, Hollis Christina Włoskie elity 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedyś sztuka była moim hobby. Teraz nie mam na nią czasu. Poza roboczymi szkicami
terenu - powiedziała z żalem.
- Myślałaś kiedykolwiek, żeby przerobić któryś z tych rysunków na pełnowymia-
rowy obraz?
L R
T
- Kuszące... - powiedziała, pozwalając sobie na długie spojrzenie na jego szlachet-
ny profil, kiedy przypatrywał się jej pracy. - Ale to nie ma sensu. Akademicy nie docenią
moich wysiłków.
- Daj spokój, Josie, nie bądz taką defetystką! Jesteś wysoko wykwalifikowaną, uta-
lentowaną kobietą.
- Skąd pewność, że ktoś inny podziela twoją opinię?
- Studiowałem w akademii sztuk pięknych wystarczająco długo, żeby poznać się na
wartościowym dziele. Powinnaś mieć więcej wiary w siebie! Z takim talentem mogłabyś
zainteresować szerszą widownię. Na przykład mnie.
Przygryzła wargę.
- Naprawdę tak myślisz?
- Zdecydowanie. Jestem pewien, że inni myśleliby tak samo.
To brzmiało szczerze, ale na wspomnienie o pikniku cofnęła się.
- Och, nie wiem. Nie mam czasu ani materiałów.
- Powinnaś znalezć czas. A co do materiałów, to żadna wymówka. Mam doskonale
wyposażoną pracownię. Czegokolwiek potrzebujesz, możesz to dostać ode mnie. W czy-
sto artystycznym sensie, oczywiście - dodał szybko, widząc jak marszczy brwi.
- To bardzo miłe z twojej strony, Dario, ale naprawdę nie mogę tracić czasu... -
Spojrzała w stronę rzymskiego paleniska, które właśnie kamień po kamieniu odsłaniała.
To była długa, powodująca drętwienie kolan praca.
Zciszył głos do konspiracyjnego szeptu.
- Daj spokój... dobrze wiesz, że tego chcesz! To znalezisko czekało dwa tysiące lat
na twoje przyjście ze swoimi kielniami i pędzlami. Zwiatło i krajobraz to coś, co trzeba
chwytać, kiedy się zdarza i póki trwa. Tak jak szczęście i śmiech. Cóż, skoro zrobiłem to,
po co przyszedłem, zostawię cię, żebyś mogła pracować. Do wiedzenia, Josie, ale nie za-
pominaj, co ci powiedziałem. Chwytaj chwilę. Jeśli będziesz czekać zbyt długo, przepły-
nie ci przez palce. A ty już zawsze będziesz żałować tego, co straciłaś.
- Wydajesz się bardzo tego pewien.
- Jestem. %7łycie każdego może zle potraktować, Josie. Praca jest wspaniałym
schronieniem, ale powinnaś zachować właściwe proporcje. Spójrz na mnie. Prowadzenie
L R
T
tej posiadłości, aby zachować ją dla małego Fabia w dobrym stanie, wymaga wiele pra-
cy. Kiedyś tylko na niej się skupiałem. Ale tak nie sposób żyć.
- Ale Fabio nie jest twoim synem - wyrwało jej się. - Przepraszam, to nie moja
sprawa.
- Jesteście tak blisko z Antonią. Sądziłem, że wiesz już o tym wszystkim.
- Większość czasu spędzałyśmy, rozmawiając o pracy. Przynajmniej dopóki nie
pojawił się Fabio.
- Sądziłem, że mogła cię w to wprowadzić.
- Dario, nie muszę wiedzieć o tobie więcej, niż już wiem. Chyba że ty sam chciał-
byś mi coś powiedzieć.
Milczał, zdawał się walczyć z myślami przez moment, zanim na jego twarz nie
powróciła maska. Ku rozczarowaniu Josie stał się na powrót układnym, czarującym
playboyem.
- Słusznie. Oboje mamy sporo pracy, więc pozwolę ci wrócić do twojego wykopu -
powiedział gładko, zanim wsiadł na konia i ruszył galopem w stronę, z której przyjechał.
Od tej chwili Josie nie mogła przestać się zastanawiać, dlaczego Dario uczynił
spadkobiercą swojego małego siostrzeńca. Był tylko o kilka lat od niej starszy. Co go w
tak młodym wieku przekonało, że nigdy nie będzie miał własnych dzieci? Czy to ma coś
wspólnego z tajemniczą zmarłą narzeczoną? Nie była pewna, czy rzeczywiście chce po-
znać na to odpowiedz. Jego słowa dręczyły ją niczym błagające o ułożenie puzzle.
Ciekawość męczyła ją przez resztę dnia. Kiedy zapadała w sen, odgłos potężnego
silnika samochodowego rozbudził ją. Jak co noc zabierał Daria w dal, zostawiając Josie
bezsenną i samotną. Dario i wspomnienie jego pocałunków obudziły w niej potrzebę, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl