, HIM002. Burnes Caroline Detektyw o kocim spojrzeniu 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To zapewne Joe Peebles - szepnął Mike do wspartego
przednimi łapami o deskę rozdzielczą Kumpla.
- Miau - przytaknął kot.
- W porządku. - Mike nacisnął pedał gazu i wyjechał z parkingu
w ślad za adwokatem.
Prosząc Lizę, by poszła do kancelarii, nie wierzył, że w ten
sposób wydobędą z Peeblesa jakieś informacje, ale nie postało mu w
głowie, że wizyta skończy się przyjazdem policji. Najwidoczniej
Peebles zawiadomił Trenta, że ma niespodziewanego gościa. Z czego
można wysnuć wniosek, że Joe Peebles ma coś do ukrycia.
%7łe też zupełnie nie pamięta tego człowieka, zżymał się Mike,
jadąc za lexusem przez zatłoczone ulice Dzielnicy Francuskiej. Czy
byli w zażyłych stosunkach, czy też ich znajomość ograniczała się do
kontaktów czysto zawodowych?
Szperanie w przeszłości mogło okazać się ryzykownym
zajęciem. Groziło konfrontacją z bolesnymi odkryciami.
Z dwojga złego Mike wolał jednak gorzką prawdę niż życie we
mgle. Był przygotowany na najgorsze, byle uciec wreszcie od
niepewności. W ciągu minionych pięciu lat nie miał zbyt wielu okazji,
191
RS
by angażować się w interesy. Czasami tylko grał do póznej nocy w
pokera, i choć stawki były wysokie jak na jego zarobki, nigdy nie
oszukiwał.
Charakter człowieka nie ulega chyba tak radykalnym zmianom,
rozmyślał, nie spuszczając oka z lexusa. Jeśli w ostatnich latach nie
miał sobie nic do zarzucenia, to znaczy, że nie miał również powodów
obawiać się tego, jaki był w przeszłości. Amnezja nie wyleczyłaby go
z wad. Chociaż pamięć zawodziła, pozostał takim samym
człowiekiem, jakim był pięć lat temu.
I na pewno nikogo nie zabił.
Czując, że kot trąca go łebkiem w łokieć, rozluznił palce
kurczowo zaciśnięte na kierownicy, zdjął jedną dłoń z kółka i
podrapał Kumpla pod brodą. Zachęcony tym gestem kocur wskoczył
mu natychmiast na ramię.
- Pieszczoch z ciebie. - Nigdy nie przypuszczał, że obecność
czworonoga aż w takim stopniu może Doprawić nastrój.
W Północnej Dakocie nie miał żadnego zwierzaka. Psy i konie
trzymano na ranczo, by pracowały, nie dla przyjemności.
- Kiedy wszystko się uspokoi, wezmę sobie kota -mruknął,
głaszcząc lśniące czarne futerko. - Chętnie zaproponowałbym ci
mieszkanie u mnie, ale Liza mówi, że masz już dom.
Kumpel delikatnie ugryzł go w palec.
- Ejże, uważaj, wyjeżdżamy z miasta.
Lexus przemknął pod wiaduktem autostrady między-stanowej,
kierując się ku szosie 1-10. Mike nacisnął na pedał gazu i po chwili
192
RS
przedmieścia Nowego Orleanu zostały w tyle. Krajobraz był tu
zupełnie inny niż w Północnej Dakocie. Tam ogromne,
niezamieszkane przestrzenie, tutaj nawet za miastem panował wieczny
ruch i tłok, odbierający człowiekowi poczucie swobody. Dlaczego
przed wypadkiem mieszkał w Nowym Orleanie, jak tu wytrzymywał?
Nigdy nie uważał się za skłonnego do refleksji, ale nagle
uświadomił sobie, że lata spędzone na ranczo Rachel i Gabe'a dały mu
szansę zaznania zupełnie innego życia niż to, które widział wokół
siebie po przyjezdzie do Luizjany. Kiedy jego zagmatwane sprawy się
wyjaśnią, będzie mógł albo zostać w Nowym Orleanie i próbować
wejść na powrót w skórę Duke'a Massona, albo wróci do Circus C.
Niewielu ludzi miało podobną możliwość wyboru.
Tak czy inaczej, ostateczną decyzję uzależniał od Lizy. Jeśli
okazałoby się, że nie może tworzyć poza Nowym Orleanem, zostaną
oboje w mieście, jeśli zechce się przenieść, osiądą na północy.
Samochód mknął gładko przez most nad Lake Pont-chartrain.
Mike zerknął na taflę wody, na prujące fale łodzie.
