,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kami oba, po czym spytała: - Czy ja twoim zdaniem jestem chciwa? - Nie wiem. To nie ma nic do rzeczy. Dla mnie ważne jest to, czy Talon jest na tyle chciwa, że byłaby w stanie handlo- wać kradzionymi obrazami. - Tony! - żachnęła się April. - Nie myślisz chyba...? - A czemu nie? Pawian mógł sprzedać jej Fogbottoma w akcie desperacji. - Nie, na pewno nie mógł. Wiem o tym, ponieważ... - Ponieważ? - Ponieważ - powtórzyła - miałby wówczas czym spłacić dług i te zbiry nie miałyby żadnego powodu, żeby nas wczo- raj ścigać. - Fakt - zgodził się Tony. - Wciąż jednak myślę... - Och, nie myśl tyle, Tony. Nie dzisiaj - przerwała mu i wtuliła się w jego bok. Zrobiła to, bo rzeczywiście miała na to ochotę, poza tym jednak zaczynała ją niepokoić zbytnia dociekliwość dete- ktywa Farentino. Przecież wcale nie pragnęła całkowitego rozwiązania kwestii, przed którą go postawiła. S R To prawda, chciała się dowiedzieć, gdzie przepadł Paul, chciała odzyskać swój cenny obraz. Ale na pewno nie było jej zamiarem, by z tego powodu jej najlepszy przyjaciel trafił za kratki. W takiej sytuacji najlepiej było odwrócić jego uwagę, a najbardziej do tego celu nadawało się rozrywkowe towa- rzystwo Figlarzy. I oto po chwili Tony był już w dokazują- cym gronie zblazowanych dowcipnisiów i żartowniś. Sistie, Gunther, Ju-Ju, Desmond, wszyscy o nazwiskach, by tak rzec, pachnących wręcz pieniędzmi, śmiali się, gadali, palili i pili, April zaś kręciła się wśród nich ochoczo, zaaferowana i zaróżowiona z podniecenia; według Tony'ego - zaaferować na w sposób nieco sztuczny i wysilony. On sam bez większe- go zainteresowania nasłuchiwał, jak planowano oblężenie klubu pod nazwą Monkeyshines" i tańce do rana. Jego też zresztą namawiano do pójścia. Nie namówiono. Nie imponowało mu bogactwo złotej młodzieży, mierziła go jej trywialność i infantylność. Wolał być z April sam na sam. Wolał, żeby nie musiała się do ni- czego zmuszać i mogła być naturalna i prawdziwa. Sam wo- lał być takim, jakim był naprawdę, i nie musieć niczego uda- wać. Szlachetne pragnienie, zważywszy, że udawał właśnie przed April prywatnego detektywa. Zaraz jej powiem prawdę, postanowił nagle i złapał April za łokieć, gdy przechodziła obok niego. - Odejdzmy na chwilę, April, muszę z tobą poważnie po- rozmawiać. - O czym? - Zatrzymała się. - O naszej sprawie? E, myślę, że już dość wysiłków jak na dzisiejszy wieczór. - Pociągnęła go figlarnie za klapy wypożyczonego smokinga. - Zabaw się teraz ze swoją klientką całkiem prywatnie. - April, kotku - wtrącił się nagle jakiś młodzieniec, piękny jak model z reklamy pasty do zębów. - Jest już północ S R więc czas na tango! - Uniósł ramiona i zakołysał biodrami w takt latynoskich rytmów. April zaśmiała się przyjaznie, jednak jednoznacznym ge- stem wtuliła się w Tony'ego. - Ten wieczór przetańczę z panem Farentiną! - Och, złamałaś mi życie. - Młodzian zwiesił teatralnie głowę. - Trudno. Ciao! - Powachlował jej rączką, po czym ruszył ku następnym podbojom. Czy jesteś pewna, że nie wolisz bawić się z nimi? - zapytał lojalnie Tony, wskazując głową Figlarzy. Pociągnęła go na stalowe schodki, wijące się ślimakiem na piętro, gdzie tłum był mniej gęsty. Odwróciła się do niego i uśmiechnęła zachęcająco. - Mam swoje powody, żeby być z tobą. Serce w Tonym urosło. A więc zależy jej na nim! Nie, nie, natychmiast zgasił w sobie nagłą nadzieję. Cho- dzi jej tylko o odnalezienie Dunkingtona. Cóż by ją, dziedzi- czkę olbrzymiej fortuny, mogło pociągać w nim, skromnym detektywie, który w istocie wcale nie był owym detektywem? Już raczej łączy ją coś z tym Pawianem, próżniakiem i play- boyem, podobnym do reszty Figlarzy. Jeśli to prawda, to wszystko stracone i nie warto się nawet wysilać. - A dokąd to, April? - usłyszał nagle wibrujący kobiecy głos, uniósł głowę i zaniemówił na widok stojącej obok nich kobiety, prawdziwej piękności w czarnych koronkach i z pla- tynowymi włosami do pasa. - Za chwilę ruszamy wszyscy do klubu. Nie zgub się gdzieś - dodała blondyna i rozkołysanym krokiem odeszła w dół po schodach. - Jedzcie beze mnie! - zawołała za nią April. - Może póz- niej wpadniemy do was z Tonym. - Nigdy w życiu... - zamruczał Farentino, gdy dotarli wreszcie na piętro. S R - Dlaczego? Sistie będzie rozczarowana - rzuciła lekko April. - Zrobiłeś na niej piorunujące wrażenie. Słyszałam, jak mówiła wcześniej: piękny jak grecki bóg". To chyba o tobie, prawda, moje Toniątko? - Doprawdy? A czy Sistie to ta sama osoba, która nosi rozpuszczone włosy do pasa i ubiera się w czarne koronki? - Takiś ciekawy? - Pogroziła mu zazdrośnie palcem. -Nic ci do tego! Na końcu korytarza znalezli jakieś pomieszczenie biuro- we, weszli do środka i zamknęli za sobą drzwi. April przy- siadła na rogu dużego biurka, skrzyżowała ramiona i zapytała z ledwo wyczuwalnym napięciem: - Co takiego chciałeś mi powiedzieć? Bywasz zaskakująco apodyktyczny, drogi Tony. Nie wiem, czy mi się to podoba. Tony nie wiedział, od czego zacząć. - Posłuchaj - zaczął i po tym jednym słowie zrobił długą przerwę. - Posłuchaj, April - powtórzył - myślę, że powinnaś wiedzieć, że... że nie jestem prywatnym detektywem. Jestem archeologiem. April otworzyła szeroko oczy w udawanym zdziwieniu. - Och, doprawdy? A ja jestem prawdziwym pawiem! - Chichocząc z własnego dowcipu, rozłożyła ręce jak ogon i nieostrożnie potrąciła stojący na biurku telefon. Schyliła się, by go podnieść, i wtedy zobaczyła, że na apa- racie mruga jakaś lampka. Wcisnęła ją machinalnie, jednak lampka nie zgasła. - Ależ to prawda - mówił tymczasem Tony i dla poparcia [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|