dzień po opuszczeniu sadzawki ujrzałem po mej lewej stronie innego jezdzca.
Kierował się dokładnie na północ, więc nasze drogi się skrzyżowały. Miał na sobie, tak jak
pierwszy koczownik, futrzany kapelusz i płaszcz z owczego futra.
Gdy zbliżyliśmy się do siebie, pokiwałem ręką. Pomyślałem, że będzie tym, który pokaże
mi obecne obozowisko hordy.
Mężczyzna machnął mi w odpowiedzi ręką i uznałem, że nawiązaliśmy przyjazne stosunki.
Byliśmy już całkiem blisko, więc zawołałem używając mej szczątkowej znajomości języka
słwenskiego:
- Czy mógłby pan być tak uprzejmy, by wskazać mi drogę do obozu chana Theorika?
Dzieliła nas w tym momencie odległość dwudziestu do trzydziestu kroków. Mężczyzna
musiał być krótkowidzem, gdyż wyglądało na to, że dopiero teraz zauważył, iż twarz pod
futrzanym kapeluszem w żadnym wypadku nie należy do współplemieńca. Jego oczy rozszerzyły
się z przerażenia i wykrzyknął coś podobnego do:  Zgiń, nędzny szatanie! Równocześnie złapał
za łuk i sięgnął ręką do kołczanu.
Ja również miałem łuk i kołczan, lecz nie uczyłem się nigdy łucznictwa, nie mógłbym więc
nawet marzyć o trafieniu jezdzca, nim on strzeli do mnie. Poza tym potrzebny był mi żywy
przewodnik, a nie jeszcze jeden trup.
Działania, które przedsięwziąłem, były całkowicie niezgodne z mym charakterem. Gdybym
się zatrzymał, by przemyśleć wszystko racjonalnie, to jestem pewny, że odrzuciłbym cały plan jako
zbyt brawurowy i nie mogący się powieść. Nigdy przecież nie ćwiczyłem żadnych manewrów na
koniu, które i dla najlepszych były trudne. Jednak my, demony, mówimy, że szczęście sprzyja
śmiałym.
Wbiłem w boki konia ostre końce ciężkich strzemion z metalu, które służą Shvenitom
zamiast ostróg. Gdy zwierzę skoczyło do przodu, przechyliłem się w stronę jadącego Shvenity. Ten
wciąż jeszcze zajęty był strzałą, gdy podskoczyłem w górę, będąc od niego w odległości metra.
Następnie, postępując zgodnie z tym, co robiła madame Dulnessa w cyrku Bagarda, podciągnąłem
się na rękach, schwytawszy mocno łęk siodła i podkuliłem pod siebie nogi. W mgnieniu oka
stanąłem wyprostowany na grzbiecie galopującego konia.
Gdybym miał w ten sposób pokonać dystans choćby jednego metra, na pewno spadłbym z
tak niepewnego podłoża. Lecz oba konie znajdowały się już obok siebie. Przeskoczyłem z siodła,
na którym stałem, na grzbiet drugiego konia i ześlizgnąłem się w dół, tuż za jezdzcem.
Jednocześnie złapałem go oburącz za kark, zapuszczając końce szponów w jego gardło, i
krzyknąłem:
- Zabierz mnie do swego wodza!
- Oczywiście! - odkrzyknął zduszonym głosem. - Ale błagam, zwolnij nacisk pazurów, bo
otworzysz mi żyły i zabijesz mnie!
Pozwoliłem mu prowadzić. Na szczęście biedak nie miał pojęcia, że byłem równie
przerażony swą niedawną śmiałością, jak on moim, obcym mu wyglądem.
***
Wędrowne miasteczko Hruntingów przypominało mi obóz Paaluańczyków i wioskę
Zaperazich, choć namioty były inne, zrobiono je bowiem z półkolistej ramy z prętów pokrytej
płachtami wojłoku. Wśród tych szarych kopuł widniały oznakowane miejsca, mające specjalne
przeznaczenie. Zauważyłem drogi dla koni, plac łuczniczy i zagrodę dla bojowych mamutów.
W tym skupisku wojłokowych namiotów kręcili się koczownicy ze swymi kobietami i
dzieciakami. Wokół namiotów stały setki wielkich czterokołowych wozów. Gdy mój jeniec
prowadził rumaka wśród tych przeszkód, między nim a innymi nomadami toczyła się wymiana
okrzyków. Schwytawszy przeze mnie mężczyzna krzyczał:
- Nie zbliżać się! Cofnąć się! Nic nie róbcie, bo ten potwór mnie zabije!
W środku miasta namiotów stał namiot podwójnej wielkości. Wokół niego była pusta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl