, Lindsay Yvonne Prezent na gwiazdkę 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie udało jej się, za szybko wsiadłaś do autobusu, ale widziała jak wcześniej wstąpiłaś
do apteki.
- Co w tym dziwnego? - Holly broniła się jeszcze, ale wiedziała, że człowiek o jego
inteligencji domyśli się natychmiast, co było celem jej zakupów.
Connor nie miał ochoty na gierki i przepychanki i przeszedł od razu do sedna swo-
jej wizyty.
- Zrobiłaś już test? - Chwycił ją za ramiona i zajrzał prosto w jej wystraszone błę-
kitne oczy.
- Nie wierzę, że mnie szpiegowałeś! - Holly udała oburzenie, ale oblała się ru-
mieńcem nie ze złości, ale pod wpływem bliskości jego silnego ciała.
Nawet w takiej sytuacji nie potrafiła zapanować nad wpływem, jaki na nią miał.
Odwróciła głowę, aby nic nie spostrzegł.
- Puść mnie.
Connor zauważył, że jego dłonie przytrzymują jej ramiona zdecydowanie za moc-
no. Zażenowany swoim zachowaniem zwolnił uścisk i wsadził ręce głęboko w kieszenie
marynarki.
- Powiedz mi, proszÄ™.
- Nie wiem.
R
L
T
- Nie wiesz, jaki jest wynik, czy nie chcesz mi go wyjawić?
- I to, i to.
- To znaczy, że go zrobiłaś?
- Tak, leży w łazience - przyznała cicho, ale nie ruszyła się z miejsca.
Stała ze spuszczoną głową, zaciskając mocno oczy. W kilku szybkich krokach
Connor pokonał drogę do łazienki. Cisza, która po tym zapadła, powiedziała jej wszyst-
ko. Wyszedł z toalety z lekko zaczerwienionymi oczyma, trzymając w ręce plastikowy
patyczek z okienkiem.
- Nie... Powiedz, że to nieprawda! - Nogi ugięły się pod nią i opadła z krzykiem na
metalowe krzesło.
Pokój wirował niebezpiecznie wokół niej, a żołądek ścisnął skurcz bólu.
- Ależ tak, jesteś w ciąży. Ze mną. - Potwierdził lodowatym głosem.
- O Boże! - Kolejna fala mdłości złapała ją w swój zimny uścisk i Holly ledwie
zdążyła dobiec do łazienki.
Gdy całkowicie wyczerpana uniosła w końcu głowę znad muszli, poczuła, jak cie-
pła dłoń Connora gładzi ją delikatnie po plecach.
- Już?
Skinęła tylko głową i oparła się o wannę.
- W takim razie umyj twarz i chodz ze mną - zażądał raczej niż poprosił.
- Z tobą? Do pracy? - Holly spojrzała na niego nieprzytomnie, przepłukując twarz
chłodną wodą.
Connor podał jej ręcznik zwisający z haczyka wbitego w ścianę obok obtłuczonej
umywalki i, rzucając jej zatroskane, ale i pełne nieugiętej determinacji spojrzenie, odpo-
wiedział spokojnie, jak do dziecka:
- Nie, do lekarza.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
- Jest w ciąży. To pierwsze tygodnie, ale nie mam wątpliwości.
Kuzynka Connora zamknęła za sobą drzwi do gabinetu, w którym Holly ubierała
siÄ™ po badaniu.
- Cholera. - Przestał krążyć po pokoju i opadł na krzesło dla gości przy biurku
Carmen.
- To ją przyprowadziłeś na świąteczne przyjęcie, prawda?
Connor skinął głową.
- Myślałam, że wasz tata nie pochwala romansów biurowych.
- To był wypadek przy pracy - uśmiechnął się krzywo, kręcąc głową z niedowie-
rzaniem.
- No, to teraz będziesz miał pełne ręce roboty - odpowiedziała z ciepłym błyskiem
w oczach.
- Tak. Nic jej nie będzie? - Connor zastanawiał się, dlaczego Holly jeszcze do nich
nie dołączyła.
- Jeśli zacznie dobrze się odżywiać i odpocznie, to wszystko powinno być w po-
rządku. Polecę jej witaminy na wzmocnienie, ale jeśli chcecie mieć zdrowe dziecko,
Holly musi zacząć o siebie dbać.
Zdrowe dziecko! Zakręciło mu się w głowie z emocji.
Zostanie ojcem! Oczy zaszły mu łzami wzruszenia, a gardło ścisnęło się pod
wpływem emocji.
- Nie ma obaw, już ja jej przypilnuję.
Holly siedziała na fotelu ginekologicznym jak zaczarowana z ręką przyciśniętą do
płaskiego brzucha. Nie mogła uwierzyć w diagnozę. Brzmiało to jak okrutny żart. Całe
życie zachowywała nadzwyczajną ostrożność i nie pozwoliła nikomu zbliżyć się na tyle,
by mógł ją skrzywdzić. Tylko jeden jedyny raz potrzeba miłości i bliskości wzięła górę
nad rozsądkiem i teraz miała zapłacić za to najwyższą cenę. Nie mogła zrezygnować z
R
L
T
płacenia za szpital Andrei, a to co zostawało z jej zarobków ledwie starczało na pokrycie
jej najbardziej podstawowych potrzeb.
