, Mortimer Carole Ten jeden jedyny 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nigdy się już nie zobaczą. Tak się skończy ich przygoda, go wcale nie
znaczy, że ona o wszystkim tak szybko zapomni. Nic nie mogła
poradzić na to, że było jej przykro z powodu podejrzeń Marcusa.
Przecież nie po to do niego przyjechała, żeby go uwieść. Jej intencje
były jak najzupełniej czyste. Chciała pomóc całkiem obcemu
człowiekowi, którego nawet nie lubiła. A nawet gdyby Danny
rzeczywiście był jej przyjacielem, to i tak do głowy by jej nie przyszło
płacić swoim ciałem za przyjęcie go do pracy! A tu nie dość, że
Marcus uważa ją za rozwiązłą mężatkę, która przyjechała do Londynu
łowić nowych kochanków, to jeszcze ma ją za tak cyniczną i
wyrachowaną! Do tej pory nikt jeszcze o niej tak zle nie myślał.
66
RS
Bolało ją, że pierwszy mężczyzna, który obudził w niej zmysłowość,
zranił ją tak niesprawiedliwą oceną,
- Nie skończyliśmy rozmowy, chcę ci coś wyjaśnić. - Marcus
przerwał milczenie.
- Ja już dowiedziałam się wszystkiego, co chciałam i nie ma
powodu wracać do tego tematu. - Postanowiła, że nie pozwoli mu
dłużej sobą rządzić. Dojeżdżali już do hotelu i pragnęła jak
najszybciej zostać sama.
- Pozwól mi wyjaśnić...
- Ojej! - nagle krzyknęła zdziwiona. Zatrzymali się właśnie
przed hotelem, a jej oczom ukazał się niecodzienny obrazek.
Chwiejący się na nogach Danny Eames kłócił się z odzwiernym, który
starał się mu pomóc wsiąść do taksówki. Musiał chyba nie posłuchać
Joy i zejść do baru, bo był znacznie bardziej pijany, niż wtedy, gdy go
zostawiła. Ale jeszcze jeden mężczyzna starał się Danny'ego
uspokoić, i to właśnie jego widok tak zadziwił Joy. To był Casey.
Skąd, u licha, wziął się w Londynie jej kuzyn? Marcus zaparkował tuż
za taksówką.
- Poczekaj w samochodzie - rzucił tonem nie znoszącym
sprzeciwu i przepchnął się przez niewielkie zbiegowisko, które
zrobiło się wokół Danny'ego. Gdy Danny zobaczył Marcusa,
spurpurowiał na twarzy, przestał się szamotać z Caseyem i
odzwiernym i szybko wsiadł do taksówki. Marcus zdecydowanym
ruchem zatrzasnął za nim drzwi. Wręczył kierowcy pieniądze i podał
adres, pod który należało odwiezć niezbyt przytomnego pasażera.
67
RS
Joy w tym czasie na trzęsących się nogach wysiadła z
samochodu Marcusa i przyglądała się, jak trzej panowie gratulują
sobie pomyślnie zakończonej akcji. Nagle Casey zauważył Joy stojącą
koło samochodu i jednym skokiem znalazł się tuż przy niej. Podniósł
ją do góry i okręcił, a potem ucałował w obydwa policzki.
- No, jesteś nareszcie!
- Wejdzmy do hotelu, bo zaraz będzie tu jeszcze większe
zbiegowisko - trzezwo zareagował Marcus. - Chodzmy do pokoju Joy
- dodał, nie pytając jej o zdanie.
Gdy znalezli się już w jej apartamencie, Marcus usiadł wygodnie
w fotelu.
- Może nas przedstawisz? - zwrócił się do Joy. Joy nie miała
pojęcia, co Casey tu robi, ale nie tym się teraz martwiła. Przecież to
ona przedstawiła się jako Casey Simms, a więc powstawało pytanie,
jak wyjaśnić zbieżność imion i nazwisk? Nie było szansy, żeby
niepostrzeżenie szepnąć coś Caseyowi. Co zatem zrobić? Zawahała
się.
- Marcus Ballantyne. - Starała się pochwycić spojrzenie Caseya,
żeby dać mu jakiś znak, ale nie udało jej się. - A to jest Charles
Simms.
Na Caseyu znane nazwisko aktora zrobiło wielkie wrażenie i na
szczęście na razie się nie odezwał. Natomiast Marcus zareagował
natychmiast.
- Czy to przypadkowa zbieżność nazwisk? - Kąśliwa ironia w
jego głosie była aż nadto wyrazna. Wiedziała, co podejrzewa: że
68
RS
Charles Simms może być jej mężem, który w pogoni za niewierną
żoną przybył aż do Londynu.
- Nie, Charles jest moim kuzynem - wyjaśniła, okraszając swoją
odpowiedz wyzywającym spojrzeniem. Nie będzie mu udowadniać
swojej niewinności.
Marcus nie odwrócił wzroku, jakby badał, czy mówi prawdę, po
czym przyjrzał się Caseyowi. Casey jak zwykle uśmiechał się
promiennie, biła od niego radość życia, tak że nawet chmurne oblicze
Marcusa złagodniało nieco.
- Nie widzę rodzinnego podobieństwa - zakończył sondowanie
trochę łagodniejszym głosem.
Miał w zupełności rację. Joy i Casey w ogóle nie byli do siebie
podobni, mimo że ich ojcowie byli rodzonymi braćmi. Casey był
wysoki, czarnowłosy i prawie tak mocno zbudowany jak Marcus, a
Joy była niezwykle drobna i niezbyt wysoka. Ta różnica
prawdopodobnie brała się stąd, że jej ojciec ożenił się z rudowłosą
Irlandką, a ojciec Caseyą z czarnowłosą, smagłą Włoszką. Nie miała
jednak zamiaru opowiadać Marcusowi historii rodziny po to tylko, by
mu udowodnić, że nie kłamie.
- A jednak jesteśmy kuzynami - zakończyła krótko dyskusję na
ten temat.
- Czy pan jest tym Marcusem Ballantyne'em? - Casey ciągle, nie
mógł uwierzyć, że w tak zwyczajnych okolicznościach poznał
sławnego człowieka. Patrzył na Marcusa z takim niedowierzaniem,
69
RS
jakby Joy przedstawiła mu Marsjanina. - Tym aktorem? - dopytywał
się, żeby rozwiać resztki wątpliwości.
- Tak, to ja - bez większego zainteresowania dla entuzjazmu
Caseya przyznał Marcus. Pozwoli pan, że teraz ja go o coś zapytam.
Co to była za awantura z Dannym? - Uciął poprzedni temat, chcąc tak
poprowadzić rozmowę, żeby dowiedzieć się tego, co go naprawdę
interesowało.
Trzeba przyznać, że Marcus potrafił kierować ludzmi i uparcie
zmierzać do wytkniętego celu. Inna sprawa, że i ona była ciekawa, jak
doszło do spotkania Danny'ego i Caseya.
- Może zmienisz w końcu tę nieszczęsną sukienkę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl