,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zostawię cię w spokoju, jeśli tylko się odsuniesz. Leia, zmieszana, zdała sobie sprawę, że rzeczywiście stoi dość blisko, więc odeszła o krok i spróbowała zmienić temat: Nie sądzisz, że czas zabrać się za statek? Hań zmarszczył się. Jak dla mnie, może być rzekł zimno nie patrząc na nią. Szybko okręciła się na pięcie i wyszła z kabiny. Przez chwilę Hań stał bez ruchu, odzyskując równowagę. Spojrzał z zakłopotaniem na milczącego teraz Wookiego i robota, którzy byli świadkami całego zajścia. Chodz, Chewie, wezmy się za to latające krótkie spięcie powiedział szybko, aby zakończyć niezręczną sytuację. Drugi pilot szczeknął z aprobatą, a potem wyszedł z kabiny za kapitanem. Wychodząc Hań obejrzał się na Trzypeo, który ciągle stał w półmroku jakby mu odjęło mowę. Ty też, złota pało. Muszę przyznać mruknął robot z szuraniem wychodząc z kabiny że czasami nie rozumiem ludzkiego zachowania. Zwiatła myśliwca Luke'a Skywalkera przebijały ciemność bagnistej planety. Statek zanurzył się głębiej w mętną wodę, ale wystawał nad jej powierzchnię jeszcze na tyle, że komandor mógł przenieść z ładowni potrzebne zapasy. Wiedział, że już niedługo X-skrzydłowiec zatonie jeszcze głębiej prawdopodobnie całkowicie. Pomyślał sobie, że szansę jego przeżycia mogą wzrosnąć, jeśli zbierze jak najwięcej zapasów. Było już tak ciemno, że prawie nic nie widział. Usłyszał jakiś ostry trzask w gęstej dżungli i poczuł zimny dreszcz. Chwyciwszy pistolet był gotów rozwalić to, co mogłoby wyskoczyć z dżungli i zaatakować go. Nic takiego się nie stało, więc z powrotem wczepił broń do kabury i dalej rozpakowywał sprzęt. Gotów do regeneracji zasilania? spytał Erdwa, który cierpliwie czekał na własną formę posiłku. Luke wyjął mały piec rozszczepieniowy ze skrzynki z wyposażeniem i włączył go, zadowolony nawet ze słabego blasku wydzielanego przez małe urządzenie grzewcze, wyjął kabel zasilania i podłączył go robotowi w miejscu, gdzie wystawał element z grubsza przypominający nos. Kiedy tylko energia rozpłynęła się po elektronicznym wnętrzu, krępy robot gwizdem wyraził swoje uznanie. Luke usiadł i otworzył pojemnik ze spreparowaną żywnością. Jedząc przemawiał do robota: Teraz muszę tylko znalezć tego Yodę, jeśli w ogóle istnieje. Spojrzał nerwowo na cienie czające się w dżungli i poczuł się przestraszony i nieszczęśliwy. Miał teraz więcej wątpliwości, co do swego zadania. To naprawdę jest dziwne miejsce na znalezienie Mistrza Jedi rzekł do małego robota. Ciarki mnie od tego przechodzą. Z brzmienia gwizdu robota było jasne, że Erdwa podziela opinię o tym świecie moczarów. Chociaż ciągnął Luke niechętnie próbując jedzenia jest tu coś znajomego. Czuję się, jakbym... Czujesz się jakbyś co? To nie był głos Erdwa! Komandor zerwał się, chwycił pistolet, okręcił patrząc w mrok i próbując znalezć zródło tych słów. Odwracając się, ujrzał małą istotę stojącą wprost przed nim. Zaskoczony, odstąpił krok do tyłu; wyda wało się, że to małe stworzenie zmaterializowało się znikąd. Miało nie więcej niż pół metra wysokości. Nieustraszenie stało przed górującym nad nim młodzieńcem, trzymającym budzący grozę pistolet laserowy. To małe zasuszone coś mogło być w każdym wieku. Jego twarz była poorana głębokimi zmarszczkami, ale jego elfie, spiczaste uszy nadawały jej wyraz wiecznej młodości. Długie białe włosy z przedziałkiem pośrodku opadały po obu stronach głowy o niebieskiej skórze. Istota była dwunożna, jej krótkie nogi zakończone były trójpalczastymi, prawie gadzimi stopami. Była ubrana w szmaty równie szare jak bagienne opary i tak porwane, że musiały mieć prawie tyle lat, co ona. Przez chwilę Luke nie mógł zdecydować się, czy ma być przestraszony, czy może ma się roześmiać. Rozluznił się, kiedy popatrzył w te wyłupiaste oczy i wyczuł łagodny [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|