,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podejrzenie. Wolał się nawet nie zastanawiać nad tak koszmarną ewentualnością. Ojciec ujął ją za ręce i odpowiedział serdecznym całusem. - Cieszę się, że cię tu zastałem. Ciebie też zainteresuje to, co mam do powie- dzenia. O Boże! Nate spiął się cały i objął Allie ramieniem. O co mogło chodzić sta- remu? Ostatnio niczego tu nie naprawiał, ani u niego, ani u niej. Nie, niczego nie mógł zbroić. A zatem? Coś mu się stało? Przyjechał tak nagle, nie zapowiadając się, żeby mu powiedzieć, że ma raka? Guza mózgu? Białaczkę? Jakąś straszną cho- robę? Co tu robić? - Tato?! Co jest?! Mów. Ted przestąpił z nogi na nogę. Był wyraznie zakłopotany. Patrzył na Allie. - Twoja pani Johnson... - Monica? Co z nią? - Allie też wyglądała na wystraszoną. - Jak wam to powiedzieć? No... To kobieta w każdym calu. Nie uważasz? - Jak najbardziej. - Allie kiwnęła głową. - Przeurocza. Ojciec miął w palcach nogawkę spodni. Nate zaniepokoił się na dobre. Czy... czy dyrektorka Allie zachorowała? Miała raka? - Poprosiłem ją o rękę - wyznał prędko pan Parker. - Bierzemy ślub. - Co? Co takiego? - Allie rzuciła mu się na szyję. - To fantastyczna wiado- S R mość. Moje gratulacje. Nate, czy to nie wspaniale? Nate jednak daleki był od entuzjazmu. Czuł się potwornie, wykiwany, wyko- rzystany, winny. Owszem, pragnął ożenić ojca, ale teraz, gdy miał wrażenie, że we- pchnął go w to małżeństwo, nie wiedział, co myśleć i robić. - Tato.... - odezwał się cicho - czy ty naprawdę masz pewność, że chcesz oże- nić się z tą... z tą panią? - Tak. Kochałem twoją matkę, przeżyłem z nią trzydzieści lat, ale teraz jestem sam jak pies, a Monica to wspaniała kobieta. Zupełnie inna niż twoja mama, ale... zauroczyła mnie. - Wzruszył ramionami. - Bądzmy szczerzy, synu. Nie chciałbyś na pewno, żeby twój stary wieszał się przez cały czas na tobie. Masz swoje życie. I ja to rozumiem. Nate opuścił ramiona. Wspaniale! Dosłownie wbiło go w ziemię. - Myślę też, że potrafię dać kobiecie szczęście. - Ojciec wyprostował się. - Będę się starał. - Rozumiem, ale... Znacie się od niedawna. Tato! - Nate spojrzał na ojca z rozpaczą. - Ty ją kochasz? - Wiesz, synu... Naprawdę myślę, że tak. Może to głupie, ale czuję się znów jak młody byczek. O ludzie! Boże! Nate przeciągnął ręką po twarzy. - Tato, usiądz na chwilę. Muszę ci coś powiedzieć. - Nie zachowuj się, jakby ci umarł ktoś z rodziny - syknęła Allie, dając Nate'owi sójkę w bok. - Ciesz się, a jak nie możesz, to przynajmniej udawaj. Miał się cieszyć? OK, niech będzie. Odetchnął głęboko. - No więc, tato, jest pewna sprawa. Wiesz, jak było po śmierci mamy. Prze- szedłeś na emeryturę i kompletnie się pogubiłeś. Nie wiedziałeś, co zrobić z cza- sem, czym go sobie wypełnić. Szczerze mówiąc, doprowadzałeś mnie do szału swoją nadopiekuńczością, i w ogóle... S R Ojciec kiwnął głową. - Wiem. Trochę to trwało, ale się w końcu połapałem. Dlatego, kiedy tylko zasugerowałeś, że mógłbym pomóc w szkole Allie, zgodziłem się na to. - Miałem w tym ukryty cel. - Wiem, Nate, w porządku. Chciałeś mieć mnie z głowy i... udało się. - Tato, czy ty nie rozumiesz? To było z mojej strony świństwo. Jeżeli ożenisz się z tą kobietą, to stanie się tak, gdyż byłem wobec ciebie nieszczery i wredny. Nie możesz tego zrobić. Po prostu nie możesz. - Spójrz na mnie, synu. Muszę ci teraz powiedzieć: dziękuję. Po raz drugi w życiu będę szczęśliwym człowiekiem. - Tato... - No, dobra. Zacznijmy z drugiego końca. Myślisz, że nie zauważyłem, ile czasu ty i Allie spędzacie razem? Poznałeś Allie dzięki