- Płytkie to jezioro, ale świetnie się nadaje do żeglowania -
powiedział na głos. Skąd o tym wiedział? Miał wrażenie, że kiedyś
sam lubił żeglować, niemal czuł w dłoniach liny omasztowania. Gabe
zawsze podziwiał jego zręczność w posługiwaniu się lassem.
Pochłonięty rozmyślaniami nawet nie zauważył, kiedy wjechał
w ślad za lexusem do Slidell, niewielkiego, niczym nie
wyróżniającego się miasteczka.
193
RS
Joe Peebles zmierzał główną ulicą w kierunku budynku
będącego bezczelną imitacją nowoorleańskiej siedziby firmy Massone
International.
A więc to był cel wyprawy adwokata.
Mike przeczytał napis nad wejściem: Kyle La Rue -Import
Antyków i krew uderzyła mu głowy. Był tak wściekły, że miał ochotę
wpaść do biura Kyle'a i wymóc na nim wyjaśnienia, choćby przy
użyciu pięści. Kyle, który udawał serdeczność i troskę w czasie ich
ostatniej rozmowy, zdradził go, oszukał! Przed gwałtowną
konfrontacją powstrzymał Mike'a tylko zdrowy rozsądek. Jeśli nie
chciał ściągnąć sobie na głowę policji, powinien zachować ostrożność.
Postanowił ukryć samochód za kępą wierzb obok świecącego
pustkami parkingu. Oprócz lexusa Joe i minivana, należącego
zapewne do Kyle'a, przed budynkiem nie stał żaden inny wóz.
Kyle i Joe. Czyżby to oni chcieli się pozbyć Duke'a Massone, a
potem podzielić zyskiem?
Mike już przygotował się na długie wyczekiwanie, tymczasem
minęło zaledwie kilka minut, a Peebles znowu pojawił się na
parkingu. Szybko się uwinął.
Wskoczył do swojego samochodu i ruszył pełnym gazem, jakby
ścigała go sfora psów gończych. Mike nie próbował za nim jechać.
Wszystko wskazywało na to, że jego były wspólnik został sam w
biurze. Wzięty przez zaskoczenie być może puści parę z ust. Należało
wykorzystać nadarzającą się okazję.
194
RS
Zostawił samochód Betty za kępą wierzb i szybkim krokiem
przeszedł przez parking. Na szczęście drzwi od zaplecza budynku
były otwarte. Pchnął je lekko i ruszył pustymi, pachnącymi
woskowanym drewnem korytarzami w poszukiwaniu biura Kyle'a.
Minął kolejne otwarte drzwi, wytworny hol, sekretariat, następne
drzwi, tym razem prowadzące do gabinetu szefa, jak wynikało z
umieszczonej na nich mosiężnej tabliczki. Wokół panowała absolutna
cisza, nigdzie nie było żywego ducha. Mike zajrzał ostrożnie do
środka. Przez chwilę wydawało mu się, że ma przywidzenia, tak
straszne było to, co zobaczył.
Kyle LaRue leżał z głową na biurku. Nóż, wystający z jego
karku, miał misternie rzezbioną rękojeść. Wyglądał na prawdziwe
dzieło sztuki.
Liza doskonale wiedziała, że tajniacy depczą jej po piętach, ale
nie zamierzała ich gubić. Spokojnym krokiem przeszła obok
restauracji, w której kilka godzin wcześniej miał czekać na nią Duke.
Chociaż zdawała sobie sprawę, że go tu nie spotka, poczuła
rozczarowanie. I niepokój.
Miała dwie możliwości. Albo wróci do domu i będzie czekać na
jakiś znak od Duke'a, albo pojedzie do Kyle'a LaRue i rozmówi się z
nim osobiście. Jego nazwisko było jedyną wskazówką, jaką zdołała
wydobyć od Peeblesa.
Już miała zatrzymać taksówkę, gdy ktoś zawołał:
- Liza!
195
RS
Dojrzawszy w tłumie po drugiej stronie ulicy Bettę, szybko
przeszła przez jezdnię. Po chwili wiedziała już, co zaszło w
herbaciarni.
- Dałam mu swój samochód, ale nie wiem, dokąd pojechał.
Prosiłam, żeby pózniej czekał na nas w domu Marcelle Ricco -
zakończyła relację Szwajcarka.
- Dziękuję. - Liza uścisnęła dziewczynę. - Trudno mi zrozumieć,
że podjęłaś takie ryzyko, ale z całego serca jestem ci wdzięczna.
- Duke nic nie pamięta, ale nadal jest tym samym człowiekiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl