, Conrad Joseph Ze wspomnień 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdziwienia, coś na kształt pytania:  Cóż to za dziwny hałas? A pózniej mówiono:  Słyszałeś,
co ten chłopiec powiedział? To wybryk wprost niesłychany! Niebawem fala zgorszonego
zdumienia (nie byłoby większe, gdybym oświadczył, że zamierzam wstąpić do Kartuzów)
wypłynęła z akademickiego miasta Krakowa docierając do kilku prowincji. Rozlała się
płytko, lecz daleko. Wznieciła mnóstwo wyrzutów, oburzenia, współczującego zdumienia,
gorzkiej ironii, zwykłych drwin. Ledwie mogłem zipnąć pod jej cię żarem i oczywiście nie
znajdowałem słów na odpowiedz. Ludzie byli ciekawi, co też pan Tadeusz Bobrowski
pocznie ze swym nieznośnym siostrzeńcem, i spodziewali się dobrotliwie, że przemówi mi
skutecznie do rozumu.
A tymczasem mój wuj przyjechał aż z Ukrainy, aby się ze mną rozmówić; chciał
rozpatrzyć moją sprawę sam, bez uprzedzeń, bezstronnie i sprawiedliwie, stając na gruncie
mądrości i uczucia. O ile to było możliwe dla chłopca, którego umiejętność wypowiedzenia
się jest jeszcze niewyrobiona, zwierzyłem mu się z tajnych myśli, a on pozwolił mi w zamian
spojrzeć w swoją duszę i serce; ujrzałem wtedy po raz pierwszy niewyczerpany, szlachetny
skarb jasnego rozumu i gorącego uczucia, z którego miałem czerpać przez całe życie z
miłością i zaufaniem i który nie zawiódł mnie nigdy. Po kilku gruntownych rozmowach wuj
doszedł do przekonania, że nie życzy sobie, abym mu pózniej wyrzucał, iż przez stanowczy
opór zmarnował mi życie. Ale polecił mi nie śpieszyć się i dobrze wszystko rozważyć. Trzeba
pomyśleć nie tylko o sobie, lecz także i o innych; rozpatrzyć z jednej strony nakaz swych
uczuć i swego sumienia, a z drugiej szczerość swego zamiaru.
 Pomyśl dobrze nad tym, jak to będzie wyglądało na dalszą metę  upomniał mnie
w końcu ze szczególną serdecznością.  A tymczasem staraj się zdać jak najlepiej doroczne
egzaminy.
Rok szkolny dobiegł końca. Egzaminy wypadły dość pomyślnie, a było to dla mnie z
pewnych przyczyn zadanie trudniejsze niż dla innych chłopców. Mogłem więc z czystym
sumieniem rozpocząć te wakacje niby długą wizytę pour prendre conge7 złożoną lądowi
starej Europy, którą miałem widywać tak rzadko przez następnych lat dwadzieścia cztery.
Jednak nie to stanowiło jawny cel tej wycieczki. Sądzę, że ułożono ją raczej, aby mnie
rozerwać i zwrócić moje myśli w inną stronę. Przez kilka miesięcy nie mówiło się wcale o
tym, że mam zostać marynarzem. Ale moje przywiązanie do młodego nauczyciela i wpływ,
jaki na mnie wywierał, były tak dobrze znane, iż zapewne powierzono mu poufną misję, aby
wybił mi z głowy romantyczne szaleństwo. Ten plan był świetnie obmyślony, ponieważ ani
mój nauczyciel, ani ja nigdyśmy w życiu morza nie widzieli. Miało to nastąpić niebawem w
Wenecji, na wybrzeżu Lido. Tymczasem nauczyciel mój wziął tak bardzo swą misję do serca,
że poczułem się zmiażdżony jego argumentami, zanim jeszcze dotarliśmy do Zurichu.
Przekonywał mnie i w kolei, i w czasie jazdy parowcem po jeziorach, zatruł mi nawet
obowiązkowy wschód słońca na Rigi  słowo daję! O przywiązaniu nauczyciela do
niegodnego ucznia niepodobna było wątpić. Dowiódł go już wcześniej podczas dwóch lat
nieustannej i trudnej pieczy. Nie mogłem go nienawidzić. Ale powolutku kruszył mój opór, a
gdy zaczął dowodzić na przełęczy Furka Pass, był może bliżej celu, niżeśmy obaj myśleli.
Przysłuchiwałem mu się w rozpaczliwym milczeniu, czując, jak upragnione, niedościgłe
widmo morza, o którym śniłem, wymyka się z bezsilnego uchwytu mej woli.
Zapalony stary Anglik nas minął, a nauczyciel mój w dalszym ciągu dowodził.
Jakiejże nagrody dla ambicji, honoru lub też sumienia mógłbym się spodziewać u końca
swych dni po takim życiu? Pytanie, na które nie ma odpowiedzi. Ale już się nie czułem
zmiażdżony. Nasze oczy spotkały się i prawdziwe wzruszenie odmalowało się i w jego
7
pożegnalną (fr.)
29
KRAINA LOGOS www.logos.astral-life.pl
wzroku, i w moim. Spór nagle się skończył. Nauczyciel mój wziął do ręki plecak i dzwignął
się na nogi.
 Jesteś niepoprawnym, beznadziejnym Donkiszotem! Ni mniej, m więcej.
Byłem zdziwiony. Miałem wówczas dopiero lat piętnaście i nie wiedziałem, co on
chce właściwie powiedzieć. Ale pochlebiało mi niejasno, że imię nieśmiertelnego rycerza
padło w związku z mym szaleństwem  jak niektórzy określali mój zamiar, mówiąc mi to w
oczy. Niestety! Nie uważam, abym miał wówczas z czego być dumny. Nie było we mnie
materiału, z którego powstają opiekunowie opuszczonych dziewic, prostujący ścieżki tego
świata, a mój nauczyciel mógł o tym wiedzieć najlepiej. Toteż wyższy był w swym oburzeniu
od golibrody i księdza, gdy cisnął mi jako wyrzut czczone imię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl