, Carpenter L. Conan Wyrzutek 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

by ją wyprostować. Doszło przy tym do tragicznego wypadku: obrót trzonu szufli sprawił, i\ nie wypuszczający
z rąk zaklinowanego narzędzia Hyrkańczyk został uniesiony nad przepaść i runął w pełną roztopionego
metalu rynnę. Zginął na oczach pozostałych niewolników; zrazu w powietrze buchnął kłąb pary, lecz po chwili
jedynie drobne pęcherze pokrywały miejsce, w którym zniknął pod powierzchnią gorejącej zielenią surówki.
Mimo tej tragedii  a być mo\e właśnie za sprawą szlachetnej ofiary Hyrkańczyka  wytop zakończył się
pomyślnie. Jeden z uczniów Khumanosa zapytał arcykapłana, czy nie nale\ałoby odprawić jakiegoś
specjalnego \ałobnego rytuału. Wychudły Sarkanin odwrócił się od stygnącego w formie świetlistego odlewu i
odparł tajemniczo:
 To nieistotne. Zmierć ciała, marnej doczesnej powłoki nie jest wielką stratą. Nie to boli najbardziej.
7.
PUSTYNNE FURIE
 Do pułapki, by nie unosiła się nad dno, trzeba wło\yć płaski kamień. Pózniej przywiązuje się parę witek,
o tak&  Siedzący w kucki Conan z Cymmerii zawiązał ostatnie supły i zaprezentował sidła na ryby
przyglądającym się dzieciom.  Skończone.
Prostą pułapkę tworzyły dwa trzcinowe kosze o luznych oczkach. Jeden z nich był jajowaty, drugi,
umieszczony wewnątrz pierwszego, miał kształt otwartego sto\ka. Mimo prostoty sideł, Ezrel, Jabed,
Felidamon i mały Inos przyglądali się im, jak gdyby wykonano je z najdelikatniejszego jedwabiu i złotego
drutu.
 Tak właśnie łowi się ryby w Piktlandii, w strumieniach, zasilających Czarną Rzekę. Na noc zarzucimy
sidła do tej sadzawki; zobaczymy, co się nam uda złapać.
 Złapiemy więcej sumów?  zapytał z \ywym zaciekawieniem Jabed.  Smakują mi najbardziej ze
wszystkich ryb.
 Zobaczymy  odparł Conan, zawiązując linkę na brzegu kosza.
 Sumy są pyszne  poparła Jabeda Felidamon.  Węgorze równie\. Chciałam nauczyć matkę, jak je
przyrządzać, ale powiedziała, \e to nieczyste stworzenia.
 Pewnie w wypadku głodu mieszkańcy Qjary uznaliby, \e nadają się do jedzenia  mruknął Conan. 
Mo\e doszłoby do tego podczas suszy, gdy rzeka zamieniłaby się w wąski strumyczek. Niech cieszą się
obfitością, póki mogą.  Skończył przywiązywać drugi koniec linki do głazu o nieregularnym kształcie.
 Ktoś idzie  włączył się do rozmowy spoglądający w górę rzeki Inos.
Pozostali, obróciwszy się, ujrzeli wysuwającą się w ich stronę spomiędzy zarośli długą, zakrzywioną tyczkę.
Strona 25
Carpenter L. - Conan Wyrzutek
Szmer potoku zagłuszał odgłosy zbli\ającego się przybysza.
 Kto tam?!  wykrzyknął Conan.
Zza krzaków wyłonił się pustynny koczownik o ogorzałej od słońca, gładko ogolonej twarzy i krótko
przyciętych, kręconych czarnych włosach. U pasa zakurzonego burnusa mę\czyzny zwisała wypolerowana
szabla, kaptur jego szaty odrzucony był na muskularny kark. Niósł przed sobą ciemną włócznię, dwukrotnie
dłu\szą ni\ wzrost dorosłego człowieka, zakończoną grotem w kształcie zakrzywionego haka. Zaskoczony
koczownik zatrzymał się przed Cymmerianinem i wyszczerzył w uśmiechu silne, po\ółkłe zęby.
 Witaj, nieznajomy!  zawołał serdecznie Conan w dialekcie nomadów z pustyni na południu.  Chodz,
skorzystaj z naszego jedzenia&  sięgnął po wbity w piasek ilbarsyjski nó\ i jednym ruchem cisnął go w
intruza  & i gościnności!
Ostrze no\a utkwiło w piersi mę\czyzny tu\ nad mostkiem. Koczownik usiłował wyciągnąć szablę, lecz jego
ruch zamienił się w nieopanowane, chaotyczne drgawki. Osunął się na kolana i przewrócił na plecy. Z jego
ust buchnęła struga ciemnej krwi. Niesiona przez niego włócznia upadła na popioły wygasłego ogniska.
