, MU008. Alexander Carrie Zwariowana dziedziczka 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kami oba, po czym spytała: - Czy ja twoim zdaniem jestem
chciwa?
- Nie wiem. To nie ma nic do rzeczy. Dla mnie ważne jest
to, czy Talon jest na tyle chciwa, że byłaby w stanie handlo-
wać kradzionymi obrazami.
- Tony! - żachnęła się April. - Nie myślisz chyba...?
- A czemu nie? Pawian mógł sprzedać jej Fogbottoma w
akcie desperacji.
- Nie, na pewno nie mógł. Wiem o tym, ponieważ...
- Ponieważ?
- Ponieważ - powtórzyła - miałby wówczas czym spłacić
dług i te zbiry nie miałyby żadnego powodu, żeby nas wczo-
raj ścigać.
- Fakt - zgodził się Tony. - Wciąż jednak myślę...
- Och, nie myśl tyle, Tony. Nie dzisiaj - przerwała mu i
wtuliła się w jego bok.
Zrobiła to, bo rzeczywiście miała na to ochotę, poza tym
jednak zaczynała ją niepokoić zbytnia dociekliwość dete-
ktywa Farentino. Przecież wcale nie pragnęła całkowitego
rozwiązania kwestii, przed którą go postawiła.
S
R
To prawda, chciała się dowiedzieć, gdzie przepadł Paul,
chciała odzyskać swój cenny obraz. Ale na pewno nie było
jej zamiarem, by z tego powodu jej najlepszy przyjaciel trafił
za kratki.
W takiej sytuacji najlepiej było odwrócić jego uwagę, a
najbardziej do tego celu nadawało się rozrywkowe towa-
rzystwo Figlarzy. I oto po chwili Tony był już w dokazują-
cym gronie zblazowanych dowcipnisiów i żartowniś. Sistie,
Gunther, Ju-Ju, Desmond, wszyscy o nazwiskach, by tak
rzec, pachnących wręcz pieniędzmi, śmiali się, gadali, palili i
pili, April zaś kręciła się wśród nich ochoczo, zaaferowana i
zaróżowiona z podniecenia; według Tony'ego - zaaferować
na w sposób nieco sztuczny i wysilony. On sam bez większe-
go zainteresowania nasłuchiwał, jak planowano oblężenie
klubu pod nazwą  Monkeyshines" i tańce do rana. Jego też
zresztą namawiano do pójścia.
Nie namówiono. Nie imponowało mu bogactwo złotej
młodzieży, mierziła go jej trywialność i infantylność. Wolał
być z April sam na sam. Wolał, żeby nie musiała się do ni-
czego zmuszać i mogła być naturalna i prawdziwa. Sam wo-
lał być takim, jakim był naprawdę, i nie musieć niczego uda-
wać. Szlachetne pragnienie, zważywszy, że udawał właśnie
przed April prywatnego detektywa.
Zaraz jej powiem prawdę, postanowił nagle i złapał April
za łokieć, gdy przechodziła obok niego.
- Odejdzmy na chwilę, April, muszę z tobą poważnie po-
rozmawiać.
- O czym? - Zatrzymała się. - O naszej sprawie? E, myślę,
że już dość wysiłków jak na dzisiejszy wieczór. - Pociągnęła
go figlarnie za klapy wypożyczonego smokinga. - Zabaw się
teraz ze swoją klientką całkiem prywatnie.
- April, kotku - wtrącił się nagle jakiś młodzieniec, piękny
jak model z reklamy pasty do zębów. - Jest już północ
S
R
więc czas na tango! - Uniósł ramiona i zakołysał biodrami w
takt latynoskich rytmów.
April zaśmiała się przyjaznie, jednak jednoznacznym ge-
stem wtuliła się w Tony'ego.
- Ten wieczór przetańczę z panem Farentiną!
- Och, złamałaś mi życie. - Młodzian zwiesił teatralnie
głowę. - Trudno. Ciao! - Powachlował jej rączką, po czym
ruszył ku następnym podbojom.
Czy jesteś pewna, że nie wolisz bawić się z nimi? - zapytał
lojalnie Tony, wskazując głową Figlarzy.
Pociągnęła go na stalowe schodki, wijące się ślimakiem na
piętro, gdzie tłum był mniej gęsty. Odwróciła się do niego i
uśmiechnęła zachęcająco.
- Mam swoje powody, żeby być z tobą.
Serce w Tonym urosło. A więc zależy jej na nim!
Nie, nie, natychmiast zgasił w sobie nagłą nadzieję. Cho-
dzi jej tylko o odnalezienie Dunkingtona. Cóż by ją, dziedzi-
czkę olbrzymiej fortuny, mogło pociągać w nim, skromnym
detektywie, który w istocie wcale nie był owym detektywem?
Już raczej łączy ją coś z tym Pawianem, próżniakiem i play-
boyem, podobnym do reszty Figlarzy. Jeśli to prawda, to
wszystko stracone i nie warto się nawet wysilać.
- A dokąd to, April? - usłyszał nagle wibrujący kobiecy
głos, uniósł głowę i zaniemówił na widok stojącej obok nich
kobiety, prawdziwej piękności w czarnych koronkach i z pla-
tynowymi włosami do pasa. - Za chwilę ruszamy wszyscy do
klubu. Nie zgub się gdzieś - dodała blondyna i rozkołysanym
krokiem odeszła w dół po schodach.
- Jedzcie beze mnie! - zawołała za nią April. - Może póz-
niej wpadniemy do was z Tonym.
- Nigdy w życiu... - zamruczał Farentino, gdy dotarli
wreszcie na piętro.
S
R
- Dlaczego? Sistie będzie rozczarowana - rzuciła lekko
April. - Zrobiłeś na niej piorunujące wrażenie. Słyszałam, jak
mówiła wcześniej:  piękny jak grecki bóg". To chyba o tobie,
prawda, moje Toniątko?
- Doprawdy? A czy Sistie to ta sama osoba, która nosi
rozpuszczone włosy do pasa i ubiera się w czarne koronki?
- Takiś ciekawy? - Pogroziła mu zazdrośnie palcem. -Nic
ci do tego!
Na końcu korytarza znalezli jakieś pomieszczenie biuro-
we, weszli do środka i zamknęli za sobą drzwi. April przy-
siadła na rogu dużego biurka, skrzyżowała ramiona i zapytała
z ledwo wyczuwalnym napięciem:
- Co takiego chciałeś mi powiedzieć? Bywasz zaskakująco
apodyktyczny, drogi Tony. Nie wiem, czy mi się to podoba.
Tony nie wiedział, od czego zacząć.
- Posłuchaj - zaczął i po tym jednym słowie zrobił długą
przerwę. - Posłuchaj, April - powtórzył - myślę, że powinnaś
wiedzieć, że... że nie jestem prywatnym detektywem.
Jestem archeologiem.
April otworzyła szeroko oczy w udawanym zdziwieniu.
- Och, doprawdy? A ja jestem prawdziwym pawiem! -
Chichocząc z własnego dowcipu, rozłożyła ręce jak ogon
i nieostrożnie potrąciła stojący na biurku telefon.
Schyliła się, by go podnieść, i wtedy zobaczyła, że na apa-
racie mruga jakaś lampka. Wcisnęła ją machinalnie, jednak
lampka nie zgasła.
- Ależ to prawda - mówił tymczasem Tony i dla poparcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl