,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Niemiec zrozumiał, że transmisja wrzasku szła na otwartym ogólnym - a wszak był pewien, że swój zamknął jeszcze przed snem. - Cco... - zająknął się i też nie dokończył, bo dospek ponownie dał głos. - Co się stało? - spytał mianowicie. Spojrzeli na siebie z przerażeniem w oczach: to nie był głos ni- kogo z członków załogi Armstronga 7. Wisieli tak przy przeciwległych ścianach swej kabiny, nadzy w jasnych lustrach i nadzy w ciemnym strachu. Ich cykle aktywności (orbitalnym obyczajem znacznie krótsze, bo zaledwie dziesięciogo- dzinne) nie pokrywały się: Schwarz dopiero co się obudził, Jaqu- eritte zaś kończyła pracę na komputerowym terminalu, otwartym z bocznego zwierciadła; chciała wziąć prysznic, ale zatrzymał ją spór o Kamień. Oboje mieli Kamień w myśli. W swych szeroko otwartych oczach niemal widzieli nawzajem straszliwe obrazy z kosmicznych horrorów metafizycznych, przypomnianych sobie teraz w ułamku sekun- dy. W końcu Schwarz opanował się, przełknął ślinę i warknął: - Godiva, do cholery, nie rób więcej takich kawałów z wokaliza- torami, bo przez ten Kamień wszyscy na serce pad... - Gdzie jest Godiva? - jęknął głos. - Gdzie jest Godiva? 28 Niemiec i Somalijka przekazali sobie wzrokiem informację o obo- pólnej kompletnej dezorientacji. Jaqueritte otworzyła usta, ale ubiegł ją Mścisłowski. - Co za wrzaski? - wydarł się na tym samym kanale. I zaraz Xien (cokolwiek zaspany): - Kto to? - To ty, Yusuf? - spytała Jaqueritte. - Słucham - rzekł Yusuf. - A więc Godiva - oświadczył Schwarz. - Co: Godiva? - rozeźlił się hrabia. - To ona tak się darła? - Gdzie jest Godiva? Gdzie jest Susan? - zawodził niezidentyfi- kowany głos. - Jaka znowu Susan...? - parsknął Schwarz. - Ona tak ma na imię - mruknął Mścisłowski. - Godiva. - I co, sama za sobą wyje? W schizofrenię popadła czy co? - O Boże, co za burdel... - Cisza! - warknęła Jaqueritte zamknąwszy terminal; wyciągając ze schowka majtki i T-shirt kontynuowała: - Nie gadać jeden przez drugiego, bo nigdy nie dojdziemy do ładu. Po kolei. Ja i Aax jeste- śmy u siebie. Xien? - Kiosk - rzekł Xien. - Mścisłowski? - U siebie. - Przy Kamieniu - rzekł nie pytany Yusuf. - Nikt z nas nie widzi Godivy, prawda? No to już się nie odzy- wać. Ja mówię. Kto wołał Susan? Niech się odezwie! Kto wołał Go- divę? Kto krzyczał? Słuchamy. Niech się odezwie. - I zamilkła. Głos zareagował niemal natychmiast. - Przepraszam - rzekł. - Nie chciałem nikogo przestraszyć. To ja się przestraszyłem. Pozwólcie mi się przedstawić: jestem Emmanuel. - Miło mi - powiedziała szybko Jaqueritte, by uprzedzić innych dospekowych interlokutorów. - Doktor Jaqueritte. - Wiem. - Proszę cię, powiedz nam: kim jesteś, Emmanuelu? - Jestem sztuczną świadomością wielosieci Armstronga 7, pani doktor. Lady Godiva uruchomiła mnie na szkielecie starego systemu operacyjnego wielosieci, z inicjatora osobowościowego MSHuman4600 4.07. Istnieję, by wam służyć. Przykro mi, że poznajemy się w ta- kich okolicznościach, ale boję się, że lady Godivie stało się coś złego. Nie mogę się z nią skontaktować. Znajdźcie ją. - No cholera jasna...! - żachnął się Mścisłowski. - W jaki sposób otworzyłeś zamknięte kanały dospeku, Emmanuelu? - spytał Schwarz. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|