 Dlaczego& dlaczego go zabiłeś?  zapytał cienkim, dr\ącym głosem Inos.  Chciał ukraść nasze
ryby?
 Wstawajcie, dzieci!  rozkazał Conan, sięgając po długie drzewce.  Na wszystkich bogów i boginie, to
nie rybacka włócznia, ale bosak do strącania z murów miejskich stra\ników! śywo, za mną! Pamiętajcie, nie
zostawajcie z tyłu!
Conan przystanął na chwilę, by wyciągnąć nó\ z piersi trupa, chwycił Inosa pod ramię i ruszył raznym
biegiem. W drugiej ręce dzier\ył wystawioną przed siebie włócznię intruza. Zakładał, \e dzieci pobiegną jego
śladem. Nie mylił się, po chwili bowiem zza pleców dosłyszał płaczliwy głos Ezrela.
 Conanie, tędy nie dotrzesz do bramy miejskiej!
 Nie mam czasu, by dostać się do Bramy Celniczej!  odkrzyknął.  Koczownicy na pewno szykują się
do ataku!
 Ale północna furtka&
 Jest za daleko!  warknął Cymmerianin.  Biegnijcie za mną! Niepotrzebna nam brama!
Ezrel rzucił się do biegu za barbarzyńcą. Felidamon i Jabed pognali za nimi, trzymając się za ręce. Przed
nimi zza zarośli wyłoniły się wysokie, gładkie mury Qjary. Na ich szczycie nie działo się nic nadzwyczajnego;
pojedynczy stra\nik w hełmie z zaciekawieniem przyglądał się nadbiegającej grupce.
 Wzywaj odwody, ośle!  wrzasnął Conan, widząc jego podejrzliwe spojrzenie.  Szykuje się atak na
miasto!  Dobiegając do muru, uniósł bosak w górę. Okazał się wystarczająco wysoki, by sięgnąć nim do
szczytu szańca. Cymmerianin chwycił Inosa za porcięta i podrzucił go jak najwy\ej wzdłu\ drzewca. Mały
obdartus zacisnął na nim dłonie i obejrzał się w dół. Po chwili Cymmerianin uczynił to samo z Jabedem,
ponaglając młodsze dzieci:  Włazcie na bosak! Wiem, \e dacie sobie radę, widziałem, jak wdrapywaliście
się na palmy!
Podtrzymując oburącz drzewce, obserwował, jak stra\nicy na szczycie muru pomagają pokonać dzieciom
jego krawędz. W chwilę pózniej podniósł Felidamon. Chocia\ była dziewczynką, wspinała się równie zręcznie
jak chłopcy. W końcu przywołał Ezrela. Najstarszy chłopiec zawahał się, postawiwszy stopę na ugiętym
kolanie Conana.
 Wchodz pierwszy!  zawołał.  Będzie ci łatwiej przytrzymać bosak ze szczytu muru i wciągnąć mnie
na górę!
 Nie, chłopcze  Cymmerianin niecierpliwie potrząsnął głową.  Hak nie utrzyma mojego cię\aru.
Pewnie nie utrzymałby i twojego, gdybym go nie podtrzymał. Właz natychmiast!  Gwałtownie odwrócił
głowę w stronę zasłaniających brzeg rzeki zarośli, zza których poczęli wysypywać się uzbrojeni koczownicy.
 Dogonią nas, jeśli będziesz się tak grzebał!
Ezrel w jednej chwili wspiął się po drzewcu na szczyt muru.
 Wytrzymaj, Conanie!  zawołał do przyjaciela.  Poszukam liny!
Conan nie zamierzał czekać; nie sądził poza tym, by chłopiec zdą\ył znalezć sznur. Uwiesiwszy się na
bosaku, barbarzyńca poczuł, jak brązowy hak wygina się i łamie, zgodnie z jego oczekiwaniami. Nie marnując
tchu na przekleństwa, Cymmerianin odbiegł z drzewcem od muru  wprost ku rzadkiej linii nacierających
koczowników.
Napastnik naprzeciw Conana z zaskoczenia opuścił długą pikę. Był to \ylasty, młody Szemita w
rozchełstanej koczowniczej d\elabie, spod której widać było nagą pierś. Wystawił przed siebie włócznię, by
odtrącić broń Conana, lecz ku jego zaskoczeniu Cymmerianin nie próbował przebić go ułamanym grotem.
Cymmerianin rąbnął przeciwnika tylcem bosaka w szczękę i nie czekając, a\ Szemita zwali się na piach,
zawrócił w stronę miejskiego muru.
Zamiast zwolnić przed górującą nad nim ceglaną ścianą, barbarzyńca pędził coraz szybciej. Wystawił przed [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl