,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To zapewne Joe Peebles - szepnął Mike do wspartego przednimi łapami o deskę rozdzielczą Kumpla. - Miau - przytaknął kot. - W porządku. - Mike nacisnął pedał gazu i wyjechał z parkingu w ślad za adwokatem. Prosząc Lizę, by poszła do kancelarii, nie wierzył, że w ten sposób wydobędą z Peeblesa jakieś informacje, ale nie postało mu w głowie, że wizyta skończy się przyjazdem policji. Najwidoczniej Peebles zawiadomił Trenta, że ma niespodziewanego gościa. Z czego można wysnuć wniosek, że Joe Peebles ma coś do ukrycia. %7łe też zupełnie nie pamięta tego człowieka, zżymał się Mike, jadąc za lexusem przez zatłoczone ulice Dzielnicy Francuskiej. Czy byli w zażyłych stosunkach, czy też ich znajomość ograniczała się do kontaktów czysto zawodowych? Szperanie w przeszłości mogło okazać się ryzykownym zajęciem. Groziło konfrontacją z bolesnymi odkryciami. Z dwojga złego Mike wolał jednak gorzką prawdę niż życie we mgle. Był przygotowany na najgorsze, byle uciec wreszcie od niepewności. W ciągu minionych pięciu lat nie miał zbyt wielu okazji, 191 RS by angażować się w interesy. Czasami tylko grał do póznej nocy w pokera, i choć stawki były wysokie jak na jego zarobki, nigdy nie oszukiwał. Charakter człowieka nie ulega chyba tak radykalnym zmianom, rozmyślał, nie spuszczając oka z lexusa. Jeśli w ostatnich latach nie miał sobie nic do zarzucenia, to znaczy, że nie miał również powodów obawiać się tego, jaki był w przeszłości. Amnezja nie wyleczyłaby go z wad. Chociaż pamięć zawodziła, pozostał takim samym człowiekiem, jakim był pięć lat temu. I na pewno nikogo nie zabił. Czując, że kot trąca go łebkiem w łokieć, rozluznił palce kurczowo zaciśnięte na kierownicy, zdjął jedną dłoń z kółka i podrapał Kumpla pod brodą. Zachęcony tym gestem kocur wskoczył mu natychmiast na ramię. - Pieszczoch z ciebie. - Nigdy nie przypuszczał, że obecność czworonoga aż w takim stopniu może Doprawić nastrój. W Północnej Dakocie nie miał żadnego zwierzaka. Psy i konie trzymano na ranczo, by pracowały, nie dla przyjemności. - Kiedy wszystko się uspokoi, wezmę sobie kota -mruknął, głaszcząc lśniące czarne futerko. - Chętnie zaproponowałbym ci mieszkanie u mnie, ale Liza mówi, że masz już dom. Kumpel delikatnie ugryzł go w palec. - Ejże, uważaj, wyjeżdżamy z miasta. Lexus przemknął pod wiaduktem autostrady między-stanowej, kierując się ku szosie 1-10. Mike nacisnął na pedał gazu i po chwili 192 RS przedmieścia Nowego Orleanu zostały w tyle. Krajobraz był tu zupełnie inny niż w Północnej Dakocie. Tam ogromne, niezamieszkane przestrzenie, tutaj nawet za miastem panował wieczny ruch i tłok, odbierający człowiekowi poczucie swobody. Dlaczego przed wypadkiem mieszkał w Nowym Orleanie, jak tu wytrzymywał? Nigdy nie uważał się za skłonnego do refleksji, ale nagle uświadomił sobie, że lata spędzone na ranczo Rachel i Gabe'a dały mu szansę zaznania zupełnie innego życia niż to, które widział wokół siebie po przyjezdzie do Luizjany. Kiedy jego zagmatwane sprawy się wyjaśnią, będzie mógł albo zostać w Nowym Orleanie i próbować wejść na powrót w skórę Duke'a Massona, albo wróci do Circus C. Niewielu ludzi miało podobną możliwość wyboru. Tak czy inaczej, ostateczną decyzję uzależniał od Lizy. Jeśli okazałoby się, że nie może tworzyć poza Nowym Orleanem, zostaną oboje w mieście, jeśli zechce się przenieść, osiądą na północy. Samochód mknął gładko przez most nad Lake Pont-chartrain. Mike zerknął na taflę wody, na prujące fale łodzie. - Płytkie to jezioro, ale świetnie się nadaje do żeglowania - powiedział na głos. Skąd o tym wiedział? Miał wrażenie, że kiedyś sam lubił żeglować, niemal czuł w dłoniach liny omasztowania. Gabe zawsze podziwiał jego zręczność w posługiwaniu się lassem. Pochłonięty rozmyślaniami nawet nie zauważył, kiedy wjechał w ślad za lexusem do Slidell, niewielkiego, niczym nie wyróżniającego się miasteczka. 