, Liu Marjorie M. Pocałunek łowcy 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

moje nazwisko. Policja je znalazła. Przyszli do mnie. Podejrzewają, że to ja go zabiłam.
Sarai nadal stała ze spuszczoną głową. Jack mocniej zacisnął dłonie. Spojrzałam na niego
przeciągle i ostro.
- Czego ja w tym wszystkim nie rozumiem, panie Meddle?
Kobieta wydała z siebie stłumiony dzwięk. Przetarła oczy delikatną dłonią ubrudzoną farbą.
- Pan Meddle. Od lat nie słyszałam, by ktoś się tak do ciebie zwrócił, Jack.
- Wiesz za to, jak ja się nazywam - nie popuszczałam. Sarai w końcu podniosła na mnie wzrok. W
jej oczachlśniły łzy.
- MaxineKiss.TropicielkaiWartowniczka. Strażniczka więziennej zasłony. Ostatnia ze swojego
gatunku.
Głos uwiązł mi w gardle. Krawędz kamiennego dysku wbijała mi się boleśnie w dłonie. Sarai
przesunęła wzro-kiem w dół, na kamień. Gdy na mnie spojrzała, jej twarz znów przypominała
maskę.
- Powinnaś już iść. Przyjdz jutro. Wtedy porozmawiamy.
- Nie - wychrypiałam. - Szczerze ci współczuję straty, ale musisz mi odpowiedzieć na parę
pytań.
- Nic nie muszę - odwarknęła.
- Sarai - upomniał ją stanowczo Jack.
Odwróciła się bez słowa i z niebywałą gracją ruszyła wąską, zaśmieconą ścieżką między
chwiejnymi stertami
książek. Nie obejrzała się za siebie.Miałam ochotę za nią pobiec. Zrobiłabym to, gdyby Jack nie
złapał mnie za rękę.
Ugryzłam się w język, żeby nie odparować ostro.Zostaw ją.
- Wydajecie się zżytą parą.
- Wiele lat zajęło nam rozpracowanie siebie nawzajem - odparł starszy pan tak łagodnie, że nie
mogłam się na
niego dłużej gniewać.
Odsunęłam sobie włosy z twarzy i ścisnęłam obolałą głowę.
Milczał. Spojrzałam na niego. Gapił się na moją szczękę, teraz odsłoniętą. Dopiero po chwili
przypomniałam soSkąd ona wie, kim jestem? Ty jej powiedziałeś? -bie, że Oturu
smagnął mnie tam włosami. Zupełnie o tym zapomniałam. Jack wpatrywał się we mnie intensywnie,
z
niezdrowym rumieńcem na policzkach. Na dole był niezwykle opanowany i radosny. Nie
spodziewałam się, że zobaczę u niego taką minę.
Nie spuszczał oczu z mojego policzka, jakby to była bomba jądrowa i już zaczęło się odliczanie
ostatnich dzie-sięciu sekund. Absolutnie go zamurowało. Jego twarz wyrażała rezygnację i skrajne
przerażenie.
Pomacałam policzek. Rozejrzałam się za lusterkiem. Wypatrzyłam jedno przy zlewie, obok
Słownika sztuczek Jakby chciał rzucić się do ucieczki, a jednocześnie zdawał sobie sprawę, że już
za pózno.
wojennych Everetta Wheelera - na książce leżała niebezpiecznie zardzewiała stara brzytwa. Ktoś
postawił tam też
drewnianą miseczkę ze staroświeckim mydłem i pędzlem do golenia.Lustro było delikatne, ale
ciężkie, oprawione w lite srebro. Gdy w nie spojrzałam, odniosłam wrażenie, że szkło
się linii. Ledwie widocznych. %7ładnych pręg, zero krwi. Tylko delikatne wgłębienia, jakby ktoś
przyłożył mi tam lekko promieniuje własnym światłem. Poniżej swojego ucha zauważyłam małą
siatkę promieniście rozchodzących stempel i docisnął tak mocno, że został trwały ślad. Linie płynnie
zachodziły na siebie. Przypominały rozpo
starte
skrzydło. Albo zarys peleryny. Lub włosy demona.
35
Wstrzymałam oddech. Jack nadal się we mnie wpatrywał pustym, nieobecnym wzrokiem.
- Wiesz, co to jest - wyszeptałam.  Wiesz co to znaczy.
Zawahał się.
- Nie, ale wiem, kto ci to zrobił.
Omal nie upuściłam lusterka.
- Jak to możliwe?
- Ciepła dłoń Jacka zamknęła się zupełnie nieprzygotowana na ten Znieruchomiałam, totalnie
ogłupiała, aż do
mnie dotarło, że Jack po prostu chciał tylko wyjąć mi z rąk lusterko. Ostrożnie odłożył je na bok.
- Jutro, moja droga. Spotkamy się tutaj.
- Jesteśmy tutaj teraz - zaprotestowałam.
nie zobaczę. Na tę myśl zrobiło mi się słabo. Poczułam się jak małe dziecko. Zacisnęłam dłoń na
kamiennym dysku Mój opór wynikał częściowo ze strachu, irracjonalnego przekonania, że jeśli
wyjdę, to może już nigdy więcej go aż do bólu. Tylko ból pozwalał mi nie zapomnieć o sobie
samej, choć i tak przepełniała mnie pustka.
Zee złapał mnie za nogę i spojrzał błagalnie. Wszyscy chłopcy mi się przyglądali. Ich też prawie
nie rozpozna-wałam.
Popatrzyłam na Jacka.
- Jutro. Obiecujesz?
- %7ładna siła na ziemi nie zmusi mnie do złamania złożonej ci obietnicy - oznajmił z powagą i
dostojeństwem. Jego słowa zawisły ciężko w powietrzu. Jakby tę obietnicę należało zaznaczyć na
mapie skarbów. I traktować ją jak absolutny pewnik.
- No, dobrze - wykrztusiłam. Ale zanim Jack się rozluznił, dodałam szybko: - Jeszcze tylko jedno
pytanie. Skąd Sarai o mnie wie?
Westchnął.
- Ona też znała Jeannie. I twoją matkę.
- Niemożliwe. Matkę może tak, ale nie babcię. Jest za młoda.
- Och, tylko ci się tak wydaje. Moja droga, by poznać Sarai Soars, trzeba spojrzeć głębiej, pod
skórę. Dużo głębiej.
- Zee powiedział to samo o tobie - oznajmiłam lodowatym tonem. -  Pan Meddle to tylko skóra".
- Doprawdy? - Uśmiechnął się ze smutkiem. - No cóż. Powinnaś słuchać swoich przyjaciół.
Wyprowadził mnie z biura.
Wracałam do domu, nie śpiesząc się. Wolałam nie ryzykować. Chłopcy siedzieli cicho. Bolała
mnie głowa.
Już na schodach usłyszałam dzwięki fortepianu. Gdy otworzyłam drzwi, Grant nie przestał grać.
Nie uśmiechnął się. Spod jego palców wypływał wodospad Mozarta. W każdej nucie wyczuwałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl