, Dzieje Tewji Mleczarza 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzą w dół", czyli — jeśli nie posmarujesz, nie pojedziesz, i idę prosto do niego
samego. — Dzień dobry wam — powiadam doń — reb Menachem Mendel! —
Ale skąd? Ale gdzie tam! "Ani nikt nic nie mówi, ani słów nie ma" — czyli nie
poznaje mnie wcale! — Czegoście chcieli? — powiada do mnie. Omal nie mdle-
ję z przerażenia. — Co to znaczy, panie — mówię — nie poznajecie mnie? Nie
poznajecie krewniaka? Nazywam się Tewje. — A — odpowiada Menachem Men-
del — Tewje? Jakieś znajome imię. . . — Znajome? — pytam. — A może znane
wam też są bliny mojej żony? Przypomnijcie sobie. A może — pytam znowu —
przypominacie sobie też jej knedle, pierożki, wertuty?. . . ”
38
Albo inna znów myśl, i to całkiem odwrotna, przechodzi mi przez głowę:
„Przychodzę do niego, a on wita mnie serdecznym szołem ałejchem. — Co za
gość! Jaki gość! Siadajcie, reb Tewje. Co porabiacie? Jak się miewa wasza żona?
Już was dawno oczekuję. Chciałem się z wami rozliczyć. — I to mówiąc wyjmuje
kupę półpriałów i sypie mi pełną czapkę pieniędzy. — To — powiada — zarobek,
a wkład — mówi — zostaje w interesie. Ile zarobimy, podzielimy między sie-
bie pół na pół, na jednakowe części. Mnie sto — wam sto, mnie dwieście — wam
dwieście, mnie trzysta — wam trzysta, mnie czterysta — wam czterysta. . . ” Zato-
piony w takich oto dumaniach zdrzemnąłem się i nie zauważyłem, że koń zjechał
z szlaku w bok, wóz zaczepił o jakieś drzewo i nagle podrzuciło mną i trzasnęło
w głowę, że aż mi się iskry z oczu posypały. „I to ku dobremu — mówię sobie —
chwała Bogu, że osie przynajmniej zostały całe. . . ”
Słowem, przybyłem do Jehupca, pozbyłem się przede wszystkim towaru raz
dwa, jak zwykle, i poszedłem szukać mojego wspólnika. Kręcę się godzinę, dwie
i trzy „a dziecka nie ma” — czyli nie widzę go wcale! Zaczynam wypytywać
ludzi, dopytywać się:
— Czyście czasem nie widzieli lub słyszeli o pewnym Żydzie, którego czci-
godne imię brzmi Menachem Mendel?
A Żydzi na to, że skoro na imię mu Menachem Mendel, to nawet ładnie i z je-
go ręki jeść można snadnie, ale tego — powiadają — jeszcze bardzo niewiele.
Menachemów Mendlów jest bardzo dużo na tym świecie.
— Macie pewno na myśli — pytam — jego farmelię? Bodajbym tak nie wie-
dział o zmartwieniach — powiadam — wraz z wami, jak nie wiem o nim niczego
więcej. Kiedy — mówię — jeśli już pragniecie wiedzieć całą prawdę, to mogę
wam tylko rzec, że w domu, w Kasrylewce znaczy się, to go też wołają imieniem
jego teściowej: czyli Menachem Mendel Borucha Hersza Lei Dwosi. A jeśli wam
i tego za mało, to wam mogę jeszcze dodać, że jego teścia — powiadam — już
leciwego Żyda Borucha Hersza, też wołają jej imieniem: Boruch Hersz Lei Dwo-
si, a nawet ją samą, Lee Dwosię, również wołają Lea Dwosia Borucha Hersza Lei
Dwosi. Teraz to już rozumiecie?
— Rozumieć to my rozumiemy — odpowiadają mi Żydzi — ale to wszystko
jednak nie wystarczy. Czym on się zajmuje — pytają — jaki on ma interes, ten
wasz Menachem Mendel?
A ja na to, że on handluje półpriałami, jakimiś bes-mes i Potiwiłowami: —
Nadaje — powiadam — dokądś tam depesze, do jakiegoś Petersburga, do War-
szawy. . .
— A! — oni na to i pokładają się ze śmiechu. — Czy nie chodzi wam czasem
o tego Menachema Mendla, co to handluje jaknehozem? Pofatygujcie się zatem
z łaski swej — mówią mi — i przejdźcie na tamtą stronę. Tam ugania się dużo
takich hozów, a wasz między nimi. . .
39
— „Im więcej człowiek żyje, tym więcej chleba zjada” — myślę sobie. —
Co to za hozy jakieś? Przechodzę na przeciwną stronę, na tretar, i widzę tam tylu
Żydów, bez uroku, jak na jarmarku. Tłok, że nie sposób się przedostać. Biegną
jak wariaci. Ten tędy, drugi owędy, jeden przez drugiego, jakiś pomylony świat.
Gadają, krzyczą, wymachują rękami: — Potiwiłow! Mocny, mocny!. . . Łapię cię
za słowo!. . . Będzie się drapał. . . Wsunąłem zadek. . . Należy mi się kartasz. . .
Jesteś niebywałym parchem. . . Głowę ci rozwalę. . . Napluj mu w twarz. . . Pa-
trzcie no, kapotę mi zerżnął. . . Też mi szpegielant. . . Bankrucie!. . . Parobku!. . .
A bodajbyś sczezł. . . — Omal się nie pobiją. — I uciekł Jaakow — mówię do sie-
bie — czyli zmykaj stąd, Tewje, zanim nie oberwałeś po gębie! „No, no — myślę
sobie. — Pan Bóg jest naszym ojcem, Szmuel Szmelke jego wiernym sługą, naj-
większe miasto to Jehupiec — a Menachem Mendel to największy kupiec. O, tu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl