,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Prawdziwej duchowej siły I serc czystości! A Bóg nam stanąć pozwoli, I z naszej skromnej mogiły Dzieci się będą uczyły, Jak żyć w przyszłości. W olbrzymim pokoleń trudzie Bądzmy ogniwem łańcucha, Co się poświęca, Nie marzmy o łatwym cudzie! Najwyższy heroizm ducha Jest walką, co nie wybucha, Pracą bez wieńca. Uderzmy w kielichy z winem I bratnie podajmy dłonie, Wszakże już czas! Choć różni twarzą lub czynem, Niech nas duch jeden owionie, Niech zadrży miłością w łonie I złączy nas! Bo miłość ta, która płynie Z poznania ziemskiego mętu, Jest światłem dusz! Choć Bogu wznosi świątynie, Potrafi zstąpić bez wstrętu I wyrwać słabych z odmętu W pośrodku burz. Niech żyją pierwsi w narodzie, Jeżeli zawsze są pierwsi I w poświęceniu! Gdy z czasu potrzebą w zgodzie, W szlachetnym czynie najszczersi, Swą dumę umieszczą w piersi, A nie w imieniu! I ci, co żadnej spuścizny Na grobie matki nie wzięli Prócz łez - niech żyją! Jeżeli miłość ojczyzny Jako synowie pojęli I na wyłomie stanęli, Gdzie gromy biją. Spełnijmy puchary do dna I życzmy sobie nawzajem Szczęśliwych lat! Niech myśl powstanie swobodna I światło błyśnie nad krajem! Bogu w opiekę oddajem Przyszłości kwiat. Tych naszych braci, co cierpią, Miłością naszą podnieśmy Męczeński ród. Niech od nas pociechę czerpią, Nadzieję w ich sercach wskrześmy, Wołając: jeszcze jesteśmy - Niech żyje lud! 6 styczeń 1868 Pamięci Józefa P... Byłeś jednym z tych ludzi nielicznego koła, Co wierni ideałom, pod nogą nie czują Ziemskiego błota - dotknięciem się trują. Ludzi palącej myśli i bladego czoła, Co rażeni w kolebce spojrzeniem anioła, Jak błędne cienie po ziemi się snują. A wyzwolenia z męki czekając serdecznej, Jak stracone pikiety wielkiej armii ludów Idą - niepostrzeżeni dokazują cudów, Ginąc bez echa w niepamięci wiecznej. Przebiegłeś swoje metę jak rycerz bez trwogi, Bez skargi, bez pociechy; ani twemu oku Odsłoniła się przyszłość w ognistym obłoku, Jak ostatni sakrament do ostatniej drogi. Do twojego grobowca nie zstąpi cień sławy, Co po podziemiach zbiera swoje ulubieńce, A próchniejące kości strojąc w lauru wieńce, Na zasiew światu rzuca ich proch krwawy. Zpij cicho, fala życia leniwo się toczy Dla tych, co sztandar walki chcą zatknąć przy zgonie, I nieśmiertelność, którą czują w łonie, Przekazać pokutnicy, co w popiołach kroczy, A którą oglądali w tęsknocie proroczej Królową ludów - zwycięską w Syjonie. [Neapol, pazdziernik 1864] Prośba O mój Aniele, ty rękę Daj! Przez łzy i mękę, Przez ciemny kraj, Do jasnych zródeł ty mnie doprowadz; Racz się zlitować! Serce me zwiędło jak marny Liść; Wśród nocy czarnej Nie wiem, gdzie iść, I po przepaściach muszę nocować, Więc ty mnie prowadz. To, com ukochał, com tyle Czcił, Zdeptane w pyle Padło bez sił; Rozpacz i hańbę widząc po drodze, Stanąłem w trwodze. Widziałem zbrodni zwycięski Szał, Widziałem klęski Duchów i ciał; Więc obłąkany boleścią, chodzę We łzach i trwodze. I nie wiem teraz, w co wierzyć Mam, Jak dzień mój przeżyć W ciemności, sam; Nie wiem, czy zdołam wytrwać niezłomnie, Więc ty zstąp do mnie! Lękam się zstąpić z wątpieniem W grób I z utęsknieniem Do twoich stóp Chylę się z prośbą i nieprzytomnie Wołam: zstąp do mnie. Pokaż mi tryumf w przyszłości Dniach, Tryumf miłości Kupiony w łzach, I ludu mego zwycięstwo jasne Pokaż, nim zasnę! Pokaż mi ciszę wschodzących Zórz, Zmartwychwstających Królestwo dusz, A dbać nie będę o szczęście własne, Spokojny zasnę. 27 kwiecień 1869 Toast w Poznaniu Chwilę tylko w braterskim złączeni uścisku, Spoczęliśmy na sercach wielkopolskiej braci; Ale dosyć nam było przelotnego błysku, By ten węzeł jedności, co nigdy nie traci Swojej mocy pomimo nieszczęść i rozdziałów, Wzmocnić teraz uczczeniem wspólnych ideałów. Dosyć było nieznanej dotychczas rodzinie Połączyć swoje dłonie i z oczu wyczytać Tajemnicę braterstwa, co z serc w serca płynie, By się o nic nie troszczyć i o nic nie pytać, Ale wszystko odgadnąć z pierwszego wejrzenia I łzami wypowiedzieć dzieje pokolenia. Zdawało się na chwilę, że to cud prawdziwy! %7łe jasna przeszłość z grobu wiekowego wstała I przyszła błogosławić naród wiecznie żywy W garstce, co się nad Warty brzegami spotkała, I że królewskie cienie śpiących tutaj Piastów Słuchały rozjaśnione wzniesionych toastów! I chociaż to sen tylko, żeśmy połączeni, Choć ta mara całości wraz z rozstaniem pryska, Jednak dla ducha nie ma granic i przestrzeni I miłość do jednego skupi nas ogniska, Gdzie przechowując skrzętnie cnót ojczystych zaród Nie zapomnim: że jeden stanowimy naród. Połączyła nas dziwna braterstwa potęga, Której z naszego łona przemoc nie wydarła! Dziś widzim, jak daleko poza grób swój sięga - Więc choć nam powiadają: "Ta ziemia umarła", To my, czując, jak polska wydziera się dusza - Wołamy jednomyślnie: "Jednak się porusza". Ta myśl, którą wynosi m z naszego spotkania, Ta wiara w polskie serca, której nic nie zmieni, Niechaj będzie zarazem słowem pożegnania Od tych, co Was kochają jak bracia rodzeni - I w ostatnim uścisku, w cichej łez wymowie, Wznoszą po raz ostatni: Wielkopolski zdrowie! 8 lipiec 1868 Piosnka pijaka Na trzezwo nie mogę żyć! Więc się upijam od rana I zawsze z pełnego dzbana Do nocy wciąż muszę pić; Za każdym kielichem wina Piękniejszym staje się świat, I urok młodzieńczych lat Wstępować w serce zaczyna. Zaledwie wypróżnię dzban, Piosenkę znajduję na dnie, A ona dzwięczy tak ładnie Wśród moich samotnych ścian! Rozjaśnia duszę pogodą I z serca zdejmuje pleśń, Wesoła, swobodna pieśń Fantazję wskrzesza mi młodą; I słyszę kochanki głos, Pierwsze miłosne zaklęcia, I chwytam dzban mój w objęcia, Padając na flaszek stos - Zdjętemu błogim marzeniem Zda się, że wracam znów Do jasnych młodości snów Ponad srebrzystym strumieniem! Po kwiatach sączy się zdrój, A wietrzyk roznosi wonie, Pierś ogniem szlachetnym płonie, Chcę wznowić rycerski bój, W dobranym braci orszaku - Ochoczo biegnę na szturm I słyszę w odgłosie surm: "Zwycięstwo przy białym ptaku!" Pośpieszam, co zdąży koń, I u nóg kochanki klęczę, Ona z obłoków rwie tęczę I moję ozdabia skroń; W rodzinne przychodzę strony I witam rzucony dom, I matki radosnym łzom Powierzam zdobyte plony... W pośrodku ojczystych pól... Lecz tu się sen mój ucina; Fantazji gdy braknie wina, Powraca zgłuszony ból - Każda odnawia się rana - Na trzezwo nie mogę żyć... A więc pozwólcie mi pić Z mojego pełnego dzbana. 27 grudzień 1868 Sonet Odkąd znów padło w proch twe czoło dumne, Na synów twoich dziwna zeszła trwoga, Ich wzrok bezmyślny widzi tylko trumnę, Na której wsparła się zwycięzcy noga. Oni nie wiedzą, że ty prochom dziatek Dziś posłuchanie dajesz tam u Boga, I śmią narzekać, o najlepsza z matek, %7łeś porzuciła ich na pastwę wroga! Lecz ty wymową cichą, apostolską, Ucz ludy zginać przed tobą kolana I bądz w błękitach tą harfą eolską, Po której wichry głoszą imię Pana. Jasnym sztandarem duchów bądz, o Polsko, Póki nie wstaniesz z prochu nieskalana. 16 luty 1869 Sonet [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|