, 48. Conan nieokiełznany (Conan the Savage) 1992 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dzikich mieszkańców puszcz cechowało więcej przesądów, tabu i zakazów niż stygijskich
kapłanów. Barbarzyńcy nie mieli zielonego pojęcia, jak się bawić w cywilizowanym
towarzystwie. Mimo swego prymitywizmu i nieokrzesania nosili się jednak jak rodowa
szlachta. Trzeba było uważać, by nie urazić ich naiwnej godności, jeśli nie chciało się skończyć
z rozwaloną czaszką. Regnard dobrze posiadł tę umiejętność. Ocenił, że na razie niezle radził
sobie z nowym towarzyszem, skoro nie wylądował pod stołem z przetrąconym karkiem.
Nie minęło wiele czasu, a nieokrzesany osiłek sprawił swoimi warknięciami i pomrukami,
że kąt oberży, w którym siedział, obchodzono szerokim łukiem, jak gdyby celowo tworzono
dla niego bezpieczną enklawę. Regnard zostawił go, siedzącego w ciemnym rogu z posępną
miną nad piwem, i ruszył z niedzwiedzią skórą, by przehandlować ją u miejscowego futrzarza.
Wrócił, a u jego boku pobrzękiwał solidnie napełniony trzos. Oświadczył bez wdawania
się w zbędne szczegóły, że zyskali dosyć pieniędzy na podróż. Stwierdził, że musi spędzić
popołudnie na zgromadzeniu zapasów, jeżeli mieli wyruszyć następnego ranka. Drogę w głąb
Brytunii odbyli w środku jesieni. W kraju znać było dostatek. Wojna domowa zakończyła się
dość szybko, nie spowodowała dalszych pustoszeń ani nie utrudniła siewu ozimin. Zwycięstwo
nowej królowej było dość świeże, by lud miał zwątpić w jej mądrość i łaskę nowej bogini.
Spichlerze i piwnice pękały w szwach. Po polach niósł się brunatny, słodkawy dym
wypalanych ściernisk. W płytkich kadziach bosonogie dziewczęta udeptywały winogrona.
Okap każdej chaty obwieszony był dyniami, kolbami kukurydzy, grubymi sznurami czosnku i
cebuli oraz tłustymi kiełbasami. W zajazdach i wiejskich obejściach wędrowców częstowano
wystawnymi posiłkami; Nawet w rzadko zaludnionych okolicach, gdzie trudno było o jadło i
miejsce do spania, z reguły Regnard zdołał kupić lub wyprosić, a Conan ukraść lub upolować
zapasy na dalszą drogę.
Wędrowcy zatrzymywali się zwykle w chatach, stawianych po wsiach na noclegi dla
cesarskich heroldów. Regnard dostawał najczęściej ławę koło pieca w izbie paradnej, Conana
zaś ze względu na pospolity wygląd i strój lokowano na strychu z sianem lub w kącie stajni.
Zależnie od oberżystów, pożywiali się przy gościnnym stole lub na kuchennych schodach.
Trafiały się im i lepsze rozrywki: pijatyki i całonocne zabawy z gośćmi i dziewkami
służebnymi. Tymi ostatnimi zajmował się wyłącznie Regnard. Conan przez całą drogę narzucił
sobie posępną samotność.
Na szczęście barbarzyński łowca był krzepki i nawykły do ciężkiej pracy. Nie narzekał, że
przypadło mu w udziale dzwigać większość zapasów żywności i dobytku. Zdarzały się nawet
dni, gdy musiał dzwigać Regnarda na własnych barkach lub bronić go przed rozwścieczonymi
oberżystami i partnerami od gry. Umiejętności barbarzyńcy w walce przechodziły dostatecznie
ciężkie próby, gdy w głębi lasu lub nocą natrafiali na zasadzki rozbójników. Aotrowie nic na
tym nie zyskiwali, a nawet tracili - odrąbane kończyny lub zabitych kamratów. Wszelako
ogólnie biorąc, podróż przebiegła pomyślnie. Aaskawa pora roku i powszechne dobre
samopoczucie ludności po zwycięstwie buntowników - wszystko to sprawiło, że Regnarda i
jego nieokrzesanego towarzysza przyjmowano przyjaznie. Gundarczyk bez skrupułów
wykorzystywał ufność, którą go obdarzano, znajdując drogę do serc i sakiewek napotykanych
prostaczków. Conan jednakże pozostał do końca ponury i zacięty, przy każdej okazji
pogrążając się w samotnych rozmyślaniach o jemu tylko znanych smutkach.
XIV
Maleńka uzurpatorka
Zdążający na poranne posłuchanie u królowej książę Clewyn mozolnie przemierzał
pałacowe przedpokoje. Szedł powoli, wcale nie ze względu na swój podeszły wiek - co chwila
przystawał, by wymienić komplementy i ploteczki z mnóstwem dworskich urzędników.
Wiedział z doświadczenia, że tego rodzaju kontakty mogą być przydatne w życiu, chociaż teraz
opózniały spotkanie z władczynią. Traktował drobne uprzejmości jako smar wspomagający
harmonijny ruch trybików pałacowej machinerii.
Niepewny status Clewyna na dworze - jako przeżytku z czasów poprzedniego władcy,
mimo że popadł w niełaskę i został wypędzony za granicę - sprawiał, że książę nie unikał
kontaktów z pośledniejszymi rangą. Wręcz przeciwnie, gdy awansował do pozycji aktualnego
faworyta królowej, każdy niemal starał się zaskarbić jego przychylność. Dlatego też po drodze
ze swojej sypialni do alkierza władczyni książę Clewyn wdawał się w pogawędki z
dworzanami najróżniejszego pokroju: radcami, eunuchami, kurtyzanami, oficerami,
kapłanami, posłami, emisariuszami, nawet wyższej rangi służącymi i niewolnikami. Dbał, by
wszystkie spotkania kończyły się w kordialnej atmosferze, starając się o zachowanie własnej
pozycji w nieokreślonej, mętnej sytuacji politycznej, w której jedno wypowiedziane nie w porę
słowo mogło oznaczać banicję lub śmierć.
Książę lubował się zresztą w intrygach. Torował sobie drogę w niejasnych politycznych
układach równie zręcznie jak pstrąg w młyńskim strumieniu. Powtórnie zdołał dotrzeć w
pobliże centrum władzy. Po wielu latach spędzonych na praktykowaniu dyplomacji, czuł siew
swoim żywiole. %7łył pełnią życia w rodzinnym mieście Sargossie, starając się, by jego głos
ważył na losach olbrzymiego imperium.
Gdy dotarł wreszcie do wielkiego przedsionka, trybun wskazał mu fotel i polecił czekać.
Odziany w regulaminowy strój sługa zniknął za pozłacanymi drzwiami buduaru królowej,
wrócił po paru chwilach i skinieniem głowy dał znak księciu, że może wejść. Twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl