, Lekarstwo na zazdrość 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

fem. - Z przerzutką!
- To wspaniale! Kiedy twój tatuś kupi ten nowy dom,
którego szuka, musi znalezć się w nim duży pokój, żebyś
miał gdzie na nim jezdzić.
Chłopiec kiwnął głową.
- Tak, bardzo się na to cieszę. Ale martwię się, że nie będę
miał w Londynie żadnych znajomych.
- Na pewno szybko znajdziesz tu mnóstwo przyjaciół
- pocieszyła go Hanna. - A ja będę cię często odwiedzała,
nawet gdybym pracowała poza miastem.
- Ja też tu będę - dodał Kyle. -I znajdę jakąś miłą panią,
która będzie prowadziła nam dom.
Mógłbyś mieć mnie! - pomyślała Hanna, obrzucając go
pełnym urazy spojrzeniem. Ale on nie zareagował na prze-
S
R
słanie zawarte w jej wzroku, więc doszła do wniosku, że
rozważył taką koncepcję, ale odrzucił ją jako absurdalną.
Nie przejmuj się tym, co robi i mówi Kyle, powiedziała
sobie w duchu. Ciesz się towarzystwem Bena. Może nie znaj-
dą dziś tego domu, więc będą musieli szukać dalej. Im
pózniej to nastąpi, tym łatwiej chłopiec pogodzi się z myślą
o przeprowadzce.
Kyle przyniósł ze sobą gruby plik prospektów różnych
firm, ale interesował go tylko dom położony w Wimbledonie.
- Będzie trochę za duży dla was dwóch - powiedziała
Hanna, kiedy zatrzymali się przed wykwintną, nieco staro-
świecką rezydencją.
- Wolę za duży niż za mały - odparł zdawkowo Kyle.
- Zapomnij o jego rozmiarach i powiedz mi szczerze, co
o nim sądzisz.
- Jest cudowny. Ben będzie się mógł wspaniale bawić
w tym wielkim ogrodzie. Komuś, kto tak jak ja nie miał od
lat własnego domu, to miejsce musi wydawać się rajem.
- Przecież nie widziałaś jeszcze wnętrza. Zaraz je obej-
rzymy.
Pracownik agencji handlu nieruchomościami oprowadził
ich po wszystkich pokojach, zachwalając ich urodę i funkcjo-
nalność. Nastrój Hanny z każdą chwilą się pogarszał. Co ja
tu robię? - pytała się w duchu. Chyba karzę siebie samą za
jakieś nie popełnione grzechy. I dlaczego Kyle mnie poprosił,
żebym pojechała z nimi? Przecież powiedział wyraznie, że
zamierza wynająć gospodynię.
Weszli właśnie do dużej sypialni ozdobionej czerwono-
złotą tapetą. Pracownik firmy odwrócił się do Kyle'a, a po-
tem zerknął na Hannę.
S
R
- Jestem pewien, że ten pokój spodoba się panu i pańskiej
żonie - powiedział z nadzieją w głosie.
Hanna, nie mogąc dłużej wytrzymać napięcia, wyszła na
korytarz.
Kiedy w końcu zakończyli oględziny, usiadła obok Bena
na tylnym siedzeniu samochodu i zapominając o troskach,
zaczęła z nim przyjaznie gawędzić. Chłopiec z ożywieniem
rozprawiał o nowym domu. Kyle nie wyrażał swego zdania,
ale z wyrazu jego twarzy mogła się domyślić, że podjął już
decyzję o jego kupnie.
- Chodzmy teraz wszyscy na lunch - zaproponował
w pewnej chwili, przerywając tok jej myśli.
Ben zgodził się z radością, a ona była zadowolona, że
może spędzić jeszcze odrobinę czasu z dwiema osobami, któ-
re kocha najbardziej na świecie.
W następną środę pojechała do Manchesteru, by odbyć
rozmowę z dyrekcją tamtejszego szpitala. Zaproponowano
jej posadę konsultanta oddziału nagłych wypadków. Ale nie
była wcale pewna, czy zechce ją objąć.
Kyle nie wspominał więcej o sprawie jej przenosin, ale
ona pamiętała dobrze jego słowa. Nie mógł zrozumieć, dla-
czego nie szuka pracy w Londynie. Czy dlatego, że nie chcia-
ła być blisko niego? Marzyła o tym, ale nie na warunkach,
na jakie była dotąd skazana. Spacerując w jesienne popołud-
nie po Manchesterze, pogrążyła się w niewesołych rozważa-
niach.
Przyglądała się stojącym wokół budynkom i myślała
o tym, że pewnie niebawem zamieszka w jednym z nich. Ale
przez cały czas miała przed oczami dom w Wimbledonie,
S
R
który zamierzał kupić Kyle. Przestronne pokoje i piękny,
duży ogród, mogący stać się prawdziwym rajem dla Bena.
