, Amoruso Elisa Dzien dobry, kochanie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Po zwo lisz mi wejść, praw da?
Agne se nic nie od po wie działa, a on położył rękęna klam ce.
Odgłos za my kających się za nimi drzwi był po twier dze niem, że już nie było żad ne go od wro tu.
Nie przestając się całować, położyli się na łóżkui oboje mieli wrażenie, że nie było na świecie nic bardziej
na tu ralne go.
Lorenzo powoli zdjął z niej ubranie, delikatnie, a ona drżała z zimna i z pożądania. Kiedy on też został bez ubrania,
Agnese mogła raz jeszcze podziwiać piękno jegociała w całej okazałości: gładki, wyrzezbiony tors, poważne,
prze szy wające spojrze nie i te dłonie, które za wszeją ochra niały.
Kiedy położył się na niej, Agnese zacisnęła dłoniena jego plecach, i pokonując początkowe oszołomienie, powoli
po zwo liła, by jej ciało po ru szało się w zgod nym ryt mie ra zem z jego ciałem.
Więc tym było kochanie się. Symbiozą z drugą osobą. Obraz stada jaskółek pojawił się w jej głowie; wydawało jej
się, że widzi je przed ocza mi  wyrazne i piękne.
Po ru sza li się, mówili, drżeli tak, jak by byli jed nością.
Potem śnieg na zewnątrz prawie ustał, płatki za oknem spadały coraz bardziej przerzedzone i noc zostawiła ich
sa mych. Ich od de chy uspo koiły się, na gle, jed no cześnie.
" " "
Następne go ran ka Agne se otwo rzyła oczy jesz cze przed po ja wie niem się pierw szych pro mie ni słońca.
Lo ren zo jesz cze spał. Przełknęła ślinę i przez chwilę miała wrażenie, że w gar dle uwięzło jej coś, co ją dusi.
Po wo li pod niosła się na łóżku, wciąż jesz cze oszołomio na, ze sma kiem wódki z po przed nie go dnia w ustach.
Nie mogła uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. A jednak jej ubrania leżały porozrzucane na podłodze, jej
bielizna wisiała zaczepiona o kant łóżka,a on również był całkowicie, zawstydzająco nagi. Aatwo było wyciągnąć z tego
wnioski. Pierwszą myślą, jaka przyszła jej do głowy, była ucieczka, ale nie mogła tego zrobić, bo to był jej pokój.
Spojrzała na ze ga rek: była dokład nie szósta trzy dzieści.
O siódmej otwie ra li ho te lową re stau rację  mogła pójść tam i po cze kać, aż roz pocz nie się nowy dzień.
Po ru szała się w zwolnio nym tem pie, uważając na każdy wy ko ny wa ny gest, żeby tylko za cho wać ide alną ciszę.
Prze rażała ją myśl o tym, co by się stało, gdy by się obu dził.
Nie pamiętała wiele z minionej nocy. Wszystko wydawało jej się rozmyte, on coś jej powiedział, potem weszlina
górę do jej po ko ju, a po tem&
Agne se spojrzała za okno i zo ba czyła, że mia sto było po kry te białym pu chem.
Znieg. Oto, co się wy da rzyło.
Tej nocy nie spo dzie wa nie spadł śnieg: był 15 kwiet nia.
Położyła stopy na wykładzinie i pobiegła do łazienki, zamknęła się na klucz i zniknęła pod gorącym strumieniem
wody z prysz nica, mając na dzieję, że on nic nie usłyszy.
Pamiętała, że Lorenzo nie miał lekkiego snu. Mógłspać godzinami, nie zważając na zgiełk i w ogóle się nie
po ru szyć.
Ubrała się w łazience w najgrubsze rzeczy, jakie ze sobą zabrała: ciepłe getry i długi sweter sięgający jej prawiedo
ko lan. Po tem otwo rzyła drzwi, uważając, żeby nie na ro bić hałasu.
Lorenzo spał jak aniołek. Jego jedno ramię opierało się delikatnie na poduszce, na której jeszcze kilka minut
wcześniej spała spo kojnie ona.
Przez chwilę stała tak, przyglądając mu się: pogodna, zadbana twarz i pełne, czerwone wargi. Miał naprawdę piękne
usta.
De likat ny ruch Lo ren za gwałtow nie wy rwał ją z błogie go zamyśle nia.
Agnese wyszła pospiesznie i zamknęła za sobą drzwi, wstrzymując oddech, aż do czasu, gdy znalazła się na końcu
ko ry ta rza, gdzie ude rzył ją mdlący za pach ja jek i smażone go bocz ku.
Sta no wiło dla niej praw dziwą za gadkę, jak można było jeść coś ta kie go o siódmej rano.
Pomieszczenie było puste, nie licząc nauczycielki literatury oraz pary Niemców po pięćdziesiątce, którzy wgryzali się
radośnie w kiełbasę, po pijając roz wod nioną kawę.
Wlepiając wzrok w podłogę, aby uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z nauczycielką, podeszła do bufetu i wzięła
wszystkiego po trochu: jogurtu, płatków śniadaniowych, owoców, i wszystkiego innego, co nie wydawało się smażone
ani na dzia ne ce bulą. Napełniła gigan tyczną filiżankę roz wod nioną kawą i usiadła przy sto liku w po bliżu okna.
Je dyną za letą tego miejsca było ogrom ne okno, które wy cho dziło dokład nie na Plac Kon sty tu cji. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl