,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skałę. Niesiona ku mauzoleum trumna Ebnezuba przypominała srebrny okręt, wznoszący się na wzburzonych ludzkich falach. Gdy kondukt zbliżył się do grobowca, wokół jego podstawy rozbrzmiały trąby. Dał się słyszeć donośny, dobiegający ze środka zgrzyt metalu i szczęk kołowrotów. Grube jak męskie ciało spiżowe odrzwia, ozdobione fryzami przedstawiającymi chwalebne rządy Ebnezuba, zaczęły się otwierać, po raz ostatni tej wieczności, jak szeptali między sobą zgromadzeni. Wierzeje rozwarły się szeroko, gdy straż przednia konduktu dotarła do wejścia do mauzoleum. %7łołnierze przeszli przez próg i wstąpili przy dzwięku fanfar w mroczną czeluść. Na ten widok rozległy się i głośne lamenty, i owacje, których echo rozbrzmiało pomiędzy murami miasta a mauzoleum; pomruki zebranych ścichły dopiero, gdy wśród głębokich cieni zniknął sarkofag Ebnezuba. W grobowcu żołnierze oraz prowiant i sprzęty zostali rozdzieleni do odrębnych pomieszczeń. Przewidywano trudności związane ze zniesieniem w dół stromych tuneli ciężkiego sarkofagu władcy. W grobowcu czekała już nowa zmiana niewolników, mających zastąpić zdyszanych notabli. Zadanie to okazało się jednak nad wyraz trudne i spowodowało całkowite zablokowanie ruchu w głównym korytarzu i częste postoje tylnej części konduktu. Koniec końców postanowiono nie ryzykować powtórki z fatalnego wypadku Ebnezuba na pochyłej rampie. Gdy trumna dotarła do galerii środkowej, przymocowano ją linami i wolno opuszczono po pochyłości na drewnianych prowadnicach. Kolejne opóznienia nastąpiły w niższym tunelu, jeszcze gorsze i dłuższe zaś, gdy lśniąca trumna znalazła się w komnacie królewskiej, gdzie pod ścianami ustawiono całe stosy skrzyń ze skarbami i precjozami. Sklepienie sali lśniło w blasku lamp jak rozgwieżdżone nocne niebo. Wniesiona do tej pełnej przepychu i bogactw komnaty trumna miała zostać wstawiona do czekającego tam sarkofagu i zamknięta ciężkim kamiennym wiekiem. Wreszcie, kosztem bardziej lub mniej poważnych obrażeń kilku niewolników, zadanie to wykonano, a mieniący się złotem sarkofag zniknął pod pokrywą z zimnego kamienia. Królowa Nitokar nie posiadała się z wściekłości. - Szybciej, lenie parszywe! - ponaglała niewolników. - Zostawcie, co przynieśliście, i jazda z powrotem! Pozostawiwszy swą lektykę i noszowych w środkowej galerii, królowa krążyła w tę i z powrotem po wyłożonej wspaniałą mozaiką posadzce królewskiej komnaty. W dłoni miała długi, prosty bat, którym przedtem poganiała noszowych, teraz zaś smagała nim na prawo i lewo, chłoszcząc pierzchających niewolników równie gorliwie, jak wcześniej rozdawała monety. - Te świecidełka nie są dla mnie nic warte. Niech zgniją tu, obok tego tłustego wieprza! - Smagnęła batem podstawę sarkofagu. - Och! Mierzi mnie już przebywanie w tych grobowcach. Takie tu przeciągi. Miasto czeka, bym objęła w nim rządy! - Królowo moja, czy mogę zasugerować... byś pohamowała się odrobinę w ten święty dzień,? Jesteś wszak teraz w miejscu świętym. Odziany w błyszczącą szatę, arcykapłan Ellaela, wysoki mężczyzna z wyraznym brzuszkiem, jedyny jej towarzysz w tej chwili, stał teraz dość niepewnie obok królowej. - Mam się hamować? Dlaczegóż to monarchini miałaby się hamować? Nitokar odwróciła się i uniosła bat, jakby chciała smagnąć go po policzku. Gdy cofnął się trwożliwie, wybuchnęła śmiechem. - Nie, kapłanie nie musisz się lękać. Potrafię się hamować i czynię to. Jeśli jednak mój obecny stan psychiczny działa na ciebie deprymująco, odejdz, nie będę cię zatrzymywać. Są tu jeszcze inne pomieszczenia. Poślę po ciebie, gdy komnata będzie gotowa do zamknięcia. - Wasza wysokość, moje miejsce jest tutaj, obok Was i króla. - Nie, odejdz. - Postąpiła krok w jego stronę i mężczyzna cofnął się. - I niech twoi kapłani nie czają się u wejścia. Chcę zostać sama z mą ukochaną córką, bym mogła pożegnać się z nią po raz ostatni. Patrzyła jak kapłan, raz po raz kłaniając się nisko, opuszcza komnatę. Po jego wyjściu odwróciła się w stronę wielkiego sarkofagu, gdzie milcząca i zrezygnowana klęczała księżniczka Afrit. Brązowe kędziory włosów opadały na jej ciężkie od kajdan nadgarstki, połączone złotymi łańcuchami z otworem w kamiennej podstawie trumny. Na obliczu dziewczyny, bladym jak koszula, którą nosiła, nie było śladów łez. Widniał na nim jedynie wyraz całkowitej rezygnacji. - Tak oto, moje dziecko, już wkrótce pozbędziesz się mnie na zawsze. Pozbędziesz się wszystkich ludzi, a także trosk i kłopotów całego zewnętrznego świata, zostanie ci tylko twój zdziecinniały ojczulek nieboszczyk. - Królowa poklepała obłą boczną ścianę sarkofagu. - Ach, zapomniałabym o twoim wspólniku, popleczniku w zdradzieckim spisku przeciwko mnie. Możesz sobie z nim rozmawiać, póki ci tchu w piersiach starczy. Ja odbyłam już z nim dość długą i rzekłabym, dość wyczerpującą pogawędkę - wskazała batem na dziwnie skręconego Aramasa, który z rozdziawionymi ustami siedział pod ścianą opodal, przykuty żelaznymi kajdanami opasującymi jego kostki do złoconego kamiennego bloku. Siedział skulony, ale widać było wyraznie sińce i nie zagojone rany na jego ramionach i goleniach. Najwyrazniej musiał być strasznie torturowany. - Zaiste okropne to, gdy młoda dziewczyna spiskuje przeciwko własnym rodzicom - ciągnęła Nitokar, ignorując niewolników, którzy wciąż wnosili skarby do komnaty. - Co uczyniło cię tak twardą, moje dziecko? %7łałuję, że nie mogłam poświęcić ci więcej czasu, by matczyną opieką i surową dyscypliną zyskać sobie jeśli nie twoją miłość, to przynajmniej szacunek. Wiem, dyscyplina potrafi zdziałać cuda. Tak jak w przypadku tego tam, Aramasa. Z początku był twardy i nieprzystępny; to za twoją sprawą tak zhardział, że gotów był wystąpić przeciwko prawowitej władczyni tego miasta. Wkrótce jednak zaczął skomleć i błagać o prawo wyjawienia mi swych najskrytszych sekretów. Wył i wywrzaskiwał twoje imię na całe gardło. O tak, wiem, w jaki sposób należy postępować z młodymi mężczyznami. Z tobą także bym sobie poradziła, ale twój ojciec zawsze był temu przeciwny. Chciał zachować cię nieskalaną. Nawet po jego śmierci nie miało spotkać cię nic złego. Ciekawe, w jaki sposób mógłby teraz temu zapobiec? Nitokar zaśmiała się i cięła Afrit batem przez ramię. Księżniczka syknęła w głos i przyłożyła dłoń do ramienia, na którym pojawiła się krwawa, nabrzmiała pręga. - Ale, cóż to, księżniczko? Kiedy królewski trybunał zdecydował o twoim losie, nic nie wspomniano, że masz zostać pogrzebana w tym mauzoleum w jakimkolwiek przyodziewku. Zciągaj to! - Nitokar rzuciła się naprzód, schwyciła za rąbek koszuli Afrit i pociągnęła silnie. Cienki materiał pękł niemal na całej długości, a dziewczyna krzyknęła, szarpiąc krępujące ją okowy. - O tak! Spróbuj teraz ukryć swój srom! - Nitokar znów zaczęła wymachiwać batem, chłoszcząc Afrit po obnażonych nogach i plecach. - Oto, co powinno cię spotkać, gdy tylko zaczęłaś donosić na mnie ojcu! Księżniczka uchylała się jak mogła, usiłując raz i drugi dosięgnąć swej prześladowczyni kopnięciami, ale wobec kąsającego bata i zjadliwego języka była zupełnie bezradna. Wreszcie królowa uspokoiła się, a szlochająca Afrit osunęła się ciężko i oparła plecami o podstawę sarkofagu. - No i co się tak gapicie? - Nitokar odwróciła się w stronę pary niewolników, którzy, kompletnie zaskoczeni przyglądali się batożeniu księżniczki. Królowa uniosła w dłoni bat. - Skoro jestem waszą królową, musicie nauczyć się być równie ślepi jak niemi! - Wrzasnęła na całe gardło za pierzchającą parą. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Podobne
|