mnie, ale chyba ten fakt nie przeszkodzi ci się z nią ożenić? Odrzucisz szczęście, kiedy oboje czujecie, że jeste- ście dla siebie stworzeni? - Tylko dlatego, żeby udowodnić swojemu staremu, że nie jest w stanie manipulować twoim życiem? - No... - Tak czy nie? - No... Allie patrzyła na Nate'a z przerażeniem. Wiedziała, że gotów jest tak postąpić. Z całą pewnością. Poprosił ją, by spędziła z nim noc, lecz dla niego oznaczało to wyłącznie seks. Jej bracia mieli rację. Dla mężczyzn liczył się głównie seks, nie mi- łość. Kobieta, która uważała inaczej, była zwyczajnie głupia. - Allie... - mruknął Nate, wyczuwając, że się od niego odsuwa. Cofnęła się zdecydowanie w stronę drzwi, w stronę wolności. - Nie odzywaj się do mnie więcej, ty... ty cwaniaku. Zachciało ci się dziew- czyny, a ja byłam pod ręką. Czy nie tak? To się, Nate, nazywa wykorzystywaniem i nie jest specjalnie eleganckie. Mówiąc wprost, jest to tysiąc razy bardziej prostac- S R kie niż te durne podchody, w jakie ty i twój ojciec bawicie się ze sobą... Kiedy po- prosiłeś mnie, żebym spędziła dziś z tobą noc, myślałam, że przyzwalam na zwią- zek, który nas dokądś zaprowadzi, ale to koniec, prawda? Miało się skończyć na seksie. Powinnam się cieszyć, że dotarło to do mnie, zanim nie zainwestowałam za dużo, ale nie czuję radości. Nie czuję nic. - Allie... Otworzyła drzwi. - Nie dzwoń do mnie ani nie przychodz. Nie mam dla ciebie czasu. Wybacz, jestem zajęta... Och, Ted - zwróciła się jeszcze do pana Parkera. - Przepraszam za wszystko i jeszcze raz ci gratuluję. Cieszę się z całego serca... - Wybuchnęła pła- czem i wyszła. Ojciec i syn w milczeniu patrzyli długo na drzwi. Ted odchrząknął. - Coś mi się wydaje, że zjawiłem się tu dziś nie w porę. - Tak jakby - przytaknął ponuro Nate. - Nie pójdziesz do niej? - Po co? Co miałbym jej powiedzieć? Ma absolutną rację. Chciałem się z nią przespać, a nie mam zamiaru... Ojciec spojrzał na niego z litością. - No cóż. Na pewno ci ulży, kiedy powiem, że nie mam czasu ci się naprzy- krzać ani cię pocieszać. Jedziemy z Monicą obejrzeć obrączki. - Pokręcił głową i podszedł do drzwi. - Głupek. Znalazł sobie wreszcie dobrą dziewczynę, i co? Rzuca ją. Niebywałe! Całą tę noc i następny dzień Nate spędził na usprawiedliwianiu się przed so- bą. Zareagował logicznie. Nikt nie życzy sobie, by to rodzice narzucali mu partne- ra. Mężczyzna lubi dokonywać wyboru sam. Pierwszy by przyznał, że Allie jest in- teligentna, seksowna, ma ciekawą osobowość. %7łe umie być przyjacielem, jest doj- rzała, pełna altruizmu, że na pewno byłaby dobrą matką. W innych okolicznościach ta gorąca dziewczyna... Przycisnął zmęczone oczy. Boże, ależ z niego idiota! Abso- lutny kretyn. Tak, tylko co powinien teraz zrobić? Naprawić zlew - to na pewno. S R Być może, myślał, odziedziczyłem po ojcu dwie lewe ręce, ale przynajmniej - tak jak mama - potrafię podnieść słuchawkę i wezwać fachowca. Allie ma szczęście, cholerne szczęście. Jeśli za mnie wyjdzie, nie będzie musiała przez całe życie za- dręczać się z powodu pęknięcia jakiejś rury i patrzeć na porozlewaną farbę. Kurczę, ależ mu tej małej brakowało. Puste było jego łóżko, puste wydawało się mieszkanie, a nawet biuro, w którym nigdy nie była. Zrobiłem się patetyczny, pomyślał, wstając od biurka. I uczynię wszystko, co w mojej mocy, by naprawić błędy. Nie, nie jestem głupi, zaprzeczył swoim myślom. Potrafię, uda mi się. Zapukał w otwarte drzwi pokoju Jareda. - Chodz, muszę z tobą pogadać. Opinia przyjaciela była krótka i pełna współczucia. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|