193 RS Joe Peebles zmierzał główną ulicą w kierunku budynku będącego bezczelną imitacją nowoorleańskiej siedziby firmy Massone International. A więc to był cel wyprawy adwokata. Mike przeczytał napis nad wejściem: Kyle La Rue -Import Antyków i krew uderzyła mu głowy. Był tak wściekły, że miał ochotę wpaść do biura Kyle'a i wymóc na nim wyjaśnienia, choćby przy użyciu pięści. Kyle, który udawał serdeczność i troskę w czasie ich ostatniej rozmowy, zdradził go, oszukał! Przed gwałtowną konfrontacją powstrzymał Mike'a tylko zdrowy rozsądek. Jeśli nie chciał ściągnąć sobie na głowę policji, powinien zachować ostrożność. Postanowił ukryć samochód za kępą wierzb obok świecącego pustkami parkingu. Oprócz lexusa Joe i minivana, należącego zapewne do Kyle'a, przed budynkiem nie stał żaden inny wóz. Kyle i Joe. Czyżby to oni chcieli się pozbyć Duke'a Massone, a potem podzielić zyskiem? Mike już przygotował się na długie wyczekiwanie, tymczasem minęło zaledwie kilka minut, a Peebles znowu pojawił się na parkingu. Szybko się uwinął. Wskoczył do swojego samochodu i ruszył pełnym gazem, jakby ścigała go sfora psów gończych. Mike nie próbował za nim jechać. Wszystko wskazywało na to, że jego były wspólnik został sam w biurze. Wzięty przez zaskoczenie być może puści parę z ust. Należało wykorzystać nadarzającą się okazję. 194 RS Zostawił samochód Betty za kępą wierzb i szybkim krokiem przeszedł przez parking. Na szczęście drzwi od zaplecza budynku były otwarte. Pchnął je lekko i ruszył pustymi, pachnącymi woskowanym drewnem korytarzami w poszukiwaniu biura Kyle'a. Minął kolejne otwarte drzwi, wytworny hol, sekretariat, następne drzwi, tym razem prowadzące do gabinetu szefa, jak wynikało z umieszczonej na nich mosiężnej tabliczki. Wokół panowała absolutna cisza, nigdzie nie było żywego ducha. Mike zajrzał ostrożnie do środka. Przez chwilę wydawało mu się, że ma przywidzenia, tak straszne było to, co zobaczył. Kyle LaRue leżał z głową na biurku. Nóż, wystający z jego karku, miał misternie rzezbioną rękojeść. Wyglądał na prawdziwe dzieło sztuki. Liza doskonale wiedziała, że tajniacy depczą jej po piętach, ale nie zamierzała ich gubić. Spokojnym krokiem przeszła obok restauracji, w której kilka godzin wcześniej miał czekać na nią Duke. Chociaż zdawała sobie sprawę, że go tu nie spotka, poczuła rozczarowanie. I niepokój. Miała dwie możliwości. Albo wróci do domu i będzie czekać na jakiś znak od Duke'a, albo pojedzie do Kyle'a LaRue i rozmówi się z nim osobiście. Jego nazwisko było jedyną wskazówką, jaką zdołała wydobyć od Peeblesa. Już miała zatrzymać taksówkę, gdy ktoś zawołał: - Liza! 195 RS Dojrzawszy w tłumie po drugiej stronie ulicy Bettę, szybko przeszła przez jezdnię. Po chwili wiedziała już, co zaszło w herbaciarni. - Dałam mu swój samochód, ale nie wiem, dokąd pojechał. Prosiłam, żeby pózniej czekał na nas w domu Marcelle Ricco - zakończyła relację Szwajcarka. - Dziękuję. - Liza uścisnęła dziewczynę. - Trudno mi zrozumieć, że podjęłaś takie ryzyko, ale z całego serca jestem ci wdzięczna. - Duke nic nie pamięta, ale nadal jest tym samym człowiekiem [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|