Czy miała zafundować tej małej istocie życie w biedzie, bez ojca, bez rodziny, ja-
kiegokolwiek wsparcia ze strony okrutnego świata?
Doskonale wiedziała, jak smakuje taka egzystencja i nie chciała jej fundować wła-
snemu dziecku. A jeśli odziedziczy ono jakąś straszliwą chorobę? Czy znajdzie w sobie
siłę, by opiekować się kolejną ukochaną osobą i patrzeć na jej przerażające cierpienie?
Holly zwinęła się w kłębek i oparła rozpalone czoło o nagie kolana. Jedno wie-
działa na pewno - nie może sobie pozwolić na pokochanie tej istoty rosnącej w jej ciele.
Miłość to luksus, na który jej nie stać.
Zza zamkniętych drzwi dobiegły ją stłumione głosy. Nie zdziwiłaby się, gdyby
Connor knuł ze swą kuzynką jakiś spisek, który ma ją ubezwłasnowolnić i pozbawić
prawa decydowania o własnym ciele. Najwyższy czas wziąć się w garść i zacząć działać,
zanim inni przejmą kontrolę nad jej życiem.
Tylko co teraz począć? Rozmyślała, gorączkowo ubierając się. Ktoś zapukał do
drzwi i po chwili do pokoju zajrzał Connor, którego oczy dziwnie błyszczały.
- Wszystko w porzÄ…dku?
Jego pytanie wydało jej się tak absurdalne, że zaśmiała się gorzko.
- Nie, nic nie jest w porzÄ…dku. To jakiÅ› koszmar.
Connor zmarszczył brwi i spojrzał na nią surowo.
- Dołącz do nas. Musimy porozmawiać o twoim stanie.
- O moim stanie? A co was obchodzi mój stan? - Holly nie dbała, czy rani jego
uczucia i czy takiego zachowania nie przypłaci utratą pracy. Gorzej już być nie mogło.
Nie odpowiedział, ale otworzył szeroko drzwi i głową wskazał jej krzesło przy
biurku Carmen. Wściekła, że znów ktoś uzurpuje sobie prawo do sterowania jej życiem,
usiadła nadąsana na wskazanym miejscu. Na szczęście teraz była już dorosłą, silną ko-
bietą i nie musiała pozwalać, by inni nią manipulowali.
- Carmen przepisała ci suplementy, żeby wzmocnić twój organizm. Musisz zacząć
o siebie dbać.
R
L
T
Holly aż pociemniało w oczach z gniewu. Całe dzieciństwo dorośli ustalali, co dla
niej dobre, a co nie i nie pytali jej o zdanie. Nie po to walczyła o niezależność, by teraz
podporządkować się kaprysom bogaczy, którym wydaje się, że rządzą światem.
- Nie będziesz mi mówić, co mam robić - wycedziła. - To moje ciało i mój wybór.
Nie chcę, by na świecie pojawiło się kolejne niechciane dziecko.
Oczywiście Connor nie miał pojęcia, o czym mówi. W jego świecie wszystkie
dzieci miały kochających rodziców i dziesiątki krewnych, pomyślała ze złością.
- Niechciane? - Connor aż zacisnął pięści, by opanować wzburzenie. - Nawet nie
wiesz, jak bardzo siÄ™ mylisz.
Carmen chrząknęła zakłopotana.
- Myślę, że macie kilka spraw do omówienia, ale niestety ja nie mogę wam już
więcej pomóc.
- Masz rację, dziękujemy ci bardzo za pomoc. - Connor zreflektował się i, złapaw-
szy Holly za łokieć, pociągnął ją do drzwi.
Gdy wsiedli do samochodu, Holly odwróciła się w stronę okna i nienawistnym
wzrokiem wpatrywała się w przestrzeń za szybą.
- Chcę, żebyśmy się dobrze zrozumieli, Holly. Nie zostawię cię teraz samej.
Zerknęła na jego palce zaciśnięte na kierownicy tak mocno, że pobielały mu knyk-
cie. Odwróciła głowę z powrotem w stronę szyby. Był bogaty, zdeterminowany i mógł
wyrzucić ją z pracy - czy miała jakąkolwiek szansę w bezpośredniej konfrontacji?
- Holly? - Nalegał.
- Okej, rozumiem - odezwała się w końcu, zrezygnowana.
- W porzÄ…dku.
Connor włączył silnik i wyjechał z parkingu. Pogrążona w niewesołych myślach
Holly, przymknęła oczy, wyczerpana dramatycznymi wydarzeniami dnia. Gdy silnik
zgasł, przebudziła się z płytkiego, niespokojnego snu i ku swemu zaskoczeniu za szybą
ujrzała budynek Knight Enterprises, a nie swój dom. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • modemgsm.keep.pl