,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedyś sztuka była moim hobby. Teraz nie mam na nią czasu. Poza roboczymi szkicami terenu - powiedziała z żalem. - Myślałaś kiedykolwiek, żeby przerobić któryś z tych rysunków na pełnowymia- rowy obraz? L R T - Kuszące... - powiedziała, pozwalając sobie na długie spojrzenie na jego szlachet- ny profil, kiedy przypatrywał się jej pracy. - Ale to nie ma sensu. Akademicy nie docenią moich wysiłków. - Daj spokój, Josie, nie bądz taką defetystką! Jesteś wysoko wykwalifikowaną, uta- lentowaną kobietą. - Skąd pewność, że ktoś inny podziela twoją opinię? - Studiowałem w akademii sztuk pięknych wystarczająco długo, żeby poznać się na wartościowym dziele. Powinnaś mieć więcej wiary w siebie! Z takim talentem mogłabyś zainteresować szerszą widownię. Na przykład mnie. Przygryzła wargę. - Naprawdę tak myślisz? - Zdecydowanie. Jestem pewien, że inni myśleliby tak samo. To brzmiało szczerze, ale na wspomnienie o pikniku cofnęła się. - Och, nie wiem. Nie mam czasu ani materiałów. - Powinnaś znalezć czas. A co do materiałów, to żadna wymówka. Mam doskonale wyposażoną pracownię. Czegokolwiek potrzebujesz, możesz to dostać ode mnie. W czy- sto artystycznym sensie, oczywiście - dodał szybko, widząc jak marszczy brwi. - To bardzo miłe z twojej strony, Dario, ale naprawdę nie mogę tracić czasu... - Spojrzała w stronę rzymskiego paleniska, które właśnie kamień po kamieniu odsłaniała. To była długa, powodująca drętwienie kolan praca. Zciszył głos do konspiracyjnego szeptu. - Daj spokój... dobrze wiesz, że tego chcesz! To znalezisko czekało dwa tysiące lat na twoje przyjście ze swoimi kielniami i pędzlami. Zwiatło i krajobraz to coś, co trzeba chwytać, kiedy się zdarza i póki trwa. Tak jak szczęście i śmiech. Cóż, skoro zrobiłem to, po co przyszedłem, zostawię cię, żebyś mogła pracować. Do wiedzenia, Josie, ale nie za- pominaj, co ci powiedziałem. Chwytaj chwilę. Jeśli będziesz czekać zbyt długo, przepły- nie ci przez palce. A ty już zawsze będziesz żałować tego, co straciłaś. - Wydajesz się bardzo tego pewien. - Jestem. %7łycie każdego może zle potraktować, Josie. Praca jest wspaniałym schronieniem, ale powinnaś zachować właściwe proporcje. Spójrz na mnie. Prowadzenie L R T tej posiadłości, aby zachować ją dla małego Fabia w dobrym stanie, wymaga wiele pra- cy. Kiedyś tylko na niej się skupiałem. Ale tak nie sposób żyć. - Ale Fabio nie jest twoim synem - wyrwało jej się. - Przepraszam, to nie moja sprawa. - Jesteście tak blisko z Antonią. Sądziłem, że wiesz już o tym wszystkim. - Większość czasu spędzałyśmy, rozmawiając o pracy. Przynajmniej dopóki nie pojawił się Fabio. - Sądziłem, że mogła cię w to wprowadzić. - Dario, nie muszę wiedzieć o tobie więcej, niż już wiem. Chyba że ty sam chciał- byś mi coś powiedzieć. Milczał, zdawał się walczyć z myślami przez moment, zanim na jego twarz nie powróciła maska. Ku rozczarowaniu Josie stał się na powrót układnym, czarującym playboyem. - Słusznie. Oboje mamy sporo pracy, więc pozwolę ci wrócić do twojego wykopu - powiedział gładko, zanim wsiadł na konia i ruszył galopem w stronę, z której przyjechał. Od tej chwili Josie nie mogła przestać się zastanawiać, dlaczego Dario uczynił spadkobiercą swojego małego siostrzeńca. Był tylko o kilka lat od niej starszy. Co go w tak młodym wieku przekonało, że nigdy nie będzie miał własnych dzieci? Czy to ma coś wspólnego z tajemniczą zmarłą narzeczoną? Nie była pewna, czy rzeczywiście chce po- znać na to odpowiedz. Jego słowa dręczyły ją niczym błagające o ułożenie puzzle. Ciekawość męczyła ją przez resztę dnia. Kiedy zapadała w sen, odgłos potężnego silnika samochodowego rozbudził ją. Jak co noc zabierał Daria w dal, zostawiając Josie bezsenną i samotną. Dario i wspomnienie jego pocałunków obudziły w niej potrzebę, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|