,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jego zachowanie sprawiło, że opiekunowie postanowili uwolnić go od smyczy. Przyjął to z ogromną wdzięcznością. Od wielu już dni nie wychodził przecież z domu. Kręcił się jedynie między parterem a piętrem. Wkrótce okazało się, że w ten sposób codziennie sprawdzał, czy cała rodzina - pan, pani i dziecko - są w domu. Coraz silniejsze stawało się w nim pragnienie, by wszyscy, którzy należeli do jego świata, przebywali koło niego. Dopiero wtedy, gdy wszyscy byli w domu, Mukiel był naprawdę zadowolony. Wyciągał się wtedy jak długi, możliwie najbliżej domowników, i posapywał ze szczęścia. Lecz niezależnie od tego, a może właśnie wtedy, gdy miał wszystkich wokół siebie, demonstrował swoje możliwości w różnych wariantach. I tak pewnego dnia Mukiel wymknął się z domu na taras, by tam w słońcu wylegiwać się na rozgrzanej podłodze. Pani obserwowała go z uśmiechem. Po chwili pies ruszył samodzielnie na zwiedzanie ogrodu. Z początku ostrożnie, jakby nie wierząc, że mu na to pozwolą, potem coraz śmielej zaczął oddalać się od domu. - Popatrz, podoba mu się nasz ogród - powiedziała żona do męża, wskazując na oddalającego się Mukla. - Ciekawość gna go przed siebie. - Widocznie chce poznać wszystko, co stanowi także jego, psi świat - dodał mężczyzna. Jego ciekawość istotnie nie miała granic. Nie pilnowany, bez smyczy, bardzo szybko dotarł do granicy swej posiadłości. Znajdowało się tam, od strony północnej, dość wysokie ogrodzenie z siatki. Zatrzymawszy się przed nim, Mukiel z wielką ciekawością zaczął spoglądać na kuszący go świat. Może tam - wyobrażał sobie - znajduje się dopiero prawdziwy, wolny, psi świat, który go pociągał. Spostrzegł przy tym za siatką dziwne, nieznane mu stworzenia, Były to kury. Wydawały one dziwne dzwięki, gdacząc jakby specjalnie dla niego. Stworzenia te widocznie podziałały na wyobraznię małego pudelka, w każdym razie wywołały w nim nieprzepartą chęć przedostania się do nich na drugą stronę. Mukiel wziął się więc po chwili energicznie do pracy. Z niezwykłą zawziętością, w mgnieniu oka, wykopał dziurę pod ogrodzeniem - podobną energią nie raz się jeszcze potem popisze. Zawsze działał błyskawicznie, gdy się na coś decydował i wtedy nikt i nic nie było w stanie mu przeszkodzić. Mukiel musiał prawdopodobnie już od kilku dni interesować się tym stadkiem kur, skoro teraz tak zdecydowanie próbował się do niego przedostać. Gdy udało mu się wreszcie wykopać dostatecznie dużą dziurę, przeczołgał się pod ogrodzeniem, by chwilę potem znalezć się na terenie posiadłości sąsiada. Będąc już tam, ruszył nie zastanawiając się ani chwili i wskoczył pomiędzy kury. Oczywiście przestraszyły się czarnego pudelka, podnosząc przy tym ogromny harmider. Widocznie nie poznały się na tym, że Mukiel nie pragnął niczego innego, jak tylko pobawić się z nimi. I mimo że to może dość śmiesznie zabrzmi - ten pies, nawet gdy już wydoroślał, zawsze był skory do beztroskiej zabawy. Wyjątkowo chętnie czynił to w szczenięcych latach, lecz nigdy nie był przy tym agresywny, a tym bardziej skłonny kogokolwiek ugryzć. Ale przecież z góry nikt o tym nie wiedział, ani kobieta, ani mężczyzna. A już na pewno nie sąsiad zaalarmowany wrzaskiem kur. Ruszył teraz prosto w stronę psa-włamywacza, wymyślając mu soczyście. Zamachnął się nawet na niego, ale stracił równowagę i omal nie wpadł pomiędzy kury. Zwinny Mukiel zdołał umknąć. Przez wykopaną dziurę szybciutko przedostał się na swoją stronę. Tam zatrzymał się i czując się już bezpiecznie, obserwował krzyczącego sąsiada: - Jeżeli jeszcze raz sobie na coś podobnego pozwoli, zastrzelę go! Z dubeltówki! Nie przeżyje tego! To głośne wymyślanie usłyszała oczywiście żona i gdy tylko mężczyzna wrócił po południu do domu, zdała mu relację z tego, co zaszło. - Będziesz musiał coś z tym zrobić! - poprosiła męża. - Jeszcze to! - odpowiedział jej, z trudem opanowując niechęć. Powstrzymał się również od uwagi, że należało może bardziej uważać na Mukla, a nie pozwalać mu biegać samemu po ogrodzie. Spojrzał jednak ostro na psa. Ten jakby wiedział, o co chodzi, leżał teraz cicho na dywanie z wtuloną głową, obserwując spode łba swego pana. Wzrok miał w tym momencie błagalno-niewinny, jakby chciał się usprawiedliwić. Mężczyznie nie pozostało zatem nic innego, jak przeprosić sąsiada za to całe zajście, zapewniając go, że to się już nigdy nie powtórzy. Nie dał się on jednak przeprosić, tylko wrzasnął na [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|