Wsiadając do pociągu, który miał ją zawiezć do Londynu,
podjęła decyzję. Postanowiła nie przyjmować proponowane-
go jej stanowiska.
Dlaczego miałaby godzić się na posępną egzystencję
w Manchesterze, kiedy jej serce było gdzie indziej?
- Jak przebiegła rozmowa na temat posady? - spytał ją
we wtorek rano Kyle, gdy tylko pojawiła się w pracy.
- Chyba dobrze.
- Więc zdecydowałaś się na wyjazd?
- Nie... chyba nie - odparła, kręcąc głową.
Jego twarz rozjaśniła się wyraznie, ale ton, jakim mówił,
nadal był chłodny.
- Dlaczego?
- Pracowałam już kiedyś w Manchesterze, Wolałabym
pojechać do innego miasta.
- Rozumiem. A więc postanowiłaś poczekać na jakąś le-
pszą propozycję?
- Owszem.
- Chcę z tobą porozmawiać o jutrzejszym wieczorze 
oświadczył, zmieniając nagle temat. - Nie będzie mnie jutro
w pracy przez większość dnia. Przedstawienie zaczyna się
o siódmej trzydzieści, więc jeśli ci to odpowiada, zabiorę cię
z twojego mieszkania około siódmej. Czy zdążysz się prze-
brać po powrocie z pracy?
- Tak, chyba tak.
- Doskonale. W takim razie jesteśmy umówieni.
Przez resztę dnia był w doskonałym humorze i dobrze
S
R
wiedział, z jakiego powodu. Hanna nie zamierza wyjechać
do Manchesteru!
Nie chciał myśleć 0 tym, że może dostać propozycję ob-
jęcia posady w jakimś innym odległym mieście. Po prostu
był zadowolony, że na razie zostaje w Londynie. Cieszyła go
też perspektywa jutrzejszego spotkania i wspólnej wyprawy
do teatru.
Postanowił tym razem porozmawiać z nią szczerze i miał
nadzieję, że otrzyma pożądaną odpowiedz na pytanie, jakie
zamierzał jej zadać.
To będzie nasza pierwsza prawdziwa randka od wielu lat,
pomyślała Hanna w piątek rano. Miała przeczucie, że okaże
się ona bardzo ważna.
Tego ranka w bazie panował niewielki ruch, ale po połud-
niu otrzymali wiele zgłoszeń. Pozostali lekarze nie wiedzieli
o tym, że Hanna jest umówiona z Kyle'em. Nic więc dziw-
nego, że kiedy przed wieczorem wezwano ich do wypadku,
właśnie ona musiała do niego polecieć.
Po przyjęciu zgłoszenia nerwowo zerknęła na zegar. Do
zakończenia dyżuru zostało już tylko pół godziny. Ale ona
wiedziała dobrze, że nikt nie może zagwarantować jej termi-
nowego powrotu. A ponieważ pozostali lekarze wyszli już
do domu, nie mogła nikogo prosić, żeby ją zastąpił.
Jack, który miał jakieś plany na wieczór, też nie był za-
chwycony, ale jak zwykle przyjął wyrok losu z pogodą ducha
i po chwili wzniósł się w powietrze.
Hanna wystukała numer komórkowego telefonu Kyle'a,
by poinformować go, że może się spóznić na spotkanie. On
jednak nie odpowiadał. Mogła więc tylko mieć nadzieję, że
S
R
on dostrzeże przelatujący nad miastem śmigłowiec sanitarny
i zadzwoni do niej, by spytać, kiedy będzie wolna.
- Chyba nie jesteś bardzo zadowolona z tego wyjazdu
- mruknął ze współczuciem Jack. - Czyżbyś miała jakieś
ważne spotkanie?
- Owszem - odparła z irytacją, zastanawiając się, co po-
wiedziałby Jack, gdyby wiedział, z kim jest umówiona.
Musieli wylądować w zatłoczonym o tej porze centrum
miasta. Jakaś amerykańska turystka zapomniała chyba o tym,
że w Anglii panuje ruch lewostronny, i wyszła na jezdnię
wprost pod koła nadjeżdżającego samochodu. Przewiezienie
jej do szpitala karetką zajęłoby w godzinie szczytu mnóstwo
czasu, dlatego wezwano do niej śmigłowiec.
Jack krążył przez chwilę nad domami, zanim znalazł ka-
wałek Wolnej przestrzeni i wylądował. Kiedy Hanna dotarła
w końcu na miejsce wypadku, ujrzała starszą kobietę, która
leżała na chodniku i jęczała z bólu. Miała złamaną nogę
w biodrze.
W chwili wypadku była na ulicy sama, ale teraz histery-
cznym głosem błagała o wezwanie jej męża, który przebywał
w pobliskim hotelu i nie miał pojęcia o tym, co się wy-
darzyło.
Dowodzący akcją oficer posłał po niego jednego z poli-
cjantów, a sam zaczął przesłuchiwać kierowcę